środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 10

    - Co byś chciał wiedzieć? - spytała Hovery, świdrując Darrena sceptycznym wzrokiem. Nadal czuła jak prąd rzeki pcha ją ku niemu, ale nie pozwalała oderwać stup od dna.
   Mężczyzna podrapał się po brodzie w geście zadumy.
    - Hmm... Może najpierw skąd masz te gatki w... czerwone wisienki, o ile dobrze potrafiłem zarejestrować - rzucił drwiąco, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. Podszedł do niej o krok. - Są dość... nietypowe.
    - Grunt, że wygodne. Cóż, trudno się dziwić, że ci się nie podobają, skoro do tej pory miałeś do czynienia z lichą bielizną striptizerek.
    - Mają coś w sobie. - Zmarszczył brwi, udając głęboki rozmysł nad sprawą. Skrzyżował ręce na piersi. - Są słodkie, naprawdę. - Utrzymywał poważny wyraz twarzy jeszcze przez kilka sekund, po czym parsknął śmiechem, wprawiając swoją umięśnioną klatkę piersiową w drganie.
   Hov zmrużyła na niego gniewnie oczy. Dziękowała wodzie, pod którą skutecznie ukrywała swoje ciało, dzięki czemu nie mógł teraz patrzeć na jej bieliznę. Cała ta sytuacja ją zawstydzała, ale jednocześnie bawiła.
   Nie. To jego śmiech sprawiał, że ona również zaczynała się szczerzyć.
   Ostatecznie zamachnęła się i ochlapała go wodą.
   Ten spojrzał na nią ostrzegawczo. Z nosa i rzęs zaczęły skapywać mu pojedyncze kropelki, w wyniku czego otarł twarz dłońmi. Jego uśmiech przygasł, ograniczając się tylko do lekkiego wygięcia ust, które już nie było w stanie wytworzyć uroczych zmarszczek w policzkach. Słońce padało wprost na niego, przez co Hov miała wrażenie, że jego ciało emanuje złotawą poświatą, jak u greckich bogów z dobrze jej znanej mitologii.
   Szybko jednak odgoniła od siebie tą myśl.
    - Nie zaczynaj, Laing. Chcesz znów wylądować pod wodą? Umiesz w ogóle pływać?
    - I to lepiej niż ktokolwiek inny. - Uniosła wyżej głowę i nieco się wyprostowała, na skutek czego woda sięgała jej teraz do piersi. Na plecach poczuła ciężar długich, mokrych włosów.
   Darren ponownie się zbliżył, fundując dziewczynie wnikliwe spojrzenie.
    - Ile właściwie masz lat?
   Brunetka zbita z tropu nagłą zmianą tematu i barwą poważniejszego tonu chłopaka, zawahała się z odpowiedzią.
    - Dlaczego pytasz?
    - Po prostu zastanawiam się co taka młoda dziewczyna jak ty, robi w takim miejscu jak to. - Zatoczył ręką w okół. - Ciekawi mnie to odkąd cię zobaczyłem.
   Piwnooka założyła ręce na biodra i przygryzła wargę. Przechyliła głowę w bok, jakby chcąc się lepiej przyjrzeć mężczyźnie.
    - Mogłabym cię spytać o to samo - powiedziała.
    - Ja... Przecież już ci mówiłem. Zresztą, spytałem pierwszy - odrzekł, wywracając oczami.
   Owszem. Hov przypomniało się jak napomknął coś o obozie przetrwania, korpusie kadetów i o wpływowym ojcu, który wczepił w niego chęć chodzenia do tej szkoły. Ale poza tym nie zdradził jak znalazł się na pozycji wiceadmirała w tak młodym wieku, ani dlaczego w ogóle wstąpił do wojska. A to naprawdę intrygowało dziewczynę.
   Uznała jednak, że skoro on uchylił rąbka swojego życia to ona też powinna.
    - Mam dziewiętnaście lat - oznajmiła. - A co robię w Afganistanie jako pielęgniarka? Cóż... - Uśmiechnęła się nieśmiało - Po prostu chcę pomagać ludziom, którzy są w stanie dać coś z siebie dla innych. A przecież wy... - Spojrzała mu prosto w oczy - ryzykujecie wszystko, życie.
