piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 16

   Darren gwałtownie zahamował po tym, jak dostrzegł Hovery i Terrego w szampańskich nastrojach. Jeszcze chwilę słyszał śmiech dziewczyny, gdy wszystko ucichło. Poczekał aż dorównają mu kroku i wepchnął się pomiędzy tę dwójkę, idąc bliżej brunetki. Ocierał się o nią ramieniem.
    - Z czego mieliście taki ubaw? - zapodał ciemnooki, fałszywie przyjemnym tonem.
   Zarówno Hov jak i Terry musieli dosłyszeć nutkę złośliwości w tej tonacji, ponieważ miny im wyraźnie zrzedły.
    - Tylko się wygłupialiśmy - odpowiedziała Hov. - Nawet to przydatne w naszej sytuacji na rozluźnienie. - Wzruszyła ramionami, spoglądając na Darrena piwnymi oczami, które zmuszone były wytrzymać jego wnikliwy wzrok.
    - Właśnie, Hov na pewno tego potrzebuje.
    - No pewnie, przecież ty najlepiej wiesz co jej trzeba. - Tęczówki bruneta skrywały w sobie kpinę i ironię, kierowaną do kolegi. - W końcu spędziłeś z nią tyle czasu.
   Dziewczyna widząc obydwu mężczyzn, którzy serwowali sobie zacięte spojrzenia i emanowali niezidentyfikowaną rywalizacją, spróbowała przerwać tę powagę.
    - Hej, chyba każdemu z nas brakuje trochę luzu! - Prychnęła, ukazując szereg białych zębów. Jednak ani jeden nie zwrócił na nią swej uwagi, dlatego poszturchała Darrena obok siebie. - Mówię serio, zagrajmy w coś!
   Dopiero teraz spojrzeli na nią wątpiąco. Brunet wygiął nawet swoją brew, jakby chciał powiedzieć "bez jaj".
    - To dobry pomysł. I tak czeka nas długa droga. Rozerwijmy się trochę - entuzjastycznie zgodził się Terry. - Zagrajmy w pytanie i rywalizacja. Jeśli nie odpowiesz na pytanie, musisz pokonać mnie w rywalizacji.
    - Co jeśli nie pokonam cię w rywalizacji?
    - Wtedy spełnisz moją zachciankę.
    - Co to za gra? Nigdy o niej nie mówiłeś - mruknął, zniechęcony całą zabawą Darren. - Kretyństwo. Samą zachcianką jest odpowiadanie na pytanie czy twoje wyzwanie.
    - Takie są zasady. Ja pierwszy. Pytanie do Hov. - Szarooki podrapał się po zaroście na twarzy w geście namysłu. Patrzył przez moment przed siebie, na jeszcze nisko usadzone słońce, gdy nagle na jego twarzy rozciągnął się szeroki uśmiech. - Jaki był twój pierwszy seks?
   Piwnooka poczuła na sobie dwie pary nagle ożywionych oczu. Nawet Darren stał się bardziej skupiony i wyczekujący na odpowiedź, przez co nieco się speszyła. Jej pierwszy raz był okropny! Nie chciała o nim opowiadać. Same pytanie uznała za zbyt osobiste, ale rozumiała na czym polega ta gra i jej kontrowersja. Nie chciała wyjść na zawstydzoną dziewuszkę, która rumieni się na wzmiankę o seksie. Oj nie. To nawet nie leżało w jej naturze, ale nie znosiła o tym mówić. Pamięta jak dziś niedelikatność jej pierwszego partnera i kompletny brak klasy z jego strony, przyprawiający ją o mdłości nawet teraz.
    - Nie będę wam o tym opowiadać. - Zadarła wysoko brodę i skrzyżowała ręce na piersiach, pokazując swoją dumę. - W ten temat nie wetkniecie swoich nosów.
