Stawiała ostrożnie kroki uważając, by się nie poślizgnąć na nieufnie lichych kamieniach. Iście przez skalisty tunel, mając po lewej i prawej stronie górzyste wąskie ściany, ani trochę nie odpowiadało Hovery, zważywszy na jej klaustrofobiczny lęk. Za jedyne źródło oświetlenia służył jej księżyc, który od czasu do czasu częstował dziewczynę swoim blaskiem, wpadającym przez szczeliny. Jednak mimo temu pomocnemu zjawisku, brunetka dostrzegała tylko ciemne kontury kamieni w okół niej, które obmacywała rękoma, aby nieco zorientować się jak położyć nogę.
Próbowała równo oddychać, wciągając stęchłe powietrze przez nos a wydychając je ustami. Starała się. Starała się ze wszystkich sił nie ulec klaustrofobii, przeklinając w myślach swoją upartość, przez którą kilka lat temu nie poszła z tym problemem do psychologa. No tak, Hov. Przecież samo ci to przejdzie! Wyzywała sama siebie.
Nagle pod jej stopami rozlało się sztucznie żółtawe światło. Oszołomiona odwróciła się za siebie i momentalnie oślepił ją reflektor latarki, w wyniku czego poślizgnęła się bezwładnie. W ostatniej chwili przed upadkiem powstrzymała ją silna ręka - Darrena - która wręcz boleśnie zacisnęła się na jej łokciu.
- Uważaj - rugnął.
Dziewczyna zauważyła, że on również próbuje uspokoić oddech, tyle że, z pewnością po wykończeniu paru wyszkolonych żołnierzy. W końcu specjalnie stanął przed wejściem do szczeliny, aby załatwić im czyste przejście a ją puścił przodem. Szybko jednak dogonił brunetkę, co musiało wnioskować łatwe pozbycie się wroga.
- Wszystko w porządku? Jesteś ranny? - zapytała mierząc jego uzbrojoną sylwetkę. Dostrzegła kilka krwawych zadrapań i rozdartą katanę moro w okolicach prawego rękawa. Dlatego też, odruchowo chwyciła tam za materiał, aby zerknąć, czy pod spodem kryje się groźniejsza rana.
Ten jednak