   Po jej odpowiedzi Fletcher milczał, wpatrując się w zmąconą taflę wody, rozjuszoną przez niewielki wodospad nieopodal nich, pod którym Hov przed chwilą się moczyła. Na jego czole pojawiła się specyficzna zmarszczka świadcząca o głębokim namyśle.
   W końcu odezwał się.
    - Jesteś sierotą? - W jego głosie można było dosłyszeć ostrożny takt, mający na celu zadać to pytanie jak najdelikatniej.
    - Co? Nie - oburzyła się. - Czemu tak sądzisz?
   Brunet wzruszył ramionami.
    - No... Gdybym miał córkę - co raczej nigdy się nie zdarzy - nie pozwoliłbym jej wyjechać do Afganistanu gdzie, jak wiadomo, panuje wojna. Wiedząc jeszcze, że będzie się obracać wśród niewyżytych żołnierzy... Przecież to oczywiste. Tutaj jest bardzo niebezpiecznie.
    - Wiem o co ci chodzi. - Uniosła rękę, jakby chcąc wskazać na cały krajobraz w okół nich. - Uważasz, że moi rodzice to jacyś zwyrodnialce, bo pozwolili mi tutaj przyjechać. Ale ja sama tego chciałam i jestem już pełnoletnia, więc nie mogli mi tego zabronić. Zresztą... - przerwała i odbiła się stopami od dna, by pozwolić jej ciału bezwładnie dryfować na wodzie. Wpatrywała się teraz w błękitne niebo nad sobą, podświadomie wypatrując znajomego jej orła. - ...wiesz jaka jestem. Uparta, zawsze stawiająca na swoim. Nie mieli na mnie wpływu, a ojciec nie po to wydawał pieniądze na dodatkowe lekcje z medycyny, żebym nic z tym dalej nie zrobiła. Pragnęłam... przydać się światu. Tak sądzę.
   Darren wpatrywał się w nią, podczas gdy ta, jakby zatraciła się w oglądaniu mozolnie pełzających obłoków. Obserwował z jaką łatwością jej ciało unosi się prostopadle na powierzchni wody, lekko kołysane przez fale. I myślał nad tym co powiedziała.
   Po chwili ostudzony myślą o ciągłym zagrożeniu życia, rozejrzał się dookoła. Znajdowali się w zapadlisku ziemi, a więc wysoko nad nimi okalały ich szczyty górskie, które dokładnie zaczął skanować wzrokiem. Doszukiwał się najdrobniejszego ruchu, czy odbitego blasku słońca od broni metalicznej, ale niczego takiego nie zauważył. Mimo to wiedział, że nie powinni za długo przesiadywać w jednym miejscu.
   Gdy już w pewnym stopniu upewnił się o potencjalnym bezpieczeństwie, ponownie skupił się na Hovery, która swoim ciałem działała na jego oczy niczym pieprzony magnes.
   Panuj  nad sobą, stary...
    - Mieszkasz z nimi? - spytał i podpłynął do niej trochę, ale zdawała się tego nie dostrzec.
   Nie spuszczając wzroku z nieba, odpowiedziała:
    - Tak. I z bratem. W Bostonie. - Uśmiechnęła się, jakby przypominając sobie coś miłego.
    - Dogadujecie się?
    - Umm... tak. To znaczy ja i moja mama... Cóż, mamy podobne charaktery i... Obydwie jesteśmy czasem zadziorne i uparte, dlatego różnie bywa. Zdarza się, że nie umiemy odpuścić, co często prowadzi do kłótni - odparła, nie zdradzając smutku w głosie, jaki nagle zagościł w jej oczach. - Przed moim wyjazdem się posprzeczałyśmy - dodała z udawanym niewzruszeniem.
   Nagle poczuła jak jej ciało traci wyporność i powoli zanurza się głębiej. W tym samym momencie pod wodą na swoich plecach wyczuła dłoń Fletchra, która podtrzymała ją przed opadnięciem pod powierzchnię. Zdała sobie sprawę, że przez obserwację chmur nawet nie zauważyła, kiedy znalazł się tak blisko. Stał obok niej i rzucał na nią swój cień, zasłaniając słońce.
   Spojrzała w jego oczy, w których przewyższała powaga.
    - Pomimo to, jesteś szczęśliwa? - zapytał, a jego usta dziwnie się wygięły przy ostatnim słowie.
