piątek, 18 września 2015

Rozdział 17

   Nie przypuszczałby, że aż tak ich poniesie. Jeszcze tydzień temu, nawet przez głowę by mu nie przeszła myśl o aż tak intymnej scence z tą dziewczyną, z którą z początku łączyły go tylko wspólne kłótnie i namiot. Ile razy awanturowali się o sprawy dotyczące obozu przez swoje różne przekonania. Niedawno była jego głównym podejrzanym o zdradę, a teraz wdaję się z nią w zbliżenia o erotycznym charakterze. Mało tego, chyba obydwojgu się to podobało, tym bardziej, że nie utracili oni w swoich relacjach dużej nutki sporu, wynikającego z ich różnych poglądów na niektóre, nawet błahe rzeczy. Ale to właśnie dodatkowo pobudza. Inne osobowości, przeciwieństwa, chęć rywalizacji dzięki walecznym temperamentom. Obydwaj uparci.
  Może nie do końca aż tak się różnią, ale to właśnie ta inność ich łączy.
    - Kiedy dojdziemy do Kwatery Głównej? - spytała Hovery.
    - Możliwe, że jutro w południe jeśli wcześnie wyruszymy.
    - Z nią? Raczej wieczorem. - Darren nie mógł powstrzymać się od skomentowania odpowiedzi Terrego, po to, by tylko jakoś dopiec Hov. Od zawsze uwielbiał ją denerwować i wytykać swoją wyższość.
    - Będę jej pomagać, więc dojdziemy szybciej. - Spojrzał na dziewczynę obok, która wspinała się po skale. Jej wymowny wzrok świadczył o wątpliwości tego oznajmienia. - Nawet gdybym miał cię nieść na rękach. - Puścił jej figlarne oczko.
    - Ta, jasne. Już to widzę - mruknęła, wywracając oczami. 
   Odkąd dogonili Terrego, ten stał się jeszcze większym podrywaczem. Nieustannie posyłał Hovery podteksty, a na dodatek Darren obsypywał ją co chwilę rozpalonymi spojrzeniami, które z pewnością jeszcze nie utraciły swojego żaru po ich namiętnych pocałunkach sprzed kilku minut. Czuła się tym wszystkim przytłoczona. 
    - Mogę ci to udowodnić nawet teraz. - I momentalnie pociągnął biodra dziewczyny w swoją stronę tak, że straciła równowagę, stojąc niepewnie na niestabilnych kamieniach.
   Adidasy straciły przyczepność więc jej ciało stało się zależne od uchwytu Brooksa. Brunetka nie zdążyła zaprotestować a już ją podnosił.
    - Cholera, co z tobą? - Odepchnęła go od siebie, po czym błyskawicznie chwyciła się skały. Serce zabiło jej mocniej, gdy spuściła wzrok na przepaść pod nią.
    - Popierdoliło cię, stary? Skończ z tymi chorymi wygłupami. - Żyła na szyi Darrena szaleńczo pulsowała. - Jesteśmy w pieprzonych górach a nie na placu zabaw. - Podszedł do przyjaciela bardzo blisko, kołysząc szerokimi ramionami. 
    - Fletcher wyluzuj, no. Przecież bym jej nie zepchnął. Próbuję tylko rozluźnić atmosferę. 
    - Nieudolnie - rzuciła Hov i ruszyła w górę, by jak najszybciej przebrnąć przez te kretyńskie góry.
   Brunet zaobserwował jak Terry prześlizgnął po niej cwaniackim wzrokiem z równie cwaniackim uśmieszkiem. Oczy mu zabłysły. 
    - Zadziora z tej małej - mruknął do kumpla. - Niezła jest.
   Darrena coś zapaliło od środka. Musiał zacisnąć szczękę i powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś gorszego od:
    - Wkurwiasz mnie.
    - O co ci chodzi? - oburzył się. - Przecież i tak jej nie lubisz. Ile razy opowiadałeś mi w obozie jaka to ona nie jest denerwująca. 
   Ta, może i mu opowiadał, ale to było jeszcze przed napadem. Stosunkowo niedawno, czy dawno, nie ważne. Jedyne co wiedział to to, że nie chce widzieć łap Brooksa na jej ciele. Zresztą ich wspólna ucieczka wiele zmieniła, zmieniła się ich relacja a Terry chyba tego nie dostrzegał.
    - Bo jest.
    - Dobra, czasem ma niewyparzony język ale mi się to podoba. Gorąca z niej laska. - Chłopak chwycił się za głowę. - Chętnie sprawdziłbym czy w łóżku też taka ostra.
   Pięści ciemnookiego mimowolnie się zacisnęły.
