piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 3

   Do trzeciej w nocy, Hovery pomagała poszkodowanym w namiocie. Mimo braku możliwości uratowania kilku żołnierzy, nie załamywała się i twardo skupiała uwagę na innych potrzebujących. Razem z pozostałymi czterema pielęgniarkami dawały z siebie wszystko, aby ocalić tych, co byli już na skraju śmierci. Presja w namiocie medycznym była bardzo męcząca, ale też dodawała determinacji, która z pewnością obrastała serca wszystkich pomagających.
   Hov nie myślała, że już drugiego dnia jej pobytu tutaj, będzie brała udział w tak wielkiej akcji pomocniczej. Sądziła, że zacznie się od zaszycia paru niewinnych ran, czy wyciągnięcia kuli z barku. A tymczasem, miała okazję praktykować swoje umiejętności już na jednej dziesiątej tutejszej jednostki. Jednak z drugiej strony cieszyła się, że od razu zostały wypuszczone na głęboką wodę. To tylko je wzmocniło i uświadomiło, że to miejsce nie jest placem zabaw dla amatorów.
   Skończyła swoją zmianę czuwania nad rannymi i teraz w końcu może iść się przespać. Czuła jak nogi jej ciążą, a na twarzy ma osad pyłu i potu. Marzyła tylko o swoim kawałku łóżka.
   Weszła do namiotu, nasłuchując cichego chrapania Darrena, ale w egipskich ciemnościach panowała cisza. Po omacku podeszła do jednej z półek, na której znajdowała się lampka na baterie i włączyła ją. Światło rozlało się po całym pomieszczeniu, ukazując także siedzącą sylwetkę na łóżku. Przestraszona pisnęła i chwyciła się za serce.
    - Fletcher! Chcesz, abym zeszła na zawał? - warknęła, powoli opanowując oddech.
   Mężczyzna siedzi na łóżku z wyciągniętymi przed siebie nogami. Twarz ma spokojną i zamyśloną. Ma na sobie białą koszulkę bez rękawów i spodnie wojskowe, a w ręku trzyma butelkę piwa.
    - Dlaczego siedzisz po ciemku?
    - Myślę - odparł, posyłając jej krótkie spojrzenie. Ton miał odpychający, jakby jej pytanie było zbędne.
   Laing wywróciła oczami i chwyciła za swój ręcznik oraz piżamę. W tym momencie prysznic wydawał jej się o stokroć lepszy, niż przebywanie z tym gburem.
    - Cóż, nie będę ci przeszkadzać. - Zarzuciła sobie ręcznik na ramie i udała się ku wyjściu.
    - Czekaj.
    Zatrzymała się i westchnęła cicho. Czego jeszcze od niej chce? Wykrzyczeć, że przez nią musiał przerwać swoje refleksje? Nie miała ochoty na kłótnie.
     - Tak? - Przestąpiła z nogi na nogę zniecierpliwiona.
    Patrzył na nią beznamiętnym wzrokiem, przeszywając ją na wylot, jakby chciał ją przejrzeć. Wytrzymała jego spojrzenie, próbując zgadnąć o czym myśli, ale jego wyraz twarzy nic nie mówił. W końcu zwrócił oczy ku podłodze.
     - Ile osób nie udało się uratować? - Jego głos był cichy, wręcz nie pasujący.
    Tym pytaniem zbił ją z tropu.
     - Umm... dziewięć - Jej głos także się zmienił.
   Zawisła nad nimi cisza. Cisza, która - można by było pomyśleć - jest przeznaczona z szacunku dla poległych. Hovery widziała jak powoli uchodzi z nich życie. I nagle zapragnęła dowiedzieć się, co było powodem niepowodzenia akcji. Dlaczego do obozu wróciło trzydziestu rannych? Za jaką cenę ta dziewiątka przypłaciła życiem a wielu innych wiecznym kalectwem? I ughh... Wiedziała, że nie powinno ją to obchodzić, że to nie jej sprawa, ale tak bardzo chciała się dowiedzieć w ilu procentach ta cała masakra pokrywa się z jej dziwnym przeczuciem. 
     - Co się właściwie stało?
     - Co? - Zmarszczył brwi, najwyraźniej zaskoczony jej pytaniem.