   Hov przez chwilę oniemiała. Nie rozumiała dlaczego zadał właśnie takie pytanie. Spodziewała się bardziej coś typu: "o co się pokłóciłyście?", "mocno tego żałujesz?", czy nawet "przestań się nad sobą użalać". Taki rodzaj odpowiedzi bardziej do niego pasował. A teraz dostając tak dziwne, a zarazem banalne pytanie zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią, gdzie powinna odrzec machinalnie.
    - Tak, Darren. Mam dobre życie.
   Nastała w okół nich niewygodna cisza. Chłopak nadal podtrzymywał plecy dziewczyny, przez co ta leżała przed nim na wysokości jego żeber. Patrzyła w jego ciemne, niemal czarne tęczówki i doszukiwała się jakichkolwiek odbić emocji, które mogłyby zdradzić myśli chłopaka w tym ciążącym momencie.
   Dlaczego, do cholery, nie była w stanie się ruszyć?
   Nieoczekiwanie brunet zaczął się nachylać ku jej twarzy.
   CO JEST?!?!
   Sparaliżowana nagłym przyśpieszeniem bicia serca, zupełnie zesztywniała.
   Czy on...?
   Patrzyła na jego zbliżające się usta i miała wrażenie, że gdyby nie jego podpora w postaci ręki, już dawno opadłaby jak kłoda na dno.
   Gdy już idiotycznie pomyślała, że zaraz... On ominął jej wargi, by dostać się do prawego ucha dziewczyny. Poczuła jego ciepły oddech na ramieniu oraz na małżowinie, który pieszczotliwie ją połaskotał. Pozycja, której Darren nadał kształt sprawiła, że Hov tuż nad swoją twarzą miała jego szyję.
    - Chciałbym. Żebyś. Oddała. Mi. Moją spluwę - wyszeptał rozkazująco, pomimo użytych grzecznościowych zwrotów. Chrypa nadawała mu grozy w tonacji jego głosu, niczym zabójcy, rozmawiającym ze swoją ofiarą przez telefon.
   Słysząc to Hov natychmiast położyła dłonie na klatce piersiowej Darrena i mocno zaparła się, by go odepchnąć. Mężczyzna jednak przewidując jej chęci, szybko chwycił ją w biodrach. Uniósł w górę, dostrzegając jej pytająco-złośliwy wyraz twarzy, po czym wyrzucił ją wysoko ponad poziom rzeki.
   Z pluskiem wpadła do wody jakieś pięć metrów od niego. Fletcher nie mógł powstrzymać łajdackiego uśmiechu na myśl o jego odegraniu się za jej wcześniejsze, seksowne przechytrzenie, dzięki któremu zdobyła pistolet. Zrobił z nią to, co ona jemu. Zaskoczył ją. Zresztą, często mu się to zdarzało.
    - Darren!
   Usłyszał krzyk Hovery, która już zdążyła wyłonić głowę.
    - Niech no tylko...
    - Sam sobie go wezmę! - przerwał jej i zaczął podpływać do brzegu.
   Wciąż nie opuszczała go duma za źle odebrane przez Hov zagranie. Ale o to mu właśnie chodziło. Jej mina była bezcenna. Nie planował tego, ale tak samo wyszło, że stworzył między nimi tajemniczą i intymną atmosferę, z której wyciągną to co chciał. Mieszaninę napięcia, zdezorientowania, zdziwienia, a także błędne przypuszczenia ze strony brunetki.
   Trudno, sama zaczęła.
   Pewien swojej wygranej zbliżał się do brzegu, gdy zauważył obok siebie... ją. Przegoniła go kraulem i pierwsza dotarła do lądu. Niedowierzanie opanowało go całego, ale po chwili oprzytomniał. Nie mogła przecież pierwsza dostać się do swoich ubrań i zabrać spluwy.
   Wnet, po chwili obydwaj zaczęli się ścigać na kamienistym brzegu, przez co nie było ich stać na sprint, czy chociażby na szybki bieg. Ustawiając krzywo nogi, niemal podskakiwali nad ostrymi kamyczkami, które wbijały im się boleśnie w stopy.
    - Auu! - zaskowyczała Hovery, chwytając się za piętę, ale nadal przemieszczając się w przód.