    - Mógłbym być jej tatusiem. Myślisz, że lubi...
    - Stul pysk! - wymskło mu się. Nie zamierzał okazywać jak bardzo drażnią go jego słowa ale nie chciał wyobrażać sobie ich... razem. A przyznanie się, że coś między nimi było już dwa razy, na pewno nie wchodziło w grę.
    Terry spojrzał na niego z wątpliwym rozbawieniem. Przyglądał mu się wnikliwie w niezręcznej ciszy, gdy nagle odezwał się.
    - Chyba nie jesteś zazdrosny?
   Na twarzy Darrena pojawił się grymas. Czuł jak drętwieje mu całe ciało a mózg wypełnia brzmienie jednego słowa.
   Zazdrość, zazdrość, zazdrość.
   Nie. Słodcy zazdrośnicy to ideały kobiet. On nie jest ideałem i nie zamierzał nim być. 
   Nagle wypędził z siebie tę emocję. W mgnieniu oka, nic już nie czuł...
    - Zwariowałeś? Weź ją sobie, jeśli chcesz.


   Szli cały dzień z krótkimi przerwami na podjedzenie pieczywa, które znaleźli w samochodzie i na popicie wody. Byli wyczerpani. Palące słońce wyssało z nich energię za dnia, więc teraz późnym wieczorem czuli się jak mierne flaki nienapompowanych balonów. Wspinaczka była ciężka ale na szczęście w końcu znaleźli miejsce na nocleg wśród skał.
   Rozłożyli się w miejscu płaskiej powierzchni i rozpalili ognisko. Noc przywiała chłodem, więc usiedli wokół ciepła. Otworzyli butelkę rumu, którą również znaleźli w samochodzie i pili, zabijając czas. Z początku sztywną atmosferę stopniowo rozluźniały podpite nastroje całej trójki. Głupie żarty i opowiadania sypały się jak z procy, a niekontrolowany śmiech, obijał echem wśród gór.
    - Przysięgam, że nie widziałam niczego bardziej obleśnego. Wyobraźcie sobie jego minę, gdy wyciągał brudne nogi z kibla! - kontynuowała Hovery historyjkę z jej szkoły.
   Obydwaj mężczyźni wybuchli śmiechem. 
    - To musiała być gówniana sprawa - odezwał się Brooks, wlewając w siebie kolejny łyk alkoholu.
   Następnie podał butelkę Hovery, omijając przy tym już po raz trzeci kolejkę Darrena. Przez to dziewczyna wypiła z nich najwięcej i stała się po prostu pijana. 
   Znajomi mówili jej, że po alkoholu jest niezmiernie słodka i łagodna jak baranek. Mogli to w sumie stwierdzić po jednym razie, ponieważ tylko raz piła.
    - Terry, chyba jej już wystarczy.
    - Ależ tato - zażartowała piwnooka. - Przecież ja mam już... - zatrzymała się i zrobiła śmiesznie zamyśloną minę. Jej usta przybrały kształt dzióbka, gdy zaczęła wyliczać na palcach swój wiek. - Dziewię-Dziewięć lat? - spytała cieniutkim głosikiem, podobnym do dziecka.
    - Dziewiętnaście, czyli za mało na picie alkoholu. Nie skończyłaś dwudziestu jeden. Chyba rum wyżarł ci wszystkie rozumy. Oddawaj butelkę - rozkazał Fletcher, sięgając w jej stronę.
   Ona jedynie uderzyła go w nadgarstek i zanim zdążył zabrać szkło z jej dłoni, opróżniła resztkę do dna. Wyszczerzyła się dziecinnie triumfując. Szeroki uśmiech uwypuklał jej policzki, ale po chwili natychmiast opadł, gdy brunetka zauważyła groźną minę Darrena. Niczym mała dziewczynka wgięła wargi w podkówkę a oczy zrobiły jej się maślane i teraz naprawdę wyglądała jak skruszone dziecko. Oczywiście z zamiarem.
    - Hej. - Dźgnęła lekko w jego ramię. - Przynajmniej coś rozgrzeje mnie od środka - powiedziała niewinnie. 
   Mężczyzna przewrócił oczami na jej zachowanie, chcące umorzyć jego rozgoryczenie. Zerknął jeszcze na Terrego, by upewnić się, że nie usłyszy tego co chciał powiedzieć. Na szczęście on grzebał patykiem w ognisku, nucąc pod nosem jakąś melodię.
    - Ja bym mógł to zrobić - szepnął jej ochryple do ucha, a potem chwycił ukradkiem za udo. 