     - Pytam o waszą misję. Co poszło nie tak? - ciągnęła dalej. Podeszła do łóżka i usiadła na krawędzi, bacznie obserwując reakcję Darrena. Nie wiedziała jak zareaguje na jej wścibskie pytania, ale sądząc po tym jak powoli zaczął się napinać - źle.
     - Dlaczego o to pytasz? To nie twoja sprawa. - Zmierzył ją nieufnym spojrzeniem.
     - Ja... Po prostu miałam przeczucie, że coś się stanie i...
   Prychnął wykrzywiając usta w pogardliwym uśmiechu.
     - Przeczucie? W takim razie, może teraz przed każdą misją będziemy cię pytać jak nam pójdzie? Chcesz zostać naszą wyrocznią? Huh? - Jego każde słowo ociekało kpiną. - Na wojnie nigdy nie można przeczuć co się stanie. Nie można przewidzieć, że zostaniemy zapędzeni w zasadzkę, i że z helikopterów zaczną do nas strzelać oraz zrzucać pociski. Ależ nie, przecież ty to wszystko przewidziałaś! - krzyczał i szeroko gestykulował rękoma. Był wściekły, sarkastyczny i sztucznie rozbawiony.
     Hov urażona zerwała się z łóżka. Zacisnęła pięści, a z oczu tryskała jej furia. Miała ochotę go uderzyć w tą kwadratową szczękę i sprawić, aby siniak utrzymał się przez kilka następny tygodni. Nie miał prawa tak się do niej odnosić. Przecież nie powiedziała nic złego!
    - Mówisz tak, żeby się wyżyć. Czujesz się winny, ponieważ wiesz, że to ty dałeś się zapędzić w kozi róg!
   Na jej słowa Darren także wstał z łóżka. Górna warga drgała mu ze złości, gdy szybkim krokiem znalazł się przy niej. Potargane włosy opadały mu na czoło, a zbyt ciemny odcień brązu jego tęczówek zmienił się  jak zawsze w czerń. Pomimo jego odstraszającej, napiętej sylwetki, która teraz znalazła się przy Laing, ona nie cofnęła się nawet o krok. Przeciwnie. Wyciągnęła wyżej szyję, aby choć trochę dorównać mu wzrostem i wyzywająco skrzyżowała ręce na piersiach.
    - Coś ty powiedziała? - wycedził przez zęby.
    - Prawdę. Twoje ego ucierpiało przez to, że zostałeś okantowany. Nie mogłeś tego przewidzieć, Darren. Dlatego też nie musisz siebie winić za to co się stało. I nie wyżywaj się na mnie. Każdemu zdarza się popełnić błąd.
    - Ty nic nie wiesz o wojnie. Tutaj błędy są odpowiedzialne za życie setki żołnierzy! I nie pieprz mi o moim ego, bo nic o mnie nie wiesz! Nawet nie wyobrażasz sobie, co powinienem ci teraz zrobić, za to jak się do mnie odzywasz. Jestem twoim dowódcom do cholery! - Już nawet nie powstrzymywał słów ani krzyku. Jest na nią tak zdenerwowany, że jedyne co w sobie powstrzymuje to świerzbiące ręce.
    - A ja nie jestem twoim żołnierzem! - Odepchnęła go od siebie tak, że cofnął się o pół kroku.
   Spojrzał na nią szerzej otwierając oczy. Wyjdź stąd zanim jej oddasz Darren, powtarzał w myślach. Oceniał wzrokiem jej postawę i wiedział, że jest gotowa popchnąć go znowu. Nie zamierzał bić się z kobietą, ale ona tak bardzo działa mu na nerwy, że nie wie czy wytrzyma. Dlatego zacisnął pięści i siłą woli odwrócił się, po czym wyszedł z namiotu.
