poniedziałek, 28 grudnia 2015

NOWY BLOG

Młoda Cara Lotty jest zmuszona zamieszkać z mężczyzną o sadystycznych upodobaniach, po tym jak znajduje ją w przydrożnym rowie. 
Ich relacja nabiera coraz to bardziej destrukcyjnego kierunku...
 
 LINK

sobota, 5 grudnia 2015

Epilog - część 2

   4 tygodnie później...
   Wróciła do rzeczywistości na tyle, by trudzić się nad tym, jakie jabłka wybrać w znienawidzonym przez nią markecie. Tu zawsze były okropnie długie kolejki do kas, a sami sprzedawcy cechowali się wyjątkową gburowatością.
   Jej dylemat stanął między kolorem owoców. Pochylała się nad skrzyniami pełnymi jabłek i zastanawiała się jakiego koloru wybrać. Które bardziej będą pasowały na szarlotkę: krwistoczerwone, rzeczywiście przypominające odcień płynu, krążącego w naszych żyłach, czy zielono-żółte, odzwierciedlające... na przykład kolor helikoptera, jakim opuszczała Afganistan?
   Niech to szlag! Przestań dopatrywać się aluzji do tego wszystkiego, co działo się tygodnie temu, głupia!, wrzeszczała na siebie w myślach, po raz kolejny przyłapując się na szukaniu odniesień do militarnych śmigłowców, mundurów czy wrednych żołnierzy. A szczególnie jednego! Nie mogła przez to normalnie funkcjonować w swoim świecie.
   Zdenerwowana i zezłoszczona na swoją nieporadność w wybieraniu głupich owoców, postanowiła zatelefonować do matki, by stawić opór wspomnieniom.
    - Halo? Mamo wybacz, że ci przeszkadzam - zaczęła sucho - ale jaki kolor jabłek mam wybrać do tego ciasta?
   Przez chwilę wsłuchiwała się w ciszę. Zdawała sobie sprawę z jak banalną rzeczą dzwoni i co jej rodzicielka musi sobie teraz o niej myśleć - szurnięta córka, która wróciła z Afganistanu, stała się daltonistką.
     - Hov... jakie tylko chcesz. To nie robi dużej różnicy - powiedziała kobieta z konsternacją. - Weź byle świeże.
   W tle mogła usłyszeć gwar uliczny. Na pewno jej przeszkadzała. Pewnie w jednej ręce - a może nawet dzięki przyciskającemu ramieniu - trzymała przy uchu telefon, a w drugiej ściskała wielki kubek kawy dla swojej szefowej. Była sekretarką pewnej wścibskiej krowy, więc można sobie było wyobrazić, ile miała obowiązków na głowie. W dodatku dziś zostaje w pracy na nocnej zmianie, dlatego wróci do domu dopiero około szóstej nad ranem.
   Poczuła wyrzuty sumienia na myśl, że dodatkowo męczy matkę jakimiś nieracjonalnymi pytaniami.
    - Tak, jasne mamo. Do zobaczenia rano. - I natychmiast się rozłączyła.
   Głupia, głupia do potęgi entej. Po prostu wsadź przeklęte jabłka do siatki, zapłać i idź do domu zrobić najlepszą szarlotkę na świecie!
  
   Odkąd wróciła do Bostonu, zdawało jej się, że traciła zmysły. Mentalnie musiała wyznaczać sobie cele, by tylko na nich się skupiać i działać: idź umyj zęby, pościel łóżko, zjedz śniadanie, PRZESTAŃ MYŚLEĆ O DARRENIE! Tylko dzięki takim krokom była w stanie postępować jak człowiek, gdyż wtedy w jakimś stopniu udawało jej się myśleć o czynnościach, a nie o obozie, ucieczce, strzałach, górach i... ugh... o tych ciemnych oczach.
   Nawet nie wiedziała, czy żył... Jak skończyła się walka, przed którą ją uchronił?
   Tęskniła. Nawet za tamtymi strasznymi przeżyciami, gdzie on był przy niej.
   Złościła się na niego. Ale również na siebie za swoje słabości z jakimi wróciła.
   Kilka razy szukała nawet adrenaliny, która przyćmiła by uciążliwą nostalgię, ale cóż ona mogła zdziałać na dłuższą metę? Chwilowe zapomnienie.
   Robiła z siebie wariatkę. I musiała z tym skończyć, stawić kropkę przy ostatnim zdaniu w rozdziale "Afganistan".
   Z tym zamiarem, z wysoko uniesioną głową, wdychając głęboko mroźne, orzeźwiające powietrze mijała chodnikiem przechodniów. Udało jej się zastanawiać nad nową dziewczyną brata, którą zdążyła poznać wczoraj. Pomyślała także o ojcu na wyjeździe delegacyjnym. Ciekawe co robi? Może powinna do niego zadzwonić? Nie rozmawiali od trzech dni, a wróci dopiero za pięć.