   Hovery... zarumieniła się. Rzadko robiła to na trzeźwo, dlatego ten widok był naprawdę unikatowy, ciekawy, a nawet... uroczy?
    - Darren. - Strzepnęła jego dłoń i odwróciła wzrok.
   On cofnął zdziwiony twarz i popatrzył na nią uważnie. Napawał się czerwienią jej policzków. 
   Chociaż może były to tylko wypieki od ciepła ognia.
    - Zawstydziłaś się.
    - Że co? 
    - Zawstydziłem cię. Ty się nigdy nie zawstydzasz. 
    - Co ty mówisz...
    - Nieustraszona Hovery wstydzi się rozmawiać o rżnięciu.
    - Przymknij się. Ty wstydzisz się rozmawiać o uczuciach. 
    - Co?
    - No tak. - Skrzyżowała ręce na piersiach. 
   Darren już miał kontynuować tą wymianę zdań, gdy nagle Terry się odezwał.
    - Hovery, który raz pijesz? Raczej masz słabą głowę, co? - Przysiadł się bliżej tej dwójki.
   Fletcher posłał brunetce ostrzegające spojrzenie, po czym trochę się od niej odsunął. Ona zmrużyła na niego oczy, a następnie skierowała się w stronę drugiego kolegi.
    - To mój drugi raz.
    - O Jezu, upijamy małolatę.
   Usłyszała za sobą zrzędliwy głos.
    - A my w jakim wieku zaczynaliśmy, Darren? Byliśmy od niej o wiele gorsi.
    - Jak chcesz możesz opowiedzieć o swoim pierwszym piwie. Chętnie posłuchamy.
   Brooks machnął lekceważąco ręką.
    - Lepiej idź po drewno, bo ognisko gaśnie.
   Rzeczywiście, płomień był już nisko, a z racji tej, że z początku to Terry był szukać opału, teraz Fletcher musiał iść.
   Niechętnie wstał. 
    - Jakbyś mijał gdzieś po drodze watę cukrową, to poproszę! - Dziewczyna zabujała plecami. Chyba nie do końca zdawała sobie sprawę o co prosi, ale przynajmniej humor jej dopisywał. 
   Brunet westchnął. 
    - Jasne. Dla ciebie też coś, Terry?
    - Yyyy... - Spojrzał po obydwu. - Pizza plus duża Cola Light.
   Zachichotali. Po chwili Darrena już nie było.
   Hovery musiała się oprzeć o ogromny głaz obok niej, gdyż czuła, iż działanie alkoholu sprawia, że staję się za ciężka i zbyt bezsilna, żeby utrzymać tułów w pionie. 
    - Naprawdę mam ochotę na watę - wyjąkała zrezygnowana. 
    - Serio? A ja na ciebie. - Brooks podszedł do niej i przystanął, spoglądając na nią z góry. Lichy uśmiech ozdabiał mu twarz. 
   Dziewczyna patrzyła przez chwilę na niego z kamienną powagą, ale po chwili zaśmiała się, kiwając na niego palcem wskazującym.
    - Ty i te twoje podrywy. Nigdy z tym nie skończysz?
   Chłopak przykucnął tak, że ich twarze znajdowały się na tej samej wysokości.
    - Dopiero, gdy dostanę to, czego chcę. - Jego oczy tak niebezpiecznie poważne. Uśmiech zagadkowy i ironiczny, pod cienką warstwą szczerości skrywał tajemnicę.
   Wyczuwała to instynktownie, pomimo swojego stanu.
    - A czegóż ty byś mógł ode mnie chcieć? - Uniosła brwi. - Nie ważne. Muszę siku - dodała szybko i spróbowała odbić się ręką od ziemi, by wstać. Podniosła pośladki może o dwa milimetry, ale natychmiast z powrotem usiadła. Jej nadgarstek nie chciał współpracować.
    - Widzisz? Chyba twój zgrabny tyłeczek chce tu ze mną zostać. Może to znak? - drwił z niej.
    - Mój zgrabny tyłeczek jest pijany. To jedyny powód, przez który nadal tu siedzę - wysyczała ostro.
    - Daj spokój. Dobrze wiem, że ci się podobam. Nie udawaj niedostępnej. Rób to dla Darrena a my się zabawmy. - Podniósł jej podbródek w sposób niedelikatny. Włosy opadły jej na oczy.
    - Daruj sobie. To ty latasz za mną nie wiadomo jak długo, próbując obmacać, gdy tylko nadarzy się okazja. Mam tego dość! - Alkohol dodawał jej odwagi w mówieniu tego, co myśli. - Lubie cię Terry i zawdzięczamy ci wolność, dlatego twoje głupie teksty jakie właśnie do mnie kierujesz, zgonię na to, że także trochę wypiłeś. A teraz pozwól mi się wysikać, zanim oleję ci buty.