   Musiał ochłonąć i wyżyć się. Przytłaczała go myśl, że ona może mieć rację co do jednej rzeczy. Czuł się winien za wprowadzenie swojego wojska w zasadzkę. Rzadko zdarza mu się popełniać błędy jeśli chodzi o podejmowanie decyzji i gdyby posłuchał Henrego... Cóż, może i nikt by nie ucierpiał. Henry kazał przyczaić się na konwój wroga na górze zbocza góry, skąd na pewno widzieliby nadlatujące helikoptery. Jednak Darren uparł się, aby zejść niżej. Sądził, że w ten sposób szybciej będą mogli zaatakować Pakistańczyków i unicestwić im umiejscowienie ładunków wybuchowych. Gdyby znajdowali się wyżej, mogliby nie zdążyć zejść lub zostaliby wcześniej zauważeni przez co wróg szybko mógłby uciec. Plan wydawał się dobry. Jednak to Pakistan rozdawał karty w tym rozdaniu i to on wygrał. Ale mało kto wie, że Darren już obmyśla plan odwetu.
    Fletcher zaczął iść ku sklepieniu dwóch gór, które służą jako dwie wielkie ściany okalające obóz. Z lotu ptaka można zauważyć, że tworzą one kąt trójkąta. Ta idealna zasłona dobrze chroni z trzech stron świata. Nie mogli wybrać lepszego miejsca.
   Hovery. Jego myśli znów wbiegły na tor tej dziewczyny. Według niego jest ona przemądrzałą, pozbawioną szacunku prowokatorką. I może owszem, pomogła jemu przyjacielowi Terremu, ale nie zamierzał jej za to padać do stóp. To i tak był jej obowiązek. Z drugiej strony, gdy wleciał z Brooksem do namiotu medycznego, nie było żadnej wolnej osoby, która by się nim zajęła. Hovery mogłaby uznać, że skoro trzyma się na nogach to zajmie się nim później. Ale nie zrobiła tego.
    W końcu dotarł do jednego ze swoich ulubionych miejsc. W pionowej ścianie góry jest wydrążona szeroka półka, którą odkrył jakiś miesiąc tamu. Od tamtego czasu często przychodzi tu i kładzie się na nią, aby wpatrywać w rozgwieżdżone niebo. Dzisiaj jednak zamierza tu spędzić resztę nocy.

   Rankiem Hovery nie zastała w łóżku Darrena. Nie słyszała też, aby w nocy wrócił po swoim wyjściu. No cóż, jej to odpowiadało.
   Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że spała tylko cztery godziny. Nie mogła pozwolić sobie na jeszcze kilka chwil leniuchowania, ponieważ wiedziała, że jest potrzebna w namiocie medycznym. Szybko się ubrała i umyła. Po kilkunastu minutach już szła w stronę czerwonego krzyża.
   Po drodze rozglądała się po całym obozowisku. Wszędzie przechadzali się żołnierze. Niektórzy pół nadzy z odsłoniętą klatką piersiową i ręcznikiem przerzuconym przez ramię udawali się pod prysznic. Inni siedzieli w stołówce i jedli śniadanie. Czuła na sobie kilkanaście par oczu i co natykała się na twarze gapiów, ci posyłali jej zalotne uśmiechy. Nie znosiła tego. Czuła się jak kawał mięsa pośród wygłodniałych hien, ale nic nie mogła na to poradzić. Dlatego czym prędzej czmychnęła do namiotu medycznego.
    - O, Hovery - usłyszała głos Boba Clintona. Mężczyzna nie wyglądał za dobrze. Podkrążone oczy świadczyły o nieprzespanej nocce, a blada skóra o wygłodzeniu. - Dobrze, że jesteś. Poradzisz sobie razem z Soffią? Musze iść na śniadanie, nic nie jadłem od siedmiu godzin. Rebecca i Daria przed chwilą poszły się przespać, ale powiedziały, że za cztery godziny do was dołączą. Zwróć szczególną uwagę na mężczyznę z przestrzeloną piersią. Jego stan jest krytyczny. - Wskazał na jedno z łóżek.
    - Oczywiście. Proszę się nie martwić - pokiwała uspokajająco głową.
   Bob wypuścił z ulgą powietrze i uścisnął ją za ramię. Uśmiechnął się wdzięcznie po czym wyszedł z namiotu.
    - Cześć, jak się spało? - Hovery usłyszała cieniutki głosik za sobą. Odwróciła się i zauważyła rozpromienioną Soffię.