   Tak, zadzwoni.
   Pomysł rozmowy z tatą działał na nią pokrzepiająco. Zawsze mieli o czym dyskutować, łączył ich wspólny język i mogła mu mówić o wszystkim. Sięgając do kieszeni kurtki po telefon, przypominała sobie kawał jaki niedawno usłyszała, żeby mu opowiedzieć. Uwielbiała go rozśmieszać, gdy był w pracy.
   Tylko jak on brzmiał...? Siedziało na ławce dwóch pijaków, jeden... NIECH TO!
    - Cholera...co? - wyszeptała nagle pod nosem, niezdolna do innej reakcji. Zatrzymała się i zmrużyła oczy, by lepiej przyjrzeć się mężczyźnie po drugiej stronie ulicy.
   To niemożliwe!
   Czyżby? Zgarbiona, czarna sylwetka tego faceta tak przypominała jej pewnego, dobrze znanego admirała, pomimo że kaptur miał nałożony na tylną część głowy i stał bokiem, nachylony nad kartką, którą trzymał w dłoniach. Jego profil... zmarszczone brwi w skoncentrowaniu, zimny wzrok jak zimne były wtedy jej dłonie. Czuła, że coś ją woła od jego strony.
   Znów wydziwiasz! Marsz do domu! Obiecałaś coś sobie! - przypominało jej gorliwie sumienie. I pragnęła jeszcze moment popatrzeć w kierunku tego niby tajemniczego człowieka, ale chyba sam los chciał, by pognała w swoją stronę. Chmury przyniosły deszcz. Ulewa przyciągnęła ją do ziemi, więc szybko, wykorzystując własny stan otrzeźwionego umysłu, ruszyła na skróty ku swojej kamienicy.


   Gdzie ta cholerna ulica?!, denerwował się, czując jak warstwy jego ubrań przesiąkają deszczem. Tusz na kartce z adresem zaczął się rozpływać, a rozbiegani ludzie, chcący schronić się przed ulewą trącali go łokciami, gdy stał po środku chodnika. Rozglądał się wokół, szukając tabliczki z napisem "Eternal Street". Oczywiście mógł spytać o drogę, ale z męskiej zasady nie chciał tego robić.
    - Szaleństwo - mruknął pod nosem, wyrzucając przemoczony papier i przeszedł na drugą stronę ulicy.
   Stojąc w miejscu nigdy nie znajdzie się pod tym adresem. Dlatego z rękoma w kieszeni ruszył z nadzieją odnalezienia... jej. Musiał to zrobić. Obiecał sobie, że jeśli dadzą radę przezwyciężyć najazd Irakijczyków, pojedzie do Hovery. Podczas walki ta myśl go dynamizowała i dodawała skrzydeł. Chciał za nią i dla niej walczyć. I Wygrali wraz ze wsparciem, które zdążyło w ostatniej chwili.
   Wiedział, że coś chciało, by przeżył i dopełnił swojego postanowienia. Nie zamierzał tym razem spieprzyć sprawy. Odnalazł dokładny adres jej zamieszkania w podaniu, które musiała złożyć, by przyjechać do Afganistanu, po czym znalazł się tutaj. Gdy tylko wylądował na Amerykańskiej ziemi, od razu skierował się do Bostonu, omijając rodzinny dom szerokim łukiem. Wiedział także, że musi wrócić do swojego schorowanego ojca, ale stwierdził, że najpierw jest zobowiązany załatwić sprawę z nią. Chociażby po to, żeby zarobić zasłużonego liścia w twarz.
   W końcu należało mu się...
   Nagle, niespodziewanie znalazł się na szukanej ulicy i pod szukanym numerem budynku. Uśmiechnął się zwycięsko, widząc zadbaną kamienicę z brązowej cegły w brytyjskim stylu.
   Po chwili wolny, chwiejny krok wprowadził go do środka. Poczuł jak serce dudni mu w piersi i wydawać by się mogło, iż ogarnęło nim zwątpienie. Czy powinien w ogóle przyjeżdżać? Może dla niej ich rozłąka nie zakończyła się trzema kropkami, jak dla niego, tylko jedną, twardo postawioną kropką? Czy okaże się kolejną dziewczyną, która uzna go za krótką historię? Chyba po prostu bał się jej reakcji. Jeśli mają zakończyć znajomość, to tylko w ten sposób. Wolał, żeby go uderzyła czy nakrzyczała na niego, niż bez słowa zamknęła drzwi przed nosem. Może spodziewać się odtrącenia, ale chce mieć to czarno na białym. Wtedy zaszyje do końca swą skorupę, stanie się gorszy i będzie bezustannie rozwijał wady.
