wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 15

    - To suka - zabluźnił Terry.
    - Drugi szpieg, hę? - Darren spojrzał porozumiewawczo na Hovery, która smutnym a zarazem wściekłym wzrokiem obserwowała zdradziecką koleżankę.
   Przypomniał sobie, jak podczas napadu na ich obóz, Rebecca i Soffia powiedziały mu, że Darię zabrali Irakijscy żołnierze. Musiały nie dostrzec samowolności z jej strony...
    - Nigdy bym jej o to nie podejrzewała - stwierdziła dziewczyna, uzmysławiając sobie nagle, iż przecież miała ku temu powody.
   Już w pierwszych dniach przyjazdu do Afganistanu chłopczyca pałała niechęcią do obozu i wszystkich otaczających ją ludzi. Zdarzały się dnie, gdzie znikała na całe godziny, zostawiając pozostałe trzy pielęgniarki z rękoma pełnymi roboty. Tak samo było w dzień napadu. Nie zjawiła się na swojej zmianie i nikt nie wiedział, gdzie owa Daria się znajduje. Hovery pamięta jak dziś swoją złość na koleżankę, gdy nie przybyła do namiotu medycznego, by im pomóc. Ciekawe, czy w tym czasie pomagała opróżniać zbrojownię...
    - A kto był pierwszym szpiegiem? - Brooks nie bardzo orientował się w całej sytuacji.
    - Scott, ale nie mamy teraz czasu na ploteczki - zaczął ostrym tonem Darren. - Pomyślmy jak wydostać się z tego gówna. Oficer może zejść w każdej chwili do piwnicy i zorientować się, że nas nie ma.
   W tym momencie cała trójka znów przeniosła spojrzenia na oficera rozmawiającego z Darią. Niestety już ich tam nie było a w miejscu, w którym stali zrobiła się mała kałuża.
    - Gdzie oni się podziali? - brunetka próbowała przebić się przez odgłos spadających dużych kropli deszczu. Czuła jak woda spływa jej po całej twarzy a włosy kleją się do skóry.
    - Pewnie już nas szukają... - mruknął Terry i jak na zawołanie, z piwnicy wybiegła grupka uzbrojonych żołnierzy, spomiędzy których wyłonił się ich przywódca, wykrzykując różne niezrozumiałe słowa. Wymachiwał rękoma, dzieląc swoich ludzi na mniejsze zespoły i wskazywał im kierunki, gdzie za pewne mają zacząć poszukiwania. Emanowała od niego wściekłość. - To mamy przesrane. Jeszcze minuta i nas znajdą. Mówię wam, spieprzajmy od razu.
    - Zamknij się. Do tego potrzebny jest plan - fuknął Fletcher, próbujący skupić myśli. - Nie będą nas teraz szukać tutaj, na głównym placu obozowiska. W tym deszczu nikt z daleka nas nie rozpozna. Trzech strażników przy bramie przyłączyło się do poszukiwań, więc pozostało nam tylko dwóch. - Lekko wychylił się zza opon, by jeszcze raz ocenić drogę. - Tak jak mówiła Hov, przejdziemy obok namiotów, i  tak jak mówiłeś ty, będziemy szli luźnym krokiem, jakby nigdy nic. Żadnego biegu, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. - Spojrzał na kolegę i dziewczynę, poszukując u nich aprobaty czy też zrozumienia.
   Terry był gotowy do działania i to było widać po jego minie. Hovery zaś starała się taka być, maskując trzęsące wargi, do których napływały krople. Mimo to, wzrok miała ufny, wierzący w powodzenie.
   Nagle Brooks objął ją ciasno ramieniem i przytknął do swego boku. Następnie pocałował ją w mokre włosy i szepnął coś do ucha, na co piwnooka lekko się uśmiechnęła.
    - Damy radę - stwierdziła optymistycznie, napotykając jeszcze wnikliwe spojrzenie Darrena.

   Łatwo poszło im z przemieszczeniem się obok namiotów. Tak jak było mówione w planie, szli zwyczajnie, zamaskowani wśród gęstego deszczu, przed którym ludzie pochowali się w namiotach. Hov po środku, pilnowana przez mężczyzn, przy których czuła się bezpiecznie. Gdy doszli do bramy, nie było już tak łatwo. Kazali dziewczynie zaczekać w wąskiej wnęce płotu a sami zakradli się od tyłu do uzbrojonych żołnierzy.