    - W takim razie rywalizacja. - Na twarzy Terrego wykwitał pokerowy uśmiech. - Musisz przegonić mnie w krótkim wyścigu do... - Wyminął Darrena by znaleźć się bliżej dziewczyny. Przytknął swoją głowę do jej skroni by zasięg ich wzroku się pokrywał. Potem wyciągnął przed siebie rękę, by wskazać jej metę. - ...o, do tamtej skały.
    - Bez problemu. W liceum brałam udział w maratonach.
    - Brooks, naprawdę chcesz się ścigać z dziewczyną? Co to za rywalizacja? - zaszydził kolega, uważając tą całą grę za głupotę.
   Nieświadomie dał Hovery tymi słowami większą motywację.
    - Pragnę zauważyć, że bardzo wyrównana. Jak mówiłam, jestem w tym dobra - odburknęła, z nieco dotkniętym ego. Wyzywająco zmierzyła sylwetkę niedowiarka, który nie pokładał w niej żadnych nadziei.
    - Zobaczymy.
    - Dobra. Darren, krzyknij start.
   Terry i Hov przyjęli pozycję gotową do biegu. Serca zabiły im mocniej, podekscytowani przyśpieszyli swe oddechy a stopy już chciały oderwać się od powierzchni, by pognać po zwycięstwo.
    - Idiotyzm... - wymruczał sam do siebie Fletcher i niechętnie wykrzyczał "start".
   Ruszyli. Z każdym krokiem nabierali tępa. W zaskakującej prędkości ich włosy falowały na wietrze, jakby same paląc się do wyścigu. Szli łeb w łeb. Hov tak bardzo nie chciała się dać facetowi, i tak bardzo chciała udowodnić temu zgorzkniałemu Darrenowi jaka jest wytrzymała, że to ją zgubiło.
   Dziewczyna oczy miała wlepione w ten przeklęty głaz, do którego musieli dobiec, w wyniku czego nie patrzała pod rozpędzone nogi. I masz... Jeden wystający kamień zniweczył szansę na wygraną. Poleciała do przodu, upadając na łokcie już ze świadomością klęski. Terry pognał dalej i musiała patrzeć na jego majaczącą w oddali sylwetkę oraz na jego uniesione ręce w górze, oznaczające znajdowanie się na mecie.
    - Cholera! - Niczym mała dziewczynka uderzyła pięściami o ziemię, wściekła na swoją niezdarność. Już go miała...
    - Mówisz, że lata wprawy?
   Słysząc ten głos nad sobą, mimowolnie wywróciła oczami. Zaraz zacznie się dogadywanie i uświadamianie jaka jest beznadziejna...
    - Od kiedy rozrywką jest leżenie z głową w piachu?
    - Lepsze to, niż ty i twoje marudzenia. - Odwróciła się w końcu w jego stronę. Stał nad nią z rękoma opartymi o biodra i z lekkim, zuchwałym uśmieszkiem, mówiącym jaka jest żałosna w tej chwili.
    - Wstawaj, leci ci krew. - Nachylił się i złapał ją za ramię. Zadziwiająco delikatnie pomógł jej wstać, po czym przyjrzał się niewielkiej plamce krwi na rękawie bluzki. - To z łokcia. Pokaż.
    - Już nie udawaj takiego opiekuńczego. Pewnie od środka rozpiera się satysfakcja. Ale prawda jest taka, że gdyby nie upadek, to bym wygrała.
   Na te słowa Fletcher jeszcze szerzej się wyszczerzył. Miał obłędny uśmiech, ale taki arogancki.
    - Słodko wyglądasz z piaskiem na brodzie i policzkach. - Westchnął, złapał ją za plecy i przyciągną do siebie, by otrzepać jej twarz.
    - Nie wkurzaj mnie, bo zaraz ty wylądujesz na ziemi. - Zmrużyła zabawnie oczy.
    - Spróbuj.
    - Palant!