   Zapukał głośno, do bólu w knykciach.
   Nie czekał długo. Po chwili drzwi otworzyły się mozolnie, ze skrzypnięciem. A w nich stanęła ona.
   Kurrwa.
   Dokładnie rejestrował jej reakcję spojrzeniem spod byka. Łokciem opierał się o framugę drzwi, ale nie było w nim ani krztyny nonszalancji.
   Dziewczyna znieruchomiała na jego widok. Jej oczy przypominały wielkie orbity, po których krążył szok. Osłupiała uniosła rękę, by dotknąć ust, ale upuściła ją natychmiast i złapała za krawędź swojego fartuszka w - o ironio - wisienki przypominające niegdyś te na jej majtkach.
   Niewielka odległość między nimi była nasycona iskrami żaru.
    - Uhm, cześć - powiedział zachrypniętym głosem.
   Tym razem dłoń przyłożyła mu do jego kurtki na tyle delikatnie, że ledwo to poczuł. Po sekundzie, ścisnęła mocniej materiał mokrej wiatrówki, po czym marszcząc brwi, szarpnęła ją w tył i przód.
    - Co tu robisz? - wysyczała przez zęby, walcząc z rosnącymi łzami.
    - Miłe przywitanie... Hov... - stał się zagubiony - ...dobrze cię widzieć, bo, bo tamto ostatnie... Wtedy... Kurwa mać! - Uderzył w ścianę sfrustrowany, jakby bezradny. Oddech miał cięższy. Jej widok go rozpraszał.
    - Nie rób tak. - Chciała zabrać rękę z jego piersi, ale nagle ją tam przytrzymał. Dziwnie się zachowywał, albo to był tylko kolejny, podobny sen do wszystkich poprzednich. Czy też znowu za dużo sobie wyobrażała? - Proszę, obudź się... - Zamknęła oczy i pokręciła energicznie głową.
    - Po prostu... co? Nie śnisz, jestem tu, Hovery. Patrz na mnie! Chcę coś wyjaśnić. - Nakierował podbródek dziewczyny na swoją twarz i oprzytomniana uchyliła powieki. - Wpakowałem cię do tego śmigłowca, ponieważ się o ciebie bałem, chyba to rozumiesz? - Spojrzał z nadzieją. Miętolił jej dłoń w swojej dłoni, a z włosów skapywały mu krople deszczu.
   Westchnęła.
    - Wiem, ale co nie zmienia faktu, że zrobiłeś to wbrew mojej woli. - Wyrwała rękę. - Odchodziłam od zmysłów, nie wiedząc co się z wami dzieje! Co się z tobą dzieje! - Cofnęła się o krok, chcąc poszerzyć swoją przestrzeń osobistą, ponieważ zrobiło jej się niewiarygodnie duszno.
  On odebrał to inaczej.
    - Co robisz? Nie zamykaj drzwi! - Pomyślał, że chce go zostawić na tej zimnej klatce schodowej bez... czegokolwiek. Dlatego bezceremonialnie naparł na nią, by cofnęła się w głąb holu i sam przekroczył próg mieszkania. Rzucił krótkie spojrzenie po pomieszczeniach, stwierdzając, że jest sama. Zatrzasnął drzwi nogą. - Nie dam ci się tak szybko spławić.
    - Ale ja wcale...
    - Przytulnie tu. A teraz i tak mnie wysłuchasz.
   Stopy ugrzęzły jej w miejscu. Nie wiedziała czego się spodziewać po jego postawie.
    - Może uznasz, że to co zostaje tysiące kilometrów dalej, to zostaje tysiące kilometrów dalej. Ale nic też nie wyparuje mi z pamięci. Jeśli myślisz, że zapomnę o naszych wspólnych przeżyciach, podczas których ratowałem ten twój prowokujący tyłek, to jesteś w błędzie!
   Zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem i wyprostowała ramiona w przypływie rozdrażnienia.
    - Hej! Ja też ci ratowałam życie! Nie zapominaj się, ty superhero.
    - Mówisz o tym plastikowym cholerstwie w mojej piersi? Swego czasu myślałem, że tym mnie dobijesz. - Wyszczerzył się.
    - Słuchaj ty... - Złapała go palcem wskazującym i kciukiem za policzki. Jego usta nabrały kształt śmiesznego dzióbka. - Jeżeli przyjechałeś tu tylko po to, by wypominać mi jakie mam u ciebie zasługi...
   W odwecie na jej ruch, zatkał swoją dłonią jej usta, co skutkowało, że stali i wydobywali z siebie stłamszone dźwięki, które miały przypominać wyzwiska.
   Jak dzieci...
   Hov drugą ręką wbijała mu paznokcie w przedramię i opluwała mu dłoń. Darren starał się przytwierdzić jej głowę do ściany, by mieć jeszcze większą kontrolę nad jej twarzą. Nie wiadomo ile tak ten mały pojedynek trwał.