    - Pyskata z ciebie dupa. Ale mi to odpowiada. - Nagle usta mężczyzny znalazły się na uchylonych wargach dziewczyny, przez co łatwiej mógł wtargnąć do środka językiem. Jednak nie zdążył zrobić nim żadnego konkretnego ruchu, gdy ona go tam ugryzła.
   Warknął niezadowolony i cofnął się.
    - Odbiło ci! - wykrzyczała.
    - Przecież tego chcesz, Hov. Dalej, mamy mało czasu. 
    - Nie! Zosssst...
   Zasłonił jej usta ręką a potem popchnął w bok tak, że upadła na łokcie i brzuch. Zaczęła się natychmiast szamotać, ale on opadł na jej ciało od tyłu i pod wpływem ciężaru jakim dla niej był, nie mogła się wydostać. W dodatku czuła się kompletnie bezwładna z powodu alkoholu, który odebrał jej siły. Wściekłość to jedyne co czuła. Próbowała jakoś zamachnąć się łokciem, ale uderzyła nim o kamień co spowodowało okropny ból. 
   Poczuła mokrość na policzku. Nie były to łzy. Zaczął ją tam całować i lizać. Pieprzony fetyszysta! Odgarniał sobie włosy, by mieć lepszy dostęp do jej twarzy. Jego dłoń śmierdziała rumem.
   Nieoczekiwanie pomyślała, że już nigdy nie tknie rumu. 
   Nagle usłyszała odgłos rozpinanego rozporka. Nie będziesz mnie pieprzyć! Była głęboko zdeterminowana do działania, do obrony samej siebie. Dlatego jak tylko mogła, przekręciła się przodem do niego, ale niewiele to dało, ponieważ siedział na jej pośladkach.
    - Co? Chcesz przodem? - zakpił, obracając ją szorstko z powrotem twarzą do ziemi.
    - Skurwiel! - Jakoś udało jej się na chwilę uwolnić od jego dłoni. - Bierz te łapska!
    - Zaraz będą w tobie, skarbie.
   Kręciło jej się w głowie. Jeszcze dobrze nie odpoczęła po wspinaczce a upiła się jak świnia. Nie miała kiedy zregenerować sił a tu kolejne starcie, przez co zrobiło jej się słabo. Czuła, że zaraz zwymiotuje, gdy obraz nienaturalnie zaczął się rozmazywać. 
   Wtedy ujrzała. Je. Oczy, w których - dosłownie - migotały płomienie, odbijające się zapewne od przytłumionego ogniska. Wściekłe, w furii. Ach, to takie przewidywalne. Te oczy zawsze gdzieś w swoich kącikach skrywają gniew. Ale tego jeszcze nie widziała. To złość do potęgi entej. 
   Darren momentalnie dopadł do Terrego i pociągnął go za ubrania w górę. Następnie uderzył go w twarz z pięści dwa razy. Mocno i szybko, tworząc nieprzyjemny dźwięk dla ludzkiego ucha.
   Hovery z trudem usiadła, i dobrze, bo chęć wymiotów ustała.
   Terry również był wściekły. Zdawał się nie rozumieć zachowania kolegi, dlatego odepchnął go z całej siły. 
    - Co jest, kurwa? Powiedziałeś, że mogę sobie ją wziąć!
   Do Hovery dotarły te słowa. A nawet zabolały, ale była zbyt pijana, żeby teraz o tym myśleć i zastanawiać się nad całą sprawą.
    - Ale ty ją chciałeś zgwałcić, do chuja! Odjebało ci? Jeszcze raz ją tkniesz, a powieszę cię za jaja!
   Brooks zacisnął szczękę, nozdrza rozszerzały mu się i pomniejszały z każdym wdechem i wydechem. Zacięty wzrok galopował mu po całej sylwetce przyjaciela, a pięści rwały się do oddania za wymierzone mu razy.
    - Wiesz co myślę? Że stałeś się zwykłą, zakochaną cipą. Stawiasz ją pond kumpla.
    - To ty mnie ignorowałeś w obozie, bo uganiałeś się za nią! Więc nie pieprz mi tu o lojalności. 
    - Wiesz co? Radźcie sobie sami. Jeśli szczęście dopisze, to spotkamy się w Kwaterze Głównej. Życzę powodzenia, admirale! - I odszedł, zatapiając się w półmrok nocy.