   Odsunęła się od niego i zaczęła iść w stronę zwycięskiego Terrego, kiedy Darren zawiesił przez jej szyję rękę i zaczęli maszerować ramię w ramię. Ona postanowiła nie komentować tego czynu, bo jakoś dziwnie odpowiadała jej jego bliskość. Zawsze czuła się wtedy... pewnie?
   Niespodziewanie przycisnął ją bliżej siebie, tak, że poczuła ból w karku.
    - Dlaczego mam wrażenie, że... - wyszeptał, ale nie mógł skończyć, gdyż dobiegło do nich wołanie Brooksa.
    - I coooo?! Hovery, jestem mistrzem! - Chłopak zaczął śmiesznie skakać i wiwatować na swoją cześć. - Nieźle żeś walnęła o ziemię!


    - Pomyślę nad  moją zachcianką.
    - Nadal uważam, że powinna być dogrywka. Zdarzył się wypadek przy pracy, który mógł przytrafić się także tobie. - Walczyła o swoje Hovery, w sumie nie do końca biorąc to wszystko na poważnie. Najważniejsze było przecież dla niej chwilowe zapomnienie o otaczających ją wydarzeniach i dołączonej do tego presji wiecznej ucieczki. Miała ochotę na odrobinę żartów i przekomarzań, by dodać sobie trochę energii do życia i jakoś wpłynąć na swoje nadszarpane nerwy.
    - Nigdy by mi się to nie przydarzyło! Takim jak ja, potknięcia o kamienie się nie zdarzają, skarbie - droczył się Terry, idąc pośrodku ich trójki przez coraz bardziej nierówny teren.
   Powoli zaczynały się wyższe i skaliste wzniesienia, którym w końcu i tak musieliby stawić czoła.
    - Nie ważne. - Hov dała mu kuksańca w ramię. - Teraz ja. Pytanie do Darrena.
    Tutaj mężczyzna posłał jej ostrzegające spojrzenie.
    - Dlaczego sądzisz, że każda kobieta jest taka sama? Masz je za stereotypowe zołzy...
    Brooks wybuchł nagle nieopanowanym śmiechem, tworząc na swojej twarzy liczne zmarszczki radości a Darren jedynie patrzył na niego jak na idiotę. Dziewczyna nie rozumiała, dlaczego jej pytanie okazało się dla kolegi takie śmieszne.
    - Sory, Hov, ale myślałem, że każdy wie gdzie Darren się wychowywał. To znaczy przez to ma takie poglądy i...
    - Morda, Brooks! - wtrącił ostro brunet. - Sam odpowiem na to pytanie, bo nie zamierzam brać udziału w żadnej rywalizacji z tą ciapą. No więc... - Przerwał, żeby oberwać jeszcze od piwnookiej w głowę, która kolejny raz wymierzyła mu lekkie uderzenie za jego kąśliwości. Po chwili jednak uspokoiła się i najwidoczniej zaciekawiona, czekała na odpowiedź. - No więc powiem krótko. Wychowywałem się wśród zgrai bab, które nieco mnie nauczyły o samych sobie. Każda była taka sama. Głośna, problemowa, fałszywa, podejrzliwa... - wyliczał na palcach - ...szałaputna, oryczana, zdradziecka... Mógłbym tak wymieniać do zmierzchu. Ponadto jestem dobrym obserwatorem. Gdy chodziłem do szkoły, moje wszystkie rówieśniczki zachowywały się tak samo. Próbowałem zrozumieć je z kumplami, ale się nie dało.
    - Nie zapomnij wspomnieć też o swoich dziewczynach... Rzeczywiście nie miał do nich szczęścia. Już od podstawówki - dodał szarooki, który w geście pociechy poklepał przyjaciela po plecach. - Jedna nawet zerwała z nim przez to, że wylał jej lakier do paznokci. I od tamtej pory nasz szanowny Darren wybierał sobie panienki tylko na jedną noc, nie plącząc sobie głowy związkami. A najlepsze było, jak...