   W końcu Darren odsunął się od niej.
    - Przyjechałem między innymi po to, żeby przypomnieć sobie, jak wspaniale było się z tobą kłócić. - Uśmiechnął się łagodnie.
    - Między innymi? Czego jeszcze chcesz?
    - Podręczyć cię, a przy okazji powiedzieć... - Zaczął się powoli zbliżać do zbitej z tropu brunetki. Mina mu spoważniała, wywołując wyczekiwające napięcie między tą dwójką.
   Przecinał ją wzrokiem, mając na uwadze wisienki na fartuszku, i to, że musiała coś piec. Pierwszy raz widział jej włosy upięte w niedbałym koku, który nadawał uroku. Dotarło nagle do niego, że musi mieć jej usta na wyłączność. Chce tylko on je całować i tylko on słuchać z nich...
    - Kocham cię. - Poczuł strach. Nigdy nikomu tego nie powiedział, a teraz, gdy już to zrobił zwyczajnie bał się. Pewien od wieków utkwiony w nim supeł, rozwiązał się nieodwracalnie.
   Bał się czekając na jej reakcję.
   Bał się stojąc tak obnażony ze swoich najgłębszych uczuć. Ale wiedział, że są szczere.
   Od dawna.
   Zdziwienie Hovery było jeszcze większe, niż kiedy go zobaczyła przed drzwiami. Jej serce rozrastało się, gdy mózg powtarzał brzmienie tych dwóch słów.
   Kocha cię.
   I cholera, uświadomiła sobie, że przecież ona jego także.
   Dlatego rozłąka z nim tak ją bolała. Nie dopuszczała do siebie tej myśli wcześniej, gdyż wydawała jej się mało realistyczna. Ich cała powikłana, przeplatana sprzeczkami, rywalizacją, niechęcią, ale też opieką relacja, zażartowała z tej dwójki, łącząc ich nieprzypuszczalną miłością.  
   Tak, była pewna. W dwóch krokach znalazła się przy nim. Ścisnęła go za szyję i obdarowała takim pocałunkiem, jakiego jeszcze nie kosztował.
   Fletcher poczuł ulgę. Miał ją w swoich ramionach, odczuwając przypływ gorąca, zarówno jak i w ciele, jak i w powietrzu.
    - Cieszę się, że tu jesteś - powiedziała między pocałunkami.
   Uniósł ją, a ona oplotła mu biodra nogami. Stali się nagle dzicy, rozpaleni do granic możliwości. Pożądanie rozpierało ich od środka.
   Brunet oparł ją plecami o ścianę i zaczął całować dziewczynę po szyi. Niemal słyszał wrzenie jej krwi w żyłach. Ona cichutko mruczała, podczas drapania mu barków. W pewnym momencie za mocno przygryzł skórę, w wyniku czego odruchowo spięła ciało, przygniatając jego biodra bliżej siebie.
   - Aał - rzuciła z wyrzutem.
   - To za pyskowanie.
   - Niby kiedy?
   - Non stop. - Dłońmi ścisnął ją za pośladki, dostając w odwecie kolejny pisk. Potem posunął rękoma w górę przytrzymując przy tym krawędzie górnych ubrań. - Zdejmę ci ten seksi fartuszek, moja mała kuchareczko. - Lecz nim to zrobił, spojrzał na nią.
    - Nie podoba ci się? - wysapała bez tchu.
    - Bardziej podoba mi się co jest pod nim.
    - Świntuch!
   I po chwili bluzka wraz z fartuchem wylądowały na podłodze, pozostawiając właścicielkę tych rzeczy w samym staniku i jeansach.
   Darren odkleił Hov od ściany i zaczął z nią przemierzać obszerne mieszkanie. Słodkości ich upojnej chwili dodał aromat... jakby mocno przypieczonych owoców. Bardzo mocno przypieczonych. Im bliżej kuchni, tym woń przybierała coraz to bardziej zapachu spalenizny, która zadrażniła nozdrza pogrążonej w sobie parze. Momentalnie spojrzeli po sobie równocześnie.
   W oka mgnieniu mina Hov wyrażała przerażenie.
    - O cholera, moja szarlotka!!! - I zaczęła się wyrywać z objęć Fletchera. Lecz ten celowo nie dawał jej stanąć. - Darren?! - wykrzyczała pretensjonalnie. - Przez ciebie spale cały dom! Puśćże mnie!
    - Nie mogę. - Jego usta ponownie zaczęły muskać jej szyję. - Jesteś taka słodka. Żadna szarlotka mi ciebie nie odbije.
   Rozbawił ją. Chwilowo.
    - Zaraz użyję prawego kolana - ostrzegła z uśmiechem na ustach.