   Nie chciała pozwolić na to, by Darren odebrał jej pistolet. Przecież musiała mieć się czym bronić, kurde. Dlaczego więc tak bardzo chciał jej zabrać tego cholernego gnata? Nie rozumiała, ale wiedziała, że musi dostać się pierwsza do spluwy ukrytej w kieszeni jej jeansów. Chociażby dla własnej satysfakcji.
   Już dobiegała do wielkiego głazu, przy którym zostawiła ciuchy, gdy poczuła na brzuchu powstrzymujący ją przed dalszym "biegiem" uścisk.
    - Dziewczyno, przestań się ze mną użerać. - Owijając lekko ramię w okół jej szyi, przylgnął ją do swojego ciała. - Chyba wiesz, że nie wygrasz ze mną w tych sprawach - dodał.
   Hov nie chciała zastanawiać się o jakie "sprawy" mu chodzi. Wkuta, że udało mu się ją złapać popatrzyła tęskno na jeansy, które leżały niemal na wyciągnięcie ręki. Tylko dwa metry...
    - Och, jaki masz problem, Darren?! Dlaczego nie mogę mieć tej spluwy przy sobie? Chyba właśnie powinnam być uzbrojona! - wycharczała wściekle. Czuła jak mokra skóra torsu chłopaka ociera się o jej plecy, a uda o... pośladki. To było dla niej krępujące, ale najwidoczniej temu dominantowi to nie przeszkadzało.
    - Prędzej odstrzelisz sobie palec, niż głowę napastnika.
    - Mówisz tak, żeby napompować swoje ego? Czy raczej chcesz, żebym szybko runęła trupem, przez brak możliwości obrony? - rzuciła ironicznie. Przez sekundę mocno zastanowiła się nad tym drugim.
   Nastała chwilowa cisza.
   Po nieokreślonym czasie Darren westchnął ciężko, a wraz z tym jego mięśnie się rozluźniły i wyswobodził dziewczynę z uścisku. Pochwyciwszy za jej ramiona, obrócił ją delikatnie do siebie przodem i posłał jej smętne spojrzenie.
    - Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim co razem przeszliśmy, pozwoliłbym ci zginąć? - W jego głosie pobrzmiewało przygnębienie. - Hov wiem, że między nami nie jest najlepiej, ale jestem żołnierzem. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że na ten moment twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze? - Spojrzał na nią pytająco spod opuszczonych rzęs. Wydawał się taki zasadniczy, jakby bardzo chciał, aby to co przed chwilą powiedział mocno zapewniło piwnooką o wiarygodności jego słów.
   Dziewczyna uchyliła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zaskoczył ją. Znów... Nie wie czy kiedykolwiek przyzwyczai się do faktu, iż ten facet nigdy nie będzie otwartą talią kart.
   Widząc jej niemoc, Darren kontynuował.
     - Moim celem jest doprowadzenie cię bezpiecznie do Kwatery Głównej. Jeśli będziesz się słuchać, może nam się uda.
   Laing przeczesała ręką włosy. Słuchanie Darrena i wykonywanie posłusznie jego poleceń, nie należy do jej ulubionych czynności. Po prostu nie zawsze się z nim zgadza.
   Po raz drugi, zauważając brak słów na języku jego towarzyszki, znowu wtrącił.
    - Zresztą, nawet nie pytam cię o zdanie w tej kwestii. To dla twojego cholernego dobra. - Uniósł brwi, a błysk w jego oku poinformował, że przypomniał sobie coś istotnego. Cwaniacki uśmiech zagościł na jego twarzy. - Poza tym, jestem starszy i...
   Hov spojrzała na niego krzywo.
    - Uggh... tak, tak. Nie kończ.  Mogłam powiedzieć, że mam dwadzieścia pięć lat, jak widzę - mruknęła do siebie. - Bardzo doceniam twoją szczerość, ale chcę, żebyś nauczył mnie strzelać. 
 
   Po wysuszeniu się, ubraniu i napełnieniu wodą wszystkich możliwych naczyń, Hovery i Darren w końcu ruszyli w drogę. Nadal panowała gorączka popołudniowej pory, ale dzięki orzeźwiającej kąpieli w rzece, ta dwójka czuła się rześko i świeżo. Zapewne, gdyby nie znaleźli tej wodnej oazy, teraz czołgaliby się na kolanach z wysuniętymi jęzorami, mając nad sobą przeraźliwie szybujące drapieżne patki.