    - Dzięki, stary za przybliżenie historii mojego życia. Wystarczy - rzucił konspiracyjnie Fletcher, po czym odepchnął od siebie kolegę z lekkim uśmiechem na ustach. - Nie chcesz chyba, żebym to ja naopowiadał coś o tobie. - Jego oczy błysnęły tajemnicą.
   Hovery uważnie przysłuchiwała się tej krótkiej opowieści, która nawet dużo by wyjaśniała. Bardzo łatwo przecież można się zrazić do drugiego człowieka, czy nawet miłości po samych niefortunnych przejściach. W dodatku to czego uczymy się, i to co obserwujemy na co dzień w dzieciństwie, pozostaje już na zawsze zakodowane w naszych głowach. Ile razy i jak bardzo musiał się sparzyć, żeby nie chcieć związać się z kimś na stałe, mając dwadzieścia cztery lata?
   Czy ona dla niego też była tylko celem do przelecenia? Przecież się całowali. Sam powiedział, że wtedy chciał czegoś więcej, ale... się powstrzymał. Czy to oznacza, że ma do niej jakieś poszanowanie? Chyba nie ma jej za panienkę na jedną noc? Przecież mówił, że wtedy podczas pocałunku coś go do niej przyciągnęło. Ale co? Uczucie czy ciało?
    - Kto cię właściwie wychowywał? Sam mówiłeś że twój tata często wyjeżdżał na misję, dlatego z jakimi kobietami cię zostawiał?
    Darren nieco spoważniał. Z jego twarzy można było wyczytać, iż ma już dość mówienia o sobie. Nie lubił tego. Ale chyba zdawał sobie sprawę z dociekliwości tej dziewczyny.
    - Zostawiał mnie u sąsiadki z jej ośmioma córkami.

   Dalsza droga do Kwatery Głównej prowadziła już tylko przez góry. W dodatku cała trójka po wyznaniach Darrena ujrzała - co prawda daleko - na zachód od nich dwa samochody, pozostawiające po sobie chmury kurzu. Nie mogli ryzykować ujawnieniem się na dotychczas równinnych ziemiach, dlatego musieli wejść w skały, gdzie nie trudno o kamuflaż. Irakijczycy, którzy ich porwali na pewno już ich szukają. Dobrze więc podróżować przez tereny, gdzie nie sięgnie ludzkie oko z płaskich powierzchni.
   Jednak tutaj, w górach, także są narażeni na olbrzymie niebezpieczeństwo. Wspinaczka nie jest łatwa a wystarczy tylko jeden poślizg, aby załatwić sobie rozbitą głowę. Dlatego postawili na skupienie, a ich grę w pytanie i rywalizacja odłożyli na później.
   Najgorzej jest Hovery. Nie ma ona na sobie ciężkich i stabilnych butów militarnych jakie nosi Darren i Terry, tylko liche, białe adidasy o ślizgającej się podeszwie. Dlatego obydwaj mężczyźni pomagają jej jak mogą w pokonywaniu kilometrów.
    - Musisz tutaj postawić nogę - tłumaczył Terry. - Nie tutaj! Tu się poślizgniesz.
    - Ale wtedy nie sięgnę do półki - denerwowała się dziewczyna, która czuła się niczym dodatkowy balast dla kolegów.
    - Złapię cię za rękę - zaproponował Fletcher, który już pokonał przeszkodę, aby pomóc dziewczynie z góry.
    - Nie da rady. Ona jest za niska. Muszę ją podsadzić.
    - Da radę.
    - Chociaż spróbuję. - Brunetka koniecznie chciała wspiąć się o własnych siłach.
    - Nie dosięgniesz ręki Darrena. Chodź tu.
    - Zaczekaj!
    Ale Brooks już złapał za jej biodra i uniósł w górę. Trzymał ją na wyprostowanych rękach niczym nic nie ważącą lalkę.