    - A co taka kruszyna mi zrobi? - Zjeżdżał pocałunkami, kierując się ku jej piersiom.
    - Nie zapominaj, że tej kruszynie sam dawałeś lekcje samoobrony.
   Zastygł.
    - No tak. To wszystko zmienia. Teraz zacząłem się bać. - Postawił ją na ziemię, a ona od razu ruszyła w kierunku kuchni. Zdążył zadać jej jeszcze szybkiego klapsa.
   Podczas gdy ona ratowała sytuację ze spalonym ciastem, miał okazję się rozglądnąć po mieszkaniu. Znajdował się w salonie, w którym dominowały szare, żółte i brązowe barwy. Na ścianie telewizor, a przed nim sofa i fotele. Po prawej stronie... ach, pieprzyć to. Zrezygnował z oględzin i popełzną za Laing do kuchni, która była odgrodzona od salonu jedynie blatem.
   Gdy znalazł się w jej obrębie, ujrzał pochylającą się brunetkę nad otwartym piekarnikiem wypuszczającym parę i więcej zapachu spalenizny. Cicho przeklinając, zaczęła wyciągać gorącą blachę z rękawicami na dłoniach. Jej wypięta pozycja, działała na niego bardzo kusząco, powodując brak miejsca w bokserkach. Oględziny jej ciała były znacznie ciekawsze. Z utkwionym wzrokiem w zgrabnym tyłeczku, zaszedł ją od tyłu i objął mocno za brzuch.
    - Haa! - Najwidoczniej zaskoczona, wyprostowała się jak struna. - Uważaj, bo się poparzymy. - Podeszła do blatu z "uczepionym rzepem do ogona".
    - Zmieniam zdanie - powiedział znad jej nagiego ramienia - żadna z ciebie kucharka. - Zacmokał ustami z dezaprobatą.
    - Przecież to przez ciebie. Po coś tu przylazł? - Udała oburzoną minę, zerkając na niego z profilu.
    - Po co? - Uniósł brwi, pozwalając rozszerzyć się uśmiechowi. Następnie przycisnął gwałtownie jej biodra do blatu swoimi biodrami. Jedną ręką pociągnął ją za włosy, powodując, że wygięła plecy w łuk, a drugą posunął po tali do jej piersi. - Zaraz mogę ci pokazać, jaki potrafię być użyteczny.
   Oddech uwiązł w gardle dziewczyny. Czyżby odsłaniał swoją w pełni erotyczną stronę? Czując na pośladku jego wzwód wiedziała, że jest gotów spełnić przestrogę. A może słodką obietnicę?
    - Admirale, jesteś przydatny pod każdym względem. Umiesz łapać króliki na śniadanie w afgańskich górach i...? Co tam jeszcze było...? - Zachichotała.
   Mocniej pociągnął za jej prowokujący koczek, w wyniku czego gumka puściła, a włosy opadły na nagie plecy.
    - Wyśmiewasz się ze mnie? - szepnął groźnie. - Nie masz pojęcia, co bym chciał teraz z tobą robić.
    - Myślisz, że ci pozwolę?
    - Nie nalegam, ale... - Zewnętrzną stroną palców zaznaczył ścieżkę tuż pod jej stanikiem. - Sama mnie kusisz.
    - Niezamierzanie.
    - Chciałbym się z tobą kochać, Hov.
    - Czuję. - Znacząco wbiła pośladki w jego krocze. Na ten ruch cicho stęknął. - Taki wrażliwy? - spytała aluzyjnie.
   Nie wytrzymał. Odwrócił ją do siebie przodem i pocałował z nieukrywaną rządzą. Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwalał jej na to swymi natarczywymi ustami. Krokami w przód zmuszał, by szła w tył, w kierunku salonu. Napierał na nią zdecydowanymi nogami, stawiając specjalnie jedną między jej udami.
   Cholera pragnął tej młodej kobiety na wszystkie sposoby. Mało tego serce galopowało mu w jej stronę, napędzane uczuciem. No i jajca bolały go od wielu dni.
   Ale nie chciał przerżnąć Laing tylko dla własnej przyjemności, czy jednorazowo. Jery, nie darowałby sobie, gdyby ją skrzywdził. Był od tego daleki. Pragnął seksu, tylko jeśli ona chciała go również. Wystarczyło jedno "nie", by automatycznie przystał.
   Położył dziewczynę na kanapie i sam przygniótł ją połową swojego ciężaru, gdyż drugą część oddał łokciom rozstawionym przy jej głowie.
   - Jeśli tego nie chcesz, powiedz teraz. Potem mogę mieć problem z oderwaniem się od ciebie. - Łajdacko wygiął wargi.