   Ta myśl była przytłaczająca.
   Krajobraz w okół nich wciąż rozpościerał się taki sam. Wysokie góry spowite pomarańczowo-brązową ziemią. Pojedyncze zielone krzewy, które tylko odstraszały szpiczastymi kolcami. Wzniesienia a zaraz po nich górki w dół. Skały, żwir, nieliczne zwierzęta w postaci jaszczurek i robactwa.
   Hovery już się do tego przyzwyczaiła. Dziwło ją jednak, że jak do tej pory nie spotkali żadnego człowieka. Żadnego tubylca, żołnierza. Chociaż może to i lepiej? Darren opowiadał jej, że tutejsi ludzie bywają bardzo wyrafinowani, a ich kultura pozwala na inne przywileje.
   Cóż, wiedząc o tym, tym bardziej powinna umieć strzelać. Na szczęście Fletcher nie powiedział ostatecznie, że jej nie nauczy. A co więcej nie zabrał jej spluwy! Prawdopodobnie przez zapewnienia dziewczyny o pozornym poczuciu dodatkowego bezpieczeństwa z bronią przy pasku. Tak naprawdę jednak zatrzymała ją, ponieważ zamierzała jej użyć, gdy tylko najdzie taka potrzeba. Oczywiście nie wspomniała o tym Darrenowi.
    - Dlaczego powiedziałeś, że nigdy nie będziesz miał córki? - wypaliła nagle Hovery, przerywając rozmowę o relacjach Amerykanów z Pakistańczykami. Jak zwykle jej ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i jakimikolwiek przemyśleniami. Już się za to skarciła w myślach.
   Darren zerknął na nią chłodno, najwyraźniej niezadowolony tą nagłą zmianą tematu. Jego włosy już dawno zdążyły wyschnąć na ciepłym wietrze, przez co rozczochrane opadły mu na czoło. A przez takie ułożenie wyglądał bardzo młodo, jak zauważyła Hov.
   Widać było, że bije się z myślami, lecz w końcu zaczął:
    - Chodziło mi ogólnie o dzieci - poinformował nie zbyt uprzejmie.
    - Dlaczego? Nie chcesz mieć potomstwa? - dopytywała, nie przejęta jego zwyczajową nie chęcią do tematów o nim.
   Darren westchnął.
    - Nie zamierzam zakładać rodziny.
    - Dlaczego?! - Sama nieco się zmieszała swoim nieprzewidywalnie  donośnym tonem.
    - Nie lubię kobiet. - Zauważając jej zszokowane spojrzenie szybko dodał: - Boże, nie w tym sensie! Nie jestem gejem! Po prostu nie wyobrażam sobie partnerki na stałe, ani małżeństwa. To ludzie wymyślili stereotyp idealnego życia jako: dom, żona, dwójka dzieci, pies. A ja tego nie chcę - wymamrotał. W dłoni od kilkunastu minut trzymał gładki kamyk, którego nagle rzucił daleko przed siebie.
   Cóż to za rodzaj człowieka?!, głowiła się Hovery. Nie planuje założyć rodziny? Nie lubi kobiet? Musi być jakimś dewiantem... Ale co jest tego wszystkiego powodem? Czuła, że jak zaraz się nie dowie, to oszaleje.
    - Mam rozumieć, że nie przepadasz za kobietami, ale z tego co mi wiadomo, to nieźle się zabawiałeś ze studentkami podczas dawania korepetycji. 
    - Były dziewczynami na jedną noc. Nic nie znaczącymi. 
    - Znaczącymi tylko dla twojego penisa? - spytała cierpko. Była wpatrzona w niego z taką dociekliwością, że nie zauważyła wystającego głazu z ziemi i potknęła się o niego. Runęłaby na twarzy, gdyby nie podtrzymała się ramienia Darrena.
    - Tak - zaczął, posyłając jej niepewne spojrzenie - znaczące tylko dla moich potrzeb.
    - Nie zamierzasz się nigdy ustatkować?
   Spojrzał w górę i wywrócił oczami, jakby chcąc wyprosić siły wyższe, o zabranie tej dziewczyny do miejsca, gdzie jej męczące pytania nie dotrą do jego uszu.
    - Nie odpuścisz, co?