   Najpierw wytrącili im z dłoni ciężkie karabiny, a potem zaczęła się walka wręcz. Wszyscy czterej wzrostem i masą byli do siebie podobni, dlatego walka przeobraziła się w wyrównaną bitwę. Hovery miała wrażenie, że odgłosy ciosów są tak głośne, że rozchodzą się po całym obozie, informując wszystkich dookoła o sytuacji. Pragnęła się jakoś przydać i pomóc, ale co mogła zrobić? Nienawidziła się w tamtej chwili za swoją bezużyteczność, która przeradzała się w dodatkowy balast.
    - Pierdolony sukinsyn!
  Usłyszała warknięcie Terrego a potem trzask, jakby łamanych kości. Dojrzała jak chłopak trzyma swoją martwą ofiarę za szyję oraz za łopatki, po czym z obrzydzeniem rzuca nią o ziemię. Darren już kończył z własnym przeciwnikiem za pomocą żelaznego uścisku na gardle, gdy nagle zza pleców Terrego wyłonił się następny żołnierz. Dziewczyna nie zdążyła ostrzec niczego nieświadomego kolegę, gdy napastnik przyłożył mu broń do głowy.
   Zamarła. Jej uszy już usłyszały strzał a oczy zobaczyły bezwładne ciało, zalewające krople deszczu.
   Lecz nic takiego nie wydarzyło się na prawdę. Wróg jedynie zaczął wydzierać się do Darrena, który zszokowany, ale opanowany posłusznie puścił ledwo żywego strażnika. Następnie żołnierz wyjął z kieszeni krótkofalówkę, przez którą wydał informację zapewne o zajściu. Nie rozumiała słów, chociaż stała ukryta dwa metry dalej.
   Wszystko działo się szybko i impulsywnie, dlatego Hov nawet nie zorientowała się kiedy chwyciła porzucony metalowy i gruby pręt. Jedyne co wtedy wiedziała, to to, co musiała zrobić, bo krzyki nie ustępowały, Terry nadal miał przytkniętą spluwę do głowy a nadchodzące wsparcie wroga, wywoływało paniczną presję.
   Podchodząc cicho od tyłu, wychwyciła tylko skamieniałe spojrzenie Fletchera i już zamachnęła się nad głową Irakijczyka. Pod wpływem uderzenia, pręt zadrżał jej w dłoniach i upuściła go. W tej samej sekundzie potężny wojskowy, którego planowała chociażby ogłuszyć, odwrócił się w jej stronę z koszmarnym wyrazem twarzy, który za pewne będzie się jej śnił po nocach.
   Czy on ma głowę ze stali...?, pomyślała przerażona.
   Napastnik, jednocześnie trzymając jedną ręką Terrego, potężną łapą odepchnął ją w tył, w wyniku czego upadła jak szmaciana lalka. Później zaczął się do niej zbliżać, by wymierzyć jej kopnięcie, ale ktoś strzelił mu prosto w głowę i olbrzym opadł swoim cielskiem na drobną dziewczynę.
   Naprawdę starała się długo powstrzymywać krzyk, jednak teraz wybuchła spanikowana. Błyskawicznie próbowała zepchnąć z siebie tego mężczyznę, który ważył chyba trzy razy więcej niż ona. Pomogło jej w tym dopiero silne kopnięcie Darrena. Poczuła ulgę, mogąc oddychać.
   To on musiał go zabić, gdyż trzymał w dłoni glocka Terrego.
    - Cicho już. Nic ci nie jest - uspokajał, chcąc chwycić ją na ręce.
    - Sama pójdę.
   I wstała bez jego pomocy. Nadal oganiał ją mały szok, przez który działała mechanicznie.
   Jednak po chwili już dopadł do niej Brooks, który złapawszy ją za rękę, podleciał do stojącego przed bramą jeepa. Cała trojka wsiadła pośpiesznie do niego, widząc nadciągających żołnierzy z naprzeciwka. Terry szybko zadziałał z kabelkami, by odpalić pojazd, do którego nagle zaczęto strzelać.
    - Mała, kładź się, kurwa!!! - Darren sięgnął do tylnego fotela na którym siedziała ona i szarpnięciem za głowę, szybko sprawił, że leżała plackiem.
   - Mówiłam, że masz mnie tak nie nazywać!!!!