   Dziewczyna ma dziewiętnaście lat a urodą przypomina lalkę. Jest po prostu słodka. Długie kasztanowe włosy splotła w warkocz. Duże, błękitne oczy idealnie komponują się z jasną cerą, a na nosie ma  porozsypane urocze piegi. Hovery znów zastanowiła się co taka delikatna osóbka robi w takim miejscu.
    - Cześć. Dość... krótko - oznajmiła uśmiechając się.

   Dziewczynom przyniósł śniadanie jeden z żołnierzy. Po zjedzeniu obydwie gorączkowały się przy opiece nad rannymi. Na szczęście tak jak mówił Bob o jedenastej dołączyły z pomocą Daria i Rebecca, dzięki czemu praca szła szybciej i łatwiej.
    - Jakie masz kontakty z współlokatorem? - zapytała Soffia przestając na moment obrywać listki tymianku.
   Razem z Hovery zaparzały teraz zioła dla wszystkich potrzebujących.
   Laing zastanowiła się przez chwilę, czy powiedzieć prawdę. Jednak po chwili stwierdziła, że Soffia jest tak wyrozumiałą osobą, że nie będzie osądzać ani skarżyć. Bardzo polubiła się z dziewczyną.
    - Hymm... To trudny człowiek. Nie dogadujemy się i...
    - Chodźcie na obiad, dziewczyny - przerwała jej Daria, zerkając na zegarek.

   Po chwili wszystkie wmieszały się w długą kolejkę prowadzącą do namiotu przy którym wydzielano jedzenie. Przez chwilę Hov stała tuż za Soffią, ale wepchnął się przed nią jakiś barczysty facet. Zirytowana postanowiła to zignorować, tłumacząc sobie, że głupszym się ustępuje.
   Czekanie w upale ciągnęło się niemiłosiernie. Od dziesięciu minut stała w samym środku kolejki nie ruszając się o krok. Sytuacji nie poprawiał szczerbaty mężczyzna za nią, który non stop "przypadkowo" na nią wpadał. Dwa razy próbował rozwinąć z nią temat o pogodzie, czy jedzeniu, lecz Hovery, wyczuwając podteksty w jego zdaniach ograniczała się tylko do krótkich, zwięzłych odpowiedzi.
   Znudzona wpatrywała się w szerokie ramiona łysego faceta przed sobą, kiedy kątem oka zauważyła jak dany osobnik klepie Soffię w pośladek.
    - Czy ty właśnie mnie klepnąłeś? - Dziewczyna odwróciła się do niego gwałtownie. Jej oczy wręcz zabijały spod przydługawej grzywki. Jednak jej cała groźna postawa wyglądała dość komicznie, łącząc się z delikatną urodą.
    - Chciałabyś - prychnął mężczyzna przed Hovery.
    - Hej! - Hov chwyciła go za twardy biceps i stanęła obok koleżanki. - Chociaż się przyznaj. Widziałam co zrobiłeś.
   Łysy mierzył teraz obydwie dziewczyny pogardliwym spojrzeniem. Laing wyczuwała też szerszą, zaciekawioną publiczność w około, ale nie obchodziło ją to. Pewnie oparła dłonie o biodra.
    - Po prostu przeproś - drążyła dalej, nie uginając się pod jego lodowatym spojrzeniem.
   Mężczyzna wyszczerzył się niczym rekin.
    - Za to też? - Po tych słowach zamachnął się i nim Hovery zdążyła się zorientować jej także wymierzył klapsa.
   Reakcja dziewczyny była natychmiastowa. Porzuciła zasadę "głupszym się ustępuję" i niczym zwierzę rzuciła się na niego z pięściami. Zaczęła okładać jego klatkę piersiową i kopać go po udach próbując trafić w kroczę.
    - Ty! Obleśny! Kretynie! - darła się pomiędzy ciosami. Łysy próbował złapać ją za nadgarstki, ale jej ruchy były szybsze. W końcu odepchnął ją od siebie, powodując, że prawie upadła.
   To jeszcze bardziej rozjuszyło brunetkę i łapiąc równowagę znów ruszyła ku niemu. Gdy już miała na niego naskoczyć, poczuła jak ktoś łapią ją w tali i próbuje odciągnąć od celu jej ciosów. Skutecznie powoli się od niego oddalała i nie mogła go już uderzyć rękoma. Wykorzystując ostatnią szansę, odepchnęła się od ziemi i tak machnęła nogą, że napakowany łysol dostał w szczękę. Widząc jak jego głupkowaty uśmieszek schodzi mu z twarzy, usatysfakcjonowana przestała się wyrywać.