    - Nie - stwierdziła szybko. - Prawie się nie znamy i sam powiedziałeś, że nasze stosunki nie są najlepsze. Dlatego pierwszym krokiem do nawiązania przyjaznych relacji z drugim człowiekiem, jest dowiedzenie się czegoś o sobie nawzajem, co równa się z większą darowizną zaufania - powiedziała apodyktycznie z nutą żartobliwości. Po czym dała mu kuksańca w bok na zachętę. 
    - Nie lubię o tym mówić, Hov - westchnął. - Ale skoro tak ci na tym zależy... - Podniósł z ziemi kolejny kamyk i zaczął go obracać w palcach. - Mój ojciec - jak wiesz zresztą - był kiedyś wojskowym. Naturalne było więc to, że po kilkumiesięcznych misjach jeździł z kumplami na dziwki.  Dwadzieścia pięć lat temu obracał jakąś Rosjankę. Po jakimś czasie przyszła do niego z brzuchem, twierdząc, że nosi jego dziecko. Oczywiście ojciec nie mógł w to uwierzyć. Zrobił test DNA i okazało się, że to prawda. Przygarnął tę kobietę do swojego domu i zapewniał jej wszystko co potrzeba. Dostała własny pokój, pieniądze. Ojciec myślał, że może nawet uda im się stworzyć rodzinę, ale rok po moich narodzinach ona zniknęła. Odeszła dalej się kurwić - wycedził przez zęby z takim jadem w głosie, że dziewczyna dostała gęsiej skórki. - A miała wszystko. Ojciec zapewnił jej nowy start. - Ponownie rzucił kamieniem, który po kilku sekundach lotu odbił się od ziemi z głuchym hukiem. 
   Hovery poczuła olbrzymi przypływ szoku oraz smutku. Nie sądziła, że mógł wychowywać się bez matki...
    - To musiało być dla twojego ojca bardzo ciężkie - powiedziała cicho, zastanawiając się nad jego sytuacją w domu. 
   Chłopak prychnął.
    - Ciężkie? On miał swoją karierę Generała. Ciągle wyjeżdżał na misję - rzucił obojętnie. 
    - Kto się więc tobą zajmował? 
   Zapadła cisza. Darren odwrócił głowę w stronę niewielkiej dolinki rozpościerającej się w dole, pod nimi. Słońce zaszło chwilowo za jedną z gór, w wyniku czego zrobiło się jakby ciemniej.
   Brunetka nie wiedziała twarzy ciemnookiego. O czym teraz myślał? Dlaczego nie odpowiada? 
   Już wyciągała rękę, by dotknąć jego ramienia, gdy nagle jej wzrok przykuł jakiś ruch po prawej stronie. Odwróciła się, a to co zobaczyła, niemal wywołało u niej okrzyk pełen zaskoczenia.
   Dwójka dzieci w otoczeniu czterech owiec. Chłopiec ubrany w przydługawą, szarawą bluzkę z za długimi, szerokimi rękawami. Do kościstych i ubrudzonych kolan sięgały mu krótkie, podziurawione spodenki. Na głowie spoczywał mu pakol - okrągły brązowy beret. Był boso, a w ręku trzymał kij, którym zaganiał owce, aby szły równo.
   Dziewczynka zaś miała na sobie długą, czarną tunikę i równie ciemną chustę na głowie, spod której można było zauważyć pasma jej kruczoczarnych włosów. Kulała, podtrzymując się jednej z owiec i chyba nawet cicho łkała.
   Nie zauważyli ich. Szli wolno przed siebie. 
     - Darren? - odezwała się szeptem. Pociągnęła go za rękaw, by nakierować jego wzrok na widok, z którego ona nie spuszczała oczu. 
   On stał za nią, ale zauważając małych wędrowców szybko ją wyminął, zasłaniając jej ciało swoim. Uniósł wyżej karabin gotowy wystrzelić.
    - Przestań - rozkazała i stanęła przed lufą broni. - Przecież to dzieci!
    - Mogą tu być ich rodzice - ostrzegł. 
    - A widzisz ich? - Odwróciła się, by zerknąć na tę dwójkę. 
   Napotkała dwie pary czarnych i przestraszonych oczu. Już ich zauważyli i wpatrywali się z osłupieniem. Lęk wymalował się na ich śniadych twarzach, przez co Hov miała wrażenie, że zaraz uciekną z wrzaskiem.