   I oto, oblewani deszczem i obsypywani gradem zabójczych pocisków, odjechali w nieznanym im kierunku, byle dalej od tego wszystkiego.

    - Jadą za nami?
    - Terry, patrz przed siebie!
    - Co z Hov?
    - Nic mi nie jest.
    - Uratowałaś nam tyłki, wiesz o tym? - Brooks odwrócił się i ścisnął jej dłoń w geście podziwu i podzięki. - Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką znam.
    - Tak, wszyscy o tym wiemy - wtrącił Darren, jednocześnie szarpiąc go za ręką, którą trzymał brunetkę - a teraz patrz na cholerną drogę. - Był podenerwowany.

   Jechali już blisko dwie godziny, gdy nagle samochód wyzionął ducha. Skończyło się paliwo. Nie padało już tak mocno i można było mniej więcej rozejrzeć się po terenie dookoła, dzięki wyłaniającemu się co jakiś czas księżycowi. Przed sobą mieli jedynie zarys wysokich wierzchołków gór. Równiny pozostawili za sobą, gdzie i tak nie mogliby wrócić. Zważywszy na wyjątkowo ciemną noc, pewnie nawet nie widzieliby gdzie stawiają stopę. Także gwiazdy dziś nie miały ochoty olśniewać swym blaskiem.
   Dlatego ukryci wśród skał, spędzili noc w terenówce.

   Wczesnym rankiem to Hovery wstała pierwsza, podczas gdy mężczyźni jeszcze słodko spali, powyginani na przednich fotelach w łamliwych pozycjach.
   Czuła się okropnie. Było jej zimno przez całą noc. Włosy do teraz miała wilgotne, tak jak ubrania. Nie mogła dłużej znosić tego nieprzyjemnego odczucia dreszczu przez mokre tkaniny, dlatego postanowiła wykorzystać fakt wciąż śpiących kolegów.
   Cichutko wyszła z samochodu i stanęła pod ostrzałem przyjemnych, porannych promieni słońca. Przymknęła oczy, wracając myślami do ostatniej nocy. Najważniejsze, że udało im się uciec i najokropniejsze, że Darren zdradził pozycję Kwatery Głównej swoich ludzi. Czuła się temu strasznie winna, przez co coś wyżerało ją od środka.
   Po chwili ściągnęła mokrą bluzkę, pozwalając by wiatr połaskotał jej skórę. Zostając w staniku, rozłożyła ubranie na dachu samochodu, żeby w jakimś stopniu wyschło, po czym postanowiła zerknąć do bagażnika w poszukiwaniu jakichś przydatnych rzeczy.
   Jej oczy niemal rozpłynęły się pod tym widokiem. Znalazła dwie butelki wody mineralnej oraz siatkę z kilkoma tarczami tutejszego chleba khobez. Doprawdy nie mogła uwierzyć jakie mają szczęście! Jakie ona ma szczęście od początku przyjazdu tutaj, pomimo wielu tragicznych sytuacji, w które została wplątana. Sądziła, iż ma jakiegoś stróża, trzymającego pieczę nad nią i nad jej towarzyszami.
   Siedząc na skraju bagażnika zajadała się kawałkami pieczywa, które w sumie nie było pierwszej świeżości, ale nie zwracała na to uwagi. Patrzyła na majaczące równiny przed sobą, będąc myślami w Bostonie, w jej domu.
    - Dzień dobry.
   Usłyszała obok siebie męski głos. Niemal nie zakrztusiła się jedzeniem. Odwróciła głowę i ujrzała bezczelny uśmiech nad sobą, oraz wzrok, który zatrzymał się na jej dekolcie.
   Niech to.
    - Dzień dobry - odpowiedziała, jednocześnie wstając z miejsca. Prześlizgnęła się zawstydzona obok mężczyzny, aby sięgnąć do dachu samochodu, gdzie powinna być jej bluzka.
   Niestety, gdy wyciągnęła po nią rękę, wymacała tylko blachę.
    - Tego szukasz? - rzucił kpiąco, wymachując jej materiałem przed nosem. Z twarzy nie znikał mu ten cwaniacki uśmieszek.
    - Daj to - warknęła dziewczyna, już mocno zażenowana tą sytuacją. Poczuła jak policzki ją pieką i najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
   Wyrwała rękę do złapania jej własności, ale on był szybszy. Uniósł dłoń wysoko nad głową, prowokując piwnooką do dalszego przekomarzania się z nim. Tylko dla niej to nie było zabawne...