   Gdy została już wystarczająco odciągnięta od zamieszania, poczuła jak osoba która ją obezwładniła chwyta za jej kark. Musiała stanąć na wprost niego.
    - Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął Darren - Rzucasz się z pięściami na żołnierza? Oszalałaś? - Potrząsnął nią lekko. Jest bardzo zły a zarazem zdziwiony.
    - Puszczaj. - Wyszarpała się z jego kleszczy. - Sam zaczął.
   Próbowała uspokoić oddech.
    - Co zrobił? - spytał zaciekawiony unosząc brwi.
   Cholera. Nie mogła mu powiedzieć. Pamięta jego słowa - " Nie przychodź do mnie z płaczem, gdy ktoś cię uszczypnie w tyłek". Co prawda nie płacze, ale i tak byłoby to użalanie się nad sobą. Ona miała swoją godność i nie zamierzała się skarżyć, chociaż dana sytuacja tego wymaga. Tu chodzi też Soffię. Stanęła w jej obronie i ani trochę tego nie żałuje.
    - Zasłużył - odpowiedziała wymijająco.
   On westchnął ociężale i wydawało jej się przez chwilę, że przez jego twarz przebiegł cień zmęczenia. Ale nie przez pogodę czy upał - tym wszystkim.
    - Muszę zaprowadzić cię do admirała.

   Po kilku minutach czuła się jak na dywaniku u dyrektora. Stała w niewielkim, prostokątnym kontenerze, który służył jako biuro, wnioskując po regałach sięgających do samego sufitu, na których leżały poukładane stosy dokumentów. Przy jednej ze ścian z oknem siedział za biurkiem Henry McDonet, którego wyrwano od pracy obecnością Darrena i Hov.
   Po chwili do pomieszczenia wparował także łysy z... szczerbatym, który zagadywał brunetkę w kolejce. Dziewczyna uśmiechnęła się wrednie do mięśniaka widząc formującego się sińca przy jego kąciku ust.
    - Dobrze. Więc możemy zaczynać - powiedział Henry, mierząc wszystkich obojętnym spojrzeniem. Najwyraźniej nie był zadowolony, że mu przeszkadzano.
    - Admirale ja... - zaczął łysy, ale natychmiast przerwał, gdy zauważył uniesioną dłoń McDoneta.
    - Kobiety mają pierwszeństwo, Scott. - Wskazał na Laing tą samą dłonią. - Opowiedz co się stało, dziecko.
   Spojrzała nieufnie na zebranych. To wszystko tak przypominało jej szkolną procedurę. Zjawienie się uczniów, bura od dyrektora a potem... kara. Ciekawe co będzie tą karą. Nagle zaczęło robić się jej bardzo duszno. Kontener był naprawdę niewielki, a obecność tych wszystkich osób bardzo ją przytłaczała. Niestety klaustrofobia nie ma żadnych zalet.
    - Stałam w kolejce na obiad, kiedy on wepchnął się przede mnie i stanął za moją koleżanką. Po jakimś czasie zauważyłam jak ją klepnął. Kazałam mu przeprosić, ale on stał się bardziej arogancki.
    - I dlatego zaczęłaś go bić? - zapytał Henry.
   Bardzo nie chciała się żalić, mówiąc, że jej także to zrobił. Jednak pragnienie, aby poniósł konsekwencje było silniejsze.
    - Wyprowadził mnie z równowagi klepiąc także i mnie - wyrzuciła w końcu z siebie. Zażenowana spuściła wzrok na buty.
    - Rozumiem. Scott, teraz ty.
   Czuła jak na nią patrzy.
    - Admirale, sięgając do kieszeni spodni przypadkowo dotknąłem tamtej dziewczyny. Jednak jej - Wskazał palcem na piwnooką - nie tknąłem. Oczywiście do czasu, gdy nie rzuciła się na mnie z pazurami. Na dowód mam świadka, który wszystko widział. - Spojrzał na szczerbatego.
    - To nie prawda! - krzyknęła.