   Piwnooka chwilę patrzyła mu w pytające oczy. Zdążyła zaufać temu mężczyźnie niemal bezgranicznie, kochała go, więc... co mogło stań na przeszkodzie przypieczętowaniu ich miłości?
    - Pokaż na co cię stać, admirale. - Odwzajemniła znaczący uśmiech.
   Och, maleńka, sama się o to prosiłaś.
   Jego ręce zaczęły błądzić dosłownie wszędzie. Były jak ostrza, smagające ciało, tyle że sprawiające przyjemność, chwilowo w postaci nawet i bólu. Szczególnie upodobały sobie jej piersi.
    - Rodzice? Brat?
    - W pracy, a Peter u dziewczyny.
   Po tych słowach, od razu dobrała się do jego kurtki i bluzki, które energicznie zdjęła. Jej oczom ukazał się ten dobrze znany tors, kojarzący się z nocami w namiocie oraz ochroną. Był jeszcze trochę wilgotny przez mokre ubranie, ale za to pachniał męskością, testosteronem, nim. Chciała całować jego każdy milimetr. I gdy już wyciągała szyję, żeby zetknąć usta z rozpaloną piersią Darrena, ten hardo przygniótł jej ramiona do poduszki. Zmarszczyła na niego brwi i ponowiła próbę, ale uczynił to samo.
    - Dlaczego? - spytała niezrozumiale.
    - Chcę się skupić na tobie.
   Zamierzał jej zaimponować, popisać się w swojej specjalności i dać jej rozkosz, a nie mógł skupić się na tym bezgranicznie, gdy ona dekoncentrowała go swoją działalnością. Nie żeby lubił w łóżku kawałki drewna, ale pragnął ją teraz całkowicie zdominować, czego nie mógł zrobić w Afganistanie, podczas ich spięć, gdzie zawsze miała swoje zdanie i kłapała zawzięcie jadaczką.
   Tylko, czy na pewno nie jest dziewicą? Jeśli jest, to mój plan pójdzie w łeb.
    - Skarbie. - Uwiesił się nad jej ciałem, przerywając pieszczoty.
    - Hymm? - Rozczochrane włosy, które opadły na jej klatkę piersiową unosiły się wraz z oszalałym oddechem. Twarz miała zaróżowiałą. Źrenice wielkie.
    - Chciałbym cię ostro zerżnąć, więc czy na pewno nie jesteś dziewicą? Pamiętam jak podczas tej głupiej gry, którą wymyślił Terry nie chciałaś powiedzieć, jaki był twój pierwszy raz. Czy to z tego powodu, że go w ogóle nie było?
   Zauważył jak otwiera szerzej oczy. Po jej minie można było wywnioskować, że zwyczajnie się zawstydziła.
   Nie chciał, by poczuła się skrępowana, dlatego natychmiast dodał:
    - Spokojnie, możesz mi powiedzieć. Przecież to nic złego. Po prostu będę delikatniejszy i...
    - Darren - przerwała mu szybko - nie jestem dziewicą. Nie lubię mówić o swoim pierwszym razie, ponieważ to nie było dla mnie miłe przeżycie. Koleś był dupkiem i tyle.
    - Mam go znaleźć i nauczyć postępowania z dziewicami? - zapytał nerwowo.
    - Nie! To było rok temu, daj spokój.
   Przez chwilę trwali w niewygodnej ciszy.
    - Czyli nie jesteś zbyt doświadczona? - Z trudem ukrył nutkę nadziei w głosie. Gdyby tak było, mógłby być całkowitym panem sytuacji.
    - Można tak powiedzieć - odrzekła zażenowana, zakrywając dłońmi twarz. Nie była przyzwyczajona do rozmów o swoich relacjach seksualnych. Nie zwierzała się nawet przyjaciółkom.
   Usiadł na jej biodrach przez chwilę patrząc na brunetkę z politowaniem.
   Wstydliwa strona Hovery, jest naprawdę ciekawa. Urocza i taka rzadka. 
   Rozchylił dłonie dziewczyny, chcąc upajać się różem policzków.
    - Wiesz co to oznacza? - spytał z przekąsem. - Musisz mi się podporządkować. - Uniósł wyżej brodę, dumnie ukazując swoją przewagę.
    - Co? Przecież wiem na czym to wszystko polega!
    - Pokażę ci, że dostosowanie się i czyjaś dominacja może być przyjemna. Kobiety to lubią.
    - To nie w moim stylu - odpowiedziała równie wyniośle, po czym skrzyżowała ręce na piersiach.
   Darren westchnął. Boże.. kochał ją. To właśnie w takiej zadziorze pokładał swe uczucia. Nigdy nie będzie łatwa. Znajdywanie na nią sposobu, okaże się pewnie codziennością, ale na tą myśl czuł podekscytowanie.