   Ponownie wyskoczyła po bluzkę, niezdarnie na niego wpadając. On przerzucił ją do drugiej ręki, a potem wykorzystując ich przypadkowe zbliżenie, naparł na Hovery tak, że przycisnął ją do tylnych świateł jeepa. Przygwoździł jej biodra swoimi a ręce zablokował przedramieniem.
    - Terry, co ty wyprawiasz? - wystękała płaczliwym głosem.
    - Jeden buziak i jest twoja.
    - Żartujesz sobie?
   Chłopak przysunął policzek na co ona wygięła się w tył, w miarę swoich możliwości. Nie wiedziała czy tylko się wygłupia, czy tli się w nim powaga.
    - Hov, to tylko buziak. Chyba że wcale nie chcesz zakrywać swoich atutów - nalegał, chichocząc, kolejny raz usadzając swoje gały na jej dekolcie.
    - Zostaw! Mnie to nie bawi! - Próbowała wyswobodzić się spod niego. Jednak ona nie miała siły na chociażby ogłuszenie faceta metalowym prętem, a co dopiero na siłowanie się z umięśnionym żołnierzem, wyższym o głowę.
    - Co tu się dzieję? - zapytał Darren, który nagle zjawił się obok nich. Z uniesionymi brwiami i srogim wzrokiem przyglądał się tej dwójce, a bardziej Brooksowi, który górował nad dziewczyną w ich pozie. Mina Hov wyrażała wściekłość. - Co ty z nią robisz? Kurwa, wiesz jak to wygląda? - Podniósł nieco głos, gdy zauważył jak dziewczyna stoi w samym staniku a bluzkę trzymał on. Dostrzegł nawet łzy w kącikach jej oczu.
    - Tylko się wygłupialiśmy. - Chłopak odsunął się od brunetki i podał jej bluzkę.
   Ta szybko ją na siebie włożyła i nie spoglądając na ani jednego, wymruczała:
    - Popaprańcy... - I odeszła.
   Darren podszedł bliżej kolegi.
    - Chciałeś sobie pomacać, czy co? - oskarżycielsko drążył temat.
    - No coś ty, stary. Po prostu siedziała taka smutna i chciałem ją rozweselić. Wygłupiałem się tylko.
    - Jej się to jakoś nie podobało.
    - Zdawało ci się.

   Po dwudziestu minutach ruszyli. Wzięli ze sobą oczywiście zapasy, które znalazła Hov, i butelkę Rumu, którą - po przeszukaniu całego auta - znaleźli chłopacy pod siedzeniem.
   Znów musieli zmierzyć się z górami, tyle że Hov nie miała pojęcia gdzie teraz się udają, skoro zapewne jeszcze dziś oficer wyruszy na podbój Kwatery Głównej.
   Jak na razie szli po równinach, u podnóża wzniesień. Terry daleko przed nimi, Darren w środku a Hovery na końcu. Jakoś nie miała ochoty na towarzystwo.
   Szkoda, że Darren o tym nie wiedział, bo zatrzymał się specjalnie, by dorównać jej kroku.
   - Hej, w porządku? - spytał a ona spojrzała mu prosto w twarz, tak że ich tęczówki zetknęły się ze sobą.
   Włosy szalały mu na wietrze, co chwila opadając na czoło. Oczy mrużył przed słońcem. Co jakiś czas też przygryzał suchą wargę. Zarost dodawał mu lat na opalonej twarzy. Jego mundur wojskowy wydawał się być czystszy niż wcześniej, dzięki wczorajszemu deszczu. Wyglądał dobrze.
    - Tak.
    - Powiedz mi, o co chodziło z Terrym przy samochodzie?
   Nie chciała wracać do tego żenującego wspomnienia.
    - To był tylko głupi żart. Nie ważne.
    - Na pewno? Widziałem twoją reakcję i wiem jaki potrafi być Terry.
    - Na pewno - ucięła tylko, skłonna do zmiany tematu.
    - Ale... jak to się stało, że byłaś bez bluzki? - Spróbował ukryć uśmiech.
   Hovery przewróciła oczami. Nie chciała o tym rozmawiać.
    - Och, Fletcher, po prostu zdjęłam ją, żeby wyschła. Tyle.
   Szli obok siebie tak blisko, że rozwiane włosy dziewczyny uderzały o ramiona chłopaka. Przez kilka sekund maszerowali w ciszy, gdy ona zadała dręczące ją pytanie.