    - Cisza. Steven, czy tak właśnie było? - Henry zwrócił się do tyczkowatego, młodego chłopaka z trądzikiem na twarzy.
    - Tak, admirale.
   Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Czy w ramach zemsty za to, jak go spławiała, gdy tylko zarzucał swój tani podryw będzie teraz kłamać? Na pewno widział jak było naprawdę!
    - Ale...
    - Przykro mi Hovery, ale Scott ma świadka. Nikt nie przyszedł tutaj, aby stawić się za tobą. Takie są procedury. - powiedział sucho siwiec.
    - Przecież...
    - Nie tolerujemy bójek w obozowisku. Mimo, że nie jesteś jednym z żołnierzy to nadal tutaj przebywasz i obowiązują cię te same zasady z którymi na pewno zapoznał cię twój przełożony, Bob Clinton. Niesprawiedliwe byłoby, gdybym ci odpuścił, zrozum. Jako, że to twój pierwszy występek, kara będzie łagodniejsza. Posiedzisz do dwudziestej pierwszej w izolatce. - Skinął głową do Darrena po czym zanurzył nos w papierach na stole.
   Oniemiała spojrzała na przebiegle uśmiechającego się Scotta. Miała wielką ochotę uderzyć go ponownie. Mogła pocieszyć się jedynie faktem, że ten siniak utrzyma się przez kilka dni i będzie mu gorąco o niej przypominał.
   Darren złapał ją pod łokieć i wyprowadził na zewnątrz. Ogarnęła ją złość do Henrego. Dlaczego nie dociekał prawy? Dlaczego nie zawołał Soffię, aby wysłuchać jej zeznań? Przecież sama nie mogła tego zrobić.
    - Henry był bardzo zajęty. Nie miał czasu się w to zagłębiać - stwierdził brunet, prowadząc ją przez obozowisko. No jakby czytał w jej myślach.
    - I to ma być niby sprawiedliwość? A dlaczego ty się nie odezwałeś? - warknęła, gromiąc go wzrokiem.
    - Widziałem jedynie jak próbujesz się bić.
    - Jak próbuję?
    - Można nazwać to tylko próbą - zadrwił, ukazując szereg białych zębów. - Następnym razem radzę ci się nie wychylać. Ani ja, ani McDonet nie lubimy osób, które zakłócają ład w obozowisku.
    - Nie zamierzam ubiegać się o twoją sympatię. Nie pozwolę sobie, aby ktoś mnie obmacywał! Mam do siebie szacunek - mruknęła.
   Darren uniósł brwi.
    - Naprawdę liczyłaś na to, że w tym miejscu wszyscy mężczyźni będą trzymać rączki przy sobie, gdy tu przyjedziecie? - W głosie pobrzmiewało mu niedowierzanie.
   Hovery spojrzała na niego oszołomiona.
    - Czyli nie wierzysz w wersję Scotta?
   Fletcher nic już jej nie odpowiedział, bo zatrzymali się przy małym kontenerze. I dopiero teraz Hovery uświadomiła sobie, jak będzie musiała spędzić najbliższe bite siedem godzin. Ogarnęło ją przerażenie. Nie wytrzyma! Ma klaustrofobię! Jedyne czego się obawia to małe, zamknięte pomieszczenia, których tak unikała przez całe życie.
    - Czy... czy to tutaj mam siedzieć? - zapytała, siląc się na to, aby jej głos nie drżał.
    - Tak. - Sięgnął do kieszeni spodni i odkluczył metalowe drzwi.
   Oczy Hovery wypełniły się lodowatym przerażeniem, gdy zauważyła, że nie ma okien.
    - Wskakuj - zachęcił brunet.
   Dziewczyna jednak stała w miejscu, obmyślając jak wybrnąć z tej sytuacji. Zagadywać go ile tylko wlezie? Nie, to nie przejdzie. A może wykorzystać trik z "Jasia i Małgosi" i poprosić, aby sprawdził czy w środku nie ma szczurów, po czym zatrzasnąć za nim drzwi?, knuła w myślach nierealne plany. Jak uniknąć siedzenia w tym przeklętym kontenerze a jednocześnie nie ujawniać swojego lęku?