   Odwróciła się z powrotem do Fletchera i gwałtownie pacnęła w karabin, by ten natychmiast go schował.
    - Trzeba im pomóc. Widziałam, jak dziewczynka kuleje. 
    - A dogonisz ich? - Mężczyzna wskazał brodą, by ta się odwróciła. 
  Chłopiec zaczął ciągnąć swoją towarzyszkę za rękę, by biegła. Popędził już nawet owce, które wygnały do przodu. Niestety czarnowłosa wyraźnie miała problemy z chodzeniem i z każdym krokiem wydawała z siebie bolesne jęki. 
   Finalnie bezradnie upadła na ziemię. 
   Hov bez namysłu szybko do nich podbiegła, utrzymując ręce w górze, aby zapewnić dzieci o jej nieuzbrojeniu. Zaczęła nawet uśmiechać się przyjaźnie.
   Dostrzegła jednak, jak chłopiec wymierza w nią swój kij. Bronił koleżanki, sądząc zapewne, iż ta chce ich skrzywdzić. Hovery musiała go przekonać o dobrych zamiarach, by pozwolił jej obejrzeć dolegliwość dziewczynki.
    - Darren, podaj mi apteczkę - skierowała się do ciemnookiego, który nadal utrzymywał dystans. - Musimy im pomóc. Ona nie zdoła iść. Pewnie niedaleko znajduje się ich wioska. 
    - Wioska... - powtórzył, zauważając ulatujący dym gdzieś za niewielkim wzniesieniem. Nerwowo zacisnął szczękę.



 ~***~
 Czołem!
Niezmiernie mi miło, czytając Wasze komentarze! Mam nadzieję, że skomentuje każdy kto przeczyta, by pozostawić po sobie ślad. To dla mnie ważne, wiecie. 
 Mam też nadzieję, że następny rozdział pojawi się wcześniej niż ten. Bardzo bym chciała, żeby nie wyszło jak zawsze - z opóźnieniem...
Pozdrawiam cieplutko w te zimne dni xx


  
   
  

8 komentarzy:

  1. Ulala... ♥ cudo! Cudo! Cudo! Czekam na rozwinięcie akcji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam! <3 <3 <3 <3 Cudowny rozdział, między nimi naprawdę jest chemia i to duża. Ciekawe które pierwsze wymięknie? To niemożliwe, żeby cały czas trzymali emocje na wodzy, a oni przecież oni ewidentnie działają na siebie. ^_^ Myślę, że to Hovery postawi pierwszy krok. :D
    Kocham <3
    Ciekawe, czy coś się stanie w tej wiosce ^_^
    Wesołego jajka! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział, takie romantico sceny były <3
    ale Hov się oburzyła jak on jej powiedział, że nie chce mieć dzieci xd
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam / zaczytana

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Opowiadanie znalazłam niedawno i szybko pochłonęłam, chyba przez wzgląd na miłość do "Misji Afganistan". Kreacja Darrena wychodzi Ci nieźle, Hov zaś odbieram jako nieco... Przygłupią. Może to ten wiek, mało widziała, wszystko jeszcze przed nią. Jeżeli chodzi o zastrzeżenia, a takie mam i pozwolę je sobie przytoczyć, bo historia jest ciekawa i zasługuje na małe poprawki. Świętością jest wyjustowanie tekstu - to ułatwia czytanie. Często gęsto mieszasz czas teraźniejszy z przeszłym, a to jest niestety niedopuszczalne. Zastanawiam się, czy robisz to specjalnie w jakimś celu, czy też jest to nieświadomy zabieg. I było ZA MAŁO opisów innych żołnierzy. Jakby armięstanowiła garstka osób, której jedynym celem jest jedzenie i wyruszanie na misje. Miałaś też sporo literówek, D. mówił w żeńskiej odmianie o sobie, H. zaś w męskiej, ale zrzucam to na pośpiech i niedopatrzenie. Czekam na nowy rozdział! :-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny blog. Piszesz naprawdę świetnie, chociaż czasem zdarza Ci się mieszać czasy :) Oprócz tego nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, który, mam nadzieję, pojawi się dość prędko ^^"
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super :D czekam na next XD

    OdpowiedzUsuń