    - Terry, ześlizguję się! Spadam! - krzyknęła Hov, gdy poczuła jak jego dłonie zsuwają się z jeansów. Mocniej wyciągnęła rękę w górę, by złapać się Darrena, który leżąc na skalnej półce sięgał w jej stronę.
   Wtedy Terry zmienił pozycję dłoni i teraz bezpośrednio trzymał ją za pośladki i pchał w górę. Poskutkowało i w końcu ciemnooki mógł ją wciągnąć.
   Zdyszani leżeli i gapili się w obłoki, leniwie przemieszczające się po niebie, które nawet nie zdawały sobie sprawy z zaistniałej sprzed chwili walki. Beztrosko pełzały w swoim kierunku, lejąc na wszystko inne pod nimi.
    - Cała jesteś? Wydawało mi się, że wystawiłem ci palce. - Brunet usiadł i zmierzył ją spojrzeniem. Potem sam pochwycił jej dłonie i delikatnie obracał je w swoich, dokładnie się przyglądając.
    - Są całe.
    - I jak tam? - Nagle wyłonił się szarooki, jak zwykle z uśmiechem na twarzy. - Nie było tak źle.
    - Terry, dałabym radę. Po co to zrobiłeś?
   Chłopak uniósł zdziwiony brwi.
    - Mówiłem, jesteś za krótka - wyszczerzył się. - Zresztą najważniejsze, że się udało. Ruszajmy dalej.
    - Ale słyszałeś, że spadała - odezwał się Darren, który już stał na nogach. - Mogła ci wypaść. Na następny raz słuchaj co się do ciebie mówi.
    - Mocno ją tam chwyciłem. - Puścił oczko do dziewczyny, po czym jednoznacznie zsunął wzrok na jej pupę. - Dobra, ruszcie się w końcu. Hov przede mną, dalej.
    Dziewczyna wstała zniesmaczona i otrzepała spodnie.
    - Wolę, żeby było na odwrót - burknęła i źgnęła go palcem w plecy na znak, iż ma iść.
   Chłopak zrobił smutną buźkę a ramiona mu opadły.
    - No co ty Hov... - Chciał dotknąć jej ramienia, ale odsunęła się w porę.
    - Idziesz przodem - fuknął Darren i ruszyli.

   Terry wyciął gdzieś daleko przed nimi, tak, że tylko od czasu do czasu było widać kawałek jego munduru. Hov starała się najlepiej jak umiała wspinać po skałach i chyba nawet trochę nabierała wprawy. Pomimo że buty się jej ślizgały to Darren zawsze sprawnie ją przytrzymywał.
    - Nie wiem o co mu wtedy chodziło. Uparł się, żeby mnie podnosić a teraz się obraził? - spytała Hov.
    - Chciał po prostu dobrać ci się do tyłka. Cały Terry.
   Brunetka postanowiła wykorzystać kierunek tego tematu, aby sprawdzić swoje wcześniejsze przemyślenia.
     - Z tego co mówiłeś, ty też chciałeś. - Jej ton stał się oschły a nawet pretensjonalny. Była ciekawa co odpowie na takie coś. Ha! Była z siebie dumna, bo jak na razie to on trafnie jej dokuczał, a teraz...
   Niespodzianie poczuła gwałtowne szarpnięcie w bok i szczelny uścisk w tali, w wyniku tej brutalności pisnęła. Szybko jednak zasłonił jej usta szorstką dłonią. Następnie wprowadził ją do wąskiej wnęki w skale, gdzie promienie słońca docierały tylko do połowy. Zdezorientowana dziewczyna zaczęła stawiać opór Fletcherowi, gdy ten dociskał ją do twardej ściany. Nie odrywał ręki od jej warg. Twarz miał niemal niewidoczną a uścisk bolesny. Zszokowana Hovery nie wiedziała co w niego wstąpiło.
     - Ale ja nie macam cię, gdy tylko nadarzy się okazja. Jak już mówiłem, ciesz się, że umiem się powstrzymać.