   Nie sądził, że odejdzie. Nadal był jego przyjacielem. Znali się od lat. Nie powinien pozwolić mu pójść. Sam sobie może nie poradzić. Przecież im pomógł. - Nie! Co on sobie wyobrażał? Chciał ją skrzywdzić. Nie jest małym chłopcem, tylko wyszkolonym żołnierzem. Da radę. Sam chciał odejść. - Kotłowały się w nim myśli.
   Poczuł na ramieniu delikatny uścisk jej dłoni. Musiała wybudzić go z transu, gdyż cały czas patrzył w stronę, w którą poszedł Terry.
    - Darren... przykro mi. Gdyby nie ja, nie pokłócilibyście się. - Mimo wszystko czuła się winna.
    - Zamknij się. To nie twoja wina. To on się do ciebie dobierał. Gdybym mógł, przyłożyłbym mu jeszcze raz.
   Jak mogłeś ją z nim zostawić, wiedząc co wcześniej mówił o niej Terry?
    - Ale martwisz się o niego.
    - Po napadzie na obóz też sam uciekał. Nic mu nie będzie.
   Dziewczynie wciąż szumiało w głowie od alkoholu. Musiała chwycić się jego przedramienia, żeby stanąć prosto.
    - Ej, co jest? Coś cię boli? Uderzył cię?
   Hovery zachichotała.
    - Po prostu jestem pijana, Fletcher.
   Mężczyzna uniósł zdziwiony brwi. Musiał przyznać, że pijana Hov, zadziwiała go jeszcze bardziej niż trzeźwa.
    - Śmiejesz się? Po tym jak facet chciał cię zgwałcić?
    - Pewnie jutro będę się wściekać. - Bujnęło ją w tył, jakby ktoś podarował w jej stronę wielki podmuch. Ciemnooki szybko ją przytrzymał. - Na razie chcę korzystać z mojego pijackiego stanu, skoro i tak już tyle w siebie wlałam. Czuje się... czuje się lekka jak piórko. Chcę latać!
    - Gadasz jak nienormalna. - Postanowił, że po prostu ułoży ją do snu. Dlatego podniósł i zaniósł ją pod skałę. - Idziesz spać.
    - A gdzie moja wata? Jery, jesteś taki silny czy ja rzeczywiście taka lekka?
   Nie mógł się nie uśmiechnąć. 
    - Wydaje mi się, że obydwie opcje poprawne.
    - Jesteś przemądrzały. 
    - Po prostu pewny swoich wartości. 
   Musnęła mu opuszkiem palca nos, gdy kładł ją na swojej wcześniej rozłożonej kurtce. Sam oparł się obok niej.
    - Możesz spać. Będę cię pilnował przed napalonymi facetami. - Puścił jej oczko. 
    - Nawet przed sobą? - Wysunęła w jego stronę szyję i uśmiechnęła się niewinnie. Uwypuklone policzki, błyszczące oczy. Nieświadomie taką miną zawsze dla niego wyglądała ślicznie i uroczo.
   Nie bardzo to lubił, gdyż czuł się wtedy bezbronny wobec niej. Wolał swoją kontrolę.
    - Tego nie mogę obiecać. - Także posłał jej jeden z tych czarujących uśmiechów. 
   W obliczu zaskoczenia oplotła w okół jego brzucha ręce a głowę położyła mu na piersi. Tak po prostu i bez skrupułów, z czystej chęci. Poczuła się - och, może traktowała to za taniochę w książkach i filmach - ale tak nieziemsko bezpiecznie oraz dobrze, gdy on jedną rękę ulokował na jej tali, a drugą we włosach, gładząc je swoimi męskimi palcami.
    - Walczyłam - szepnęła ledwo słyszalnie, odnosząc się do starcia z Terrym.
   On również wiedział co miała na myśli.
    - Zawsze walczysz. - Oparł brodę na czubku jej głowy, po raz kolejny zdając sobie sprawę, z jej mentalnej siły.
   Ona już odpływała, wsłuchując się w usypiające bicie jego serca, gdy wypowiedziała ostatnie słowo, które mogłoby choć trochę okazać jej wdzięczność. Wyszeptała je ciszej niż poprzednie.
    - Dziękuję.


~***~
Tak, tak Terry zboczek, może trochę z nim przesadziłam? Nie wiem.
Ogółem cały rozdział wydaje mi się... dziwny. Może to przez późną porę i mój mózg po prostu odbiera wszystko po swojemu? Tego też nie wiem. 
Dlatego bardzo proszę oceniać to co piszę. To mi pomaga się zorientować jak inni to odbierają. Bo ja mogę sobie myśleć; o to jest fajne, to mniej a to już kompletnie dno. - a tak naprawdę najbardziej biorę do siebie Wasze opinie. 
:)
wszelkie pytania - Ask