    - Dokąd właściwie idziemy?
    - Do Kwatery Głównej.
    - Co? Jak to? Przecież... - nie mogła rozumieć - ...zdradziłeś im współrzędne. Pewnie już tam są.
   Mężczyzna odwrócił głowę, jakby próbując ukryć się przed jej wnikliwym spojrzeniem. Posmutniał, dlatego brunetka załapała go za policzki i skierowała w swoja stronę.
    - Mów.
   Westchnął.
    - Podałem błędne współrzędne.
   Przełknęła głośno ślinę. W ogóle się tego nie spodziewała. Przypomniała sobie groźbę oficera, która brzmiała: jeśli kłamiesz, zabijemy twoją przyjaciółkę i tego drugiego.
    - To dobrze.
    - Wiem o czym teraz myślisz. Wiedz, że nigdy bym nie pozwolił na skrzywdzenie ciebie czy Terrego, kosztem mojego kłamstwa. Miałem plan. No ale Brooks mnie wyprzedził w ucieczce.
   Hovery zaczęła energicznie kiwać głową na boki.
    - Nie musisz mi się tłumaczyć. Postąpiłeś bardzo dobrze. - Uszczypnęła go w policzek i lekko potrząsnęła, jak dziecku.
   W odpowiedzi Darren, przesunął palcem po jej ustach, by odgonić od nich kosmyk włosów. Zatrzymał tam kciuk odrobinę dłużej niż powinien, tak samo jak nieobecny wzrok.
   Wkurwiał się na swoją słabość do tej dziewczyny.
   On nie miewał słabości a wystarczyła ta denerwująca istota, by zamieszać mu w głowie.
   Chciał ją przelecieć, jak żadną wcześniej. Chciał ją poczuć. Dotykać i nie dzielić się z nikim innym. Czuł jakieś dziwne prawo do tej dziewczyny, chociaż go nie miał i to go podniecało.
   Moja... - szybko wymazał z głowy tę nieoczekiwaną myśl.
    - Hej, stary, pójdziesz przodem? - zapytał Terry, idący w ich kierunku.
   Obydwoje natychmiast rozłączyli się, odrobinę zmieszani. Mimo to Fletcher zerknął jeszcze na twarz Hovery i z satysfakcję ujrzał na niej czerwone plamki. Uwielbiał tak na nią działać.
    - Po co? Dobrze ci szło w roli przewodnika.
    - Chciałbym pogadać z Hov.
   Darren mimowolnie zacisnął szczękę, ale ustąpił mu miejsce. Dumnie z uniesioną głową, przeszedł obok niego.
    - O co chodzi, Terry?
    - Słuchaj, chciałem przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. - Zrobił minę zbitego szczeniaka - Naprawdę się tylko wygłupiałem. Najwidoczniej nie wyszło dobrze. To było nie na miejscu. Przepraszam - powiedział skruszonym głosem. Wyglądał, jakby rzeczywiście żałował akcji przy samochodzie, przez co brunetka poczuła się... winna.
   Może przesadziła? Może on rzeczywiście chciał ją tylko rozweselić? Wiedziała jedynie, że nie umie się długo na niego gniewać.
    - Ach, już dobra. Uznam to tylko za niewinne gapienie mi się w cycki. - Dała mu kuksańca w ramię.
    - Serio? Jesteś wspaniała! - wyszczerzył się zadowolony z jej uległości. Poderwał ją na ręce i uniósł wysoko kręcąc w okół.
   Jej dźwięczny śmiech rozległ się echem po górzystym terenie, który musiał zwrócić uwagę Darrena. Mozolnie odwrócił się i ujrzał tą rozbawioną parę.
   Jakieś dziwne uczucie zakuło mu w piersi, działające jak płachta na byka.


~***~
Wiem, strasznie zaniedbałam bloga. Przez równo miesiąc nic nie dodawałam. Wydawać by się mogło, że w wakacje jest mnóstwo wolnego czasu, ale najpierw na wyjeździe nie miałam neta, a potem jak wróciłam zaczęły się wyjścia ze znajomymi. 
Mam wielką nadzieję, że Was nie ubyło.
Dlatego, proszę dajcie znać o sobie w komentarzach, za które oczywiście serdecznie dziękuję. Za każdy jeden z osobna....
Za każdy jeden <3