   Brunetka wyjąkała z siebie parę słów, ale nie mogły się one przebić przez jego rękę. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, które w półmroku odbijały w sobie pojedyncze światełka. Tutaj straciły swój kolor.
    - Sprawia ci przyjemność, jak cię, niby przypadkowo, dotyka? Bo mi nie. Nie mogę na to, kurwa, patrzeć! - Puścił ją machinalnie. Odszedł dwa kroki w tył, zanurzając rękę we włosach. - I nie wiem dlaczego. To uczucie jest mi obce.
   Nastała cisza, którą nie przecinały nawet ich oddechy. Hovery stała przyklejona do ściany i odtwarzała od nowa i od nowa każde jego zdanie. Czuła jak jej nogi, ważą mniej niż piórko w tamtej chwili. Ledwo stała, przeciążona tymi słowami.
    - Co, teraz się mnie boisz? Myślisz, że zrobię ci zaraz krzywdę? Bożee... - warknął nienaturalnym głosem. On także oparł się po drugiej stronie o ścianę i znieruchomiał z brodą zadartą wysoko. Stał tak kilka sekund, gdy w końcu znów się odezwał. - Przecież nic ci nie zrobię, Hov. Możesz iść, dalej.
   Pokiwała przecząco głową i ruszyła w jego kierunku. Bezceremonialnie dopadła do jego ust, mocno i pewnie. To nie był ich pierwszy pocałunek, gdzie najpierw nieśmiało muskali się wargami. Teraz wkładali w to całą intensywność i chęci. Stali się bestiami niepohamowani w swych łowach. Przygryzali i ssali, walczyli.
   Darren przesunął ją do ściany na przeciwko, gdzie tak ją unieruchomił, że mógł dotykać ją wszędzie, co też robił. Piersi, plecy, biodra. Ona targała mu włosy i drapała ramiona pod kataną. Mężczyzna nie został jej dłużny i także wsunął ręce pod ubranie. Z łatwością podkopał się pod stanik i wcale nie był delikatny w ściskaniu jej atutów. Z trudnością kontrolował swoją siłę i pożądanie, które całe przelewał teraz na tą dziewczynę.
   W końcu zdobywał to, czego pragnął.
    - Chcę cię całą. Jesteś piękna.
    - Zamknij się - odpowiedziała między pocałunkami.
    - Nie. Pozwól mi to zrobić. Marzę o tym od dawna - wymruczał jej wprost do ucha.
    - Nie będę twoją kolejną panienka na raz. - Przygryzła mu wargę.
    - W takim razie możemy to zrobić kilka razy.
   Zaczęła muskać mu linię szczęki, po zaroście. Obydwoje gotowali się we własnych ciałach, było im nieziemsko gorąco. Nagle poczuła wbijające się w jej krocze twarde wybrzuszenie w jego spodniach. Sama poczuła pulsowanie całego ciała.
    - Nie - szepnęła stanowczo.
    - Ty zła kobieto. Patrz co zrobiłaś. - I dla potwierdzenia mocniej wbił się w nią wzwodem. Sprawił tym, że jęknęła cichutko a on uśmiechnął się usatysfakcjonowany, widząc jak na nią działa. - Taka wrażliwa?
    - Przestań Darren. Przestańmy...
   Spoważniał. Obdarował jej szyję jeszcze jedną malinką i rzeczywiście niechętnie zaprzestał pieszczot. Ledwo nie zerwał z niej ubrań. Ledwo nie zrobił tego siłą, bez jej zgody...
   Nie, nie mogę ci tego zrobić, mała.
    - Dobra. Odpuszczam ci tym razem - stwierdził, odklejając się od jej rozpalonego ciała.
   Musieli chwilę ochłonąć po tym erotycznym napadzie, który opanował ich tak bez zapowiedzi, i który chyba już ich nie opuści do reszty. To, że czują coś do siebie, to jest pewne. Niegdyś nienawiść, a teraz nienawiść i pożądanie.
   Toksyczna mieszanka.


~***~