   Nachylił się, prawie zderzając ich nosy. Odgarnął z jej czoła kosmyk włosów, by zaraz wyszeptać uwodzicielsko:
    - Dobra. Uznajmy to za rywalizację. Jesteś przecież w nich dobra, uwielbiasz je.
    - Co masz na myśli?
    - Spróbuj nadążyć za moim tempem. Jeśli ci się uda, będziesz prowadzić.
   Przymknęła zmysłowo oczy, a jej uśmiech skrywał słodką tajemnicę. Oczy rozbłysły w radosnym blasku, chcącym sprawdzić się w tym małym starciu.
   To było coś, w czym czuli się jak ryby w wodzie.
   Dopadła do jego ust, przygryzając mu dolną wargę. Ona również musiała poczuć chęć dominacji - jeśli oczywiście równałoby się to z pojedynkiem. Które ma większe wpływy?
   Oboje zaczęli dobierać się do sowich ciał. Drapali, ściskali, gładzili, palili opuszkami palców! Ich żądza poczęła się ze sobą mieszać, tworząc labirynt pocałunków, ruchów i oddechów. Niesamowicie wczuli się w tej potyczce i każde chciało przejąć kontrolę nad drugim.
   Hov zaczęła robić biodrami okrężne ruchy, pod jego kroczem. Liczyła na to, że rozbije go tym na kawałki, wytrąci z równowagi, poddając go samej sobie. I widziała jak przez jego twarz przelatuje cień pełen ostatecznego podniecenia, a z ust słyszała jak ulatuje mu jedno, wyraźne przekleństwo.
   I gdy tak cieszyła się, że jest cały jej, sięgnęła do jego rozporka. Napięła mięśnie, by usiąść, a jedną nogę przełożyła mu przez plecy. Wtedy spotkała się z jego oporem i niebywałą siłą.
   Momentalnie zamknął jej nadgarstki w szczelnym uścisku jednej dłoni i przytknął je do oparcia kanapy, za głową dziewczyny. To spowodowało, że znów leżała prosta jak struna.
    - Ups - zakpił.
    - To nie fair! - zbuntowała się, czując własny brak siły w stosunku do tego mężczyzny. Przecież nie miała szans wyrwać się spod łap postawnego Fletchera.
    - Nie przypominam sobie byś ustaliła, jakieś zasady, malutka.
    - Malutka?! Ja ci zaraz pokażę.
   Niczego innego się nie spodziewał...
   Hovery przełożyła nogi spod boków Darrena przed jego klatkę piersiową. Prostowała kolana tak, że jej stopy uciskały mu gardło i czoło. Siłowała się tym sposobem z jego napierającym tułowiem, nie mogąc powstrzymać chichotu. On również nie mógł się nie uśmiechnąć.
    - Dość tych wygłupów. - Bez ostrzeżenia złączył jej nogi i przełożył je sobie przez bark. - Czas działać. - Prawie się na niej kładąc spowodował, że jej kolana niemal dotykały brody, w wyniku czego pupę miała wypiętą bardzo dosadnie i nakierowaną wprost na jego wybrzuszenie w spodniach. - Nadal chcesz rywalizować, dziewczynko? Czy pozwolisz mi to załatwić jak facet?
   Niespodziewana ekscytacja związała jej język. Była zdolna tylko przełknąć ślinę i skinąć głową.
   Darren spojrzał jej głęboko w oczy. Widział w nich obdarowane mu zaufanie. Nie chciał tego spieprzyć.
   Trwając tak z nią w kontakcie wzrokowym, na razie powoli zaczął zsuwać jej jeansy z bioder. W ich pozycji ciągnął je w górę nóg brunetki. Chciał ją wziąć w takiej pozycji, mając łydki Hov na barku.
   Po kilku minutach była już w samej bieliźnie, a on tylko w bokserkach. Całowali się namiętnie, gdy zatrzymał w końcu dłonie na materiale jej majtek. Miał wrażenie, że przeleciał przez nią dreszcz. Ogarnęło nim zwątpienie, które natychmiast rozwiała, odpinając stanik. Rzuciła go w kąt i posłała mężczyźnie łagodne spojrzenie, zawierające wyczekiwanie oraz podniecenie.
   Uznał to za zgodę.
   Pozbył się jej majtek powoli, testując i wstrzymując napięcie obydwu stron.
   Miała taką miękką skórę pod jego szorstkimi dłońmi. Pachniała słodkimi wypiekami, przyćmiewając zapach spalenizny unoszący się po mieszkaniu.
   Czuł na sobie odpowiedzialność za jej udany drugi raz, co nie oznaczało, że musi to zrobić w sposób subtelny. Wręcz przeciwnie. Pragnął pokazać Hov, jaki jest prawdziwy seks.