   Darren przyglądał się jej niepewnej minie i nerwowo potrząsającej stopie. Sądził, że nieugięta i pewna siebie wejdzie do środka, aby pokazać jaka jest nieustraszona. A tymczasem na jej twarzy maluje się strach.
    - Och, współczuję. Chłopaki nie raz musieli sikać w środku, przez co strasznie śmierdzi. - Udał przejęcie sprawą. - A teraz właź tam. Za każdą minutę opóźnienia, będziesz miała minutę doliczoną.
   Nic Hovery nie przyszło do głowy. Żaden pomysł. To chyba lęk zaćmił jej umysł i jest w stanie robić tylko mechaniczne czynności jak na przykład: oddychanie.
   Podeszła bliżej i poczuła odór moczu. Nie żartował w tej kwestii.
    - Darren, proszę - szepnęła, nie kontrolując wypowiedzianych słów. Zapewne gdyby miała trzeźwy umysł, nigdy o nic by go nie poprosiła, ale ten przeklęty strach nią manipuluje.
    Mężczyzną wstrząsnęło zdziwienie na jej słowa. Hovery Laing pokazuje, że ma miękką skórę? Zaraz, czy w jej oczach czają się łzy? Cholera Darren, nie daj się nabrać na jej gierki, ganił się w myślach. Spuścił wzrok, aby jej maślane oczy nie wywołały na nim żadnego współczucia. Dotknął jej pleców i popchnął lekko ku wejściu.

   Nie ma pojęcia ile już tutaj siedzi. Godzinę? Pięć? Straciła rachubę czasu odkąd on zatrzasnął drzwi. Ale przyzwyczaiła się do smrodu, więc pewnie długo. W myślach przez cały czas ma obraz z przeszłości, od którego ta cała fobia się zaczęła. Nie potrafi go wyprzeć. Nie potrafi powstrzymać łez, przez które boli ją głowa. Nie umie powstrzymać trzęsienia całego ciała, ani jęków przerażenia. Nie pamięta, kiedy ostatnio była w takim stanie, ani kiedy płakała. Chyba jakieś pięć lat temu.
   Ma odczucie, że już zawsze będzie czuć się jak w tym momencie. Nigdy jej stąd nie wypuszczą. Jest tutaj uwięziona na zawsze. Czuje, że każda cząsteczka jej ciała jest zakuta łańcuchami w środku tego pomieszczenia...
   Nagle jej policzków dotyka podmuch świeżego powietrza. Światło wieczornego zmroku wydobywające się z zewnątrz opada na podłogę! a do środka ktoś wchodzi. Nie widzi kto przez łzy w oczach. Siedzi, nie rusza się i szlocha. Zaczynają do niej docierać stłumione odgłosy, ale nie rozumie znaczenia słów. Mężczyzna. Poznaje po sylwetce. Postać klęka przy niej i bierze na ręce po czym wynosi z tej klatki. Gdy są już na dworze potrafi przyjrzeć się jego twarzy. Zna ją. Terry.


~***~
Muszę przyznać, że sama jestem zaskoczona akcją w tym rozdziale. Nawet nie planowałam napisać takiej scenki, wszystko wyszło tak... spontanicznie. No i powinno pojawić się jeszcze kilka akapitów, ale wybaczcie, już nie mam siły ;)
Muszę podziękować za wszystkie cudowne komentarze!!! Dodają motywacji <3
Martwi mnie tylko ich ilość. Przy rozdziałach czy na samym blogu jest znacznie większa liczba wyświetleń, a tak mało komentarzy? Zachęcam więc do ich pisania. To dla mnie bardzo ważne.
ASK 




6 komentarzy:

  1. Cudowne <3 Tak bardzo chcę więcej.
    Błagam pisz szybko next.Te sceny są niesamowite i wciagajace :* Bardzo podoba mi się twój styl pisania jest poprostu bezbledny :) Te jak i zarówno poprzednie opowiadanie jest strasznie wciagajace.Możesz być z sb dumna! Ohh już sie nie moge doczekać co wydarzy się w kolejnym rozdziale :)
    A tak przy okazji to SPAM jesli byś mogła to wejdz prosze na mojego bloga i ocen go. :) mi takze zalezy na opinii :* pozdraeiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ŁAŁ ! Pod ostatnim rozdziałem trochę Ci pogderałem i muszę powiedzieć że w tym mam o wiele mniej pretensji ;p . Jak zwykle końcówki każdego kolejnego rozdziału mnie powalają , są coraz lepsze i bardziej zaskakujące ! KOCHAM TERREGO ! Darren oczywiście tez jest fajny , podoba mi sie ta jego otoczka nieugiętego którą chce pokazać Hov , chociaż widać , że dużo mysli o tym wszystkim co się dzieje.Najlepsze w rozdziale ? (poza końcówka oczywiście) , KŁÓTNIA , kurde czytałam na jednym wdechu i z każdym kolejnym przeczytanym słowem moje wrażenie powiększało się ! , jestem trochę zła że Hov pokazała słabość , no ale wszyscy je mają nie ? . Ogólnie wrażenie jakie zrobił na mnie ten rozdział jest o wiele lepsze nić przy poprzednim , więc pisz częściej na spontanie <3 . Oczywiście na koniec życze dużo weny i standardowo czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział , a coś czuje że wdeptasz mnie nim w ziemie , bo jak widać szykuje si akcja Hov + Terry !

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałość ! Dopiero dzisiaj weszłam na poprzedniego bloga i zobaczyłam notkę o tym opowiadaniu. Bardzo ciekawa i niepowtarzalna fabuła, do tego główna bohaterka jest pielęgniarką a ja też studiuję pielęgniarstwo,więc to dodatkowo mnie wciąga i sprawia,że chcę więcej ! Akcja w tym rozdziale ,kłótnia i izolatka, mega zaskakujące i wzbudzające tysiąc emocji na raz,czytałam nie mogąc się oderwać ! Czekam z niecierpliwością na kolejny ,pozdrawiam serdecznie ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, naprawdę prześwietny! :)
    Myślałam, że Darren uderzy Hovery ;o W sumie to dobrze, że jednak się powstrzymał... Nie szanuję facetów, którzy biją kobiety (szczególnie te bezbronne) ;x
    A potem ta sytuacja na stołówce, myślałam, że pęknę ze śmiechu xD To szlachetne, że Hov stanęła w obronie koleżanki, ale jak potem zaczęła bić tego faceta, to było komiczne xD Bójka pielęgniarki z żołnierzem xD
    Ale ta jej kara za to... Nie dość, że została niesłusznie oskarżona, to jeszcze dostała taką karę...! Nie dziwię jej się, że na chwilę okazała słabość - każdy się jednak czegoś boi i nie zawsze udaje nam się to kontrolować... (gdyby wrzucili mnie do dziury z pająkami, też bym okazała słabość ;o) W ogóle ostatnio doszłam do wniosku, że ja chyba też mam klaustrofobię... Duszę się w ciasnych pomieszczeniach, brakuje mi tchu, nie mogę oddychać. Jeśli Hovery ma podobnie, to jej naprawdę współczuję :( Boże, nigdy w życiu bym tak nie chciała... Powinnam być zła na Darrena za to, że ją tam wpuścił, nawet widząc jej łzy w oczach, ale... Skąd on mógł wiedzieć, że Hov boi się małych pomieszczeń? Przecież faktycznie mogła tylko udawać ;o
    Rozwaliły mnie jednak próby ułożenia planu pt. "Jak zmusić Darrena, by nie wepchnął mnie do środka"
    Czyli to:
    "A może wykorzystać trik z "Jasia i Małgosi" i poprosić, aby sprawdził czy w środku nie ma szczurów po czym zatrzasnąć za nim drzwi?"
    Uwielbiam Cię, po prostu uwielbiam! xoxo
    I życzę wesołych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam to co do tej pory ukazało się na blogu :d i powiem, ci ze zaczyna się bardzo, bardzo dobrze :)
    przeczytałam i czuję, że gdyby było juz 50 rozdziałów to pochłonęłabym w jeden wieczór. Oby tak dalej ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa Terry <3
    Kocham twoje opowiadanie bo jest ono bardzi autentyczne, przynajmniej mu sie tak wydaje.
    Wgl ciesze sie ze rozdzialy sa tskie dlugie c:
    Powodzonka i weny zycze :*

    OdpowiedzUsuń