    Zdjął bokserki i masując pierś dziewczyny, zatracając się w piwnych oczach, wszedł w nią gwałtownie. Pisnęła z bólu, ale on wiedział, że poczuje go tylko na początku, dlatego nie przerywał. Zanurzył twarz w zagłębiu jej szyi i posuwał szybko, mocno.
   Kurwa. Mać. Jesteś. Cudowna.
   Hov jęczała mu nad uchem i starała się współgrać z tempem jego bioder. Poruszała nimi za każdym razem, gdy zanurzał się w niej do pełna. Czuła ból, przez jego duże wypełnienie, ale po kilkunastu ruchach, zaczął się przeradzać w przyjemność. Ciągnęła mu włosy, gdy posapywał przy jej twarzy.
   Niech to...
   Darren sunął ustami po jej żuchwie. Ruchy jego bioder coraz to bardziej przyśpieszały. Przygniatał ją ciężarem, próbując dostać się do niej jeszcze wyraźniej.
    - Kocham cię - wysapał. - Kocham.
   W oczach Hov pojawiły się łzy wzruszenia, spełnienia. Nie dopuściła do ich wypłynięcia.
    - Ja. Też. Ciebie. Kocham.
   W środku Darrena rozpowszechniło się ciepło. Słysząc te słowa przez jej drżący głos, zrozumiał jak bardzo potrzebował czułości. Ona mu ją dała.
    - Wykorzystajmy w pełni konstrukcję tej kanapy, kochanie.
   Po niespełna minucie była wpół nachylona i wpół przewieszona przez oparcie sofy. Do jej pleców przyklejony był on - mężczyzna nieidealny, gwarantujący idealny seks.


   Po godzinnym wyczerpującym seksie, siedzieli na tej samej kanapie i jedli niewykorzystane jabłka do szarlotki. Nakryci kocem, pogrążeni rozmową, po raz pierwszy tak szczęśliwi w swoim towarzystwie.
    - Nie wiem co te wszystkie panny w tobie widziały - rzuciła ironicznie, puszczając Darrenowi oczko.
    - O, widzę, że powinienem nagrać twój orgazm... - odburknął, odgryzając kawałek jabłka.
    - Ojejku, Pan Gbur się odezwał, w nogi! - powiedziała śmiesznie niskim tonem.
   Szturchnął ją lekko nogą w udo.
    - Jak już razem zamieszkamy, to przysięgam, tylko do łóżka będę cię wpuszczał z niezakneblowaną buzią.
    - W takim razie ja w ogóle nie będę cię wpuszczać do łóżka! - Pokazała mu język, wygodniej usadawiając się na kanapie. - Albo nie! Zamieszkam w osobnym pokoju.
   Wychodziłoby na to, że Darren zostanie na noc, dlatego będą mieli dużo czasu na obgadywanie przyszłości.
    - Jeśli to zrobisz, wywiozę cię do Afganistanu Irakijczykom na pożarcie.
   Przyłożyła mu z poduszki w głowę, rozpoczynając krótką bitwę.
   Gdy się uspokoili, patrzyli na siebie w milczeniu, które trwało jakiś czas.
    - Nie będziemy mogli mieć zwierząt, mam uczulenie na sierść - stwierdziła Hov, powstrzymując parsknięcie.
    - Ja mam uczulenie na wyszczekane zołzy, a jakoś siedzę obok ciebie.
   Tak, to chyba największy cud tej historii.



~***~
I tu się kończą moje wyobrażenia co tego opowiadania. 
Troszkę mi smutno, ale wiadomo - końce wszystkiego chyba zawsze takie są, muszą takie być, inaczej straciłyby swoją wyjątkowość.
Piszę, że tylko troszkę, ponieważ wiem, że to nie koniec mojego pisania. 
Pragnę wszystkim bardzoooo podziękować za komentowanie rozdziałów. Nie macie pojęcia, jakie wywoływały u mnie skrajne emocje. Nie raz, nie dwa, wzruszałam się i po prostu piszczałam z uciechy przed monitorem. (na tyle głośno by mama pytała co się stało) :D
Bardzo ceniłam sobie opinie i wytykanie błędów, dlatego proszę, by każdy kto czytał, skomentował.
Jejciu, nie jestem dobra w zakończeniach ani pożegnaniach, dlatego nie będę się zbytnio rozpisywać. Lubię konkrety.
Ale wiem jedno! Gdyby nie Wy i gdyby nie Wasza cierpliwość, nie byłoby tego opowiadania. 
Dziękuję Wam za to, że byliście!

I mam ogromną nadzieję, że chociaż część z Was zainteresuje się moim kolejnym blogiem, do którego link wstawię tutaj, na Eternal.
Mogę zdradzić, że tam będzie znacznie więcej przemocy i seksu. Możliwe, że tematyka nie dla każdego, ale postanowiłam się sprawdzić w takim klimacie.
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję i do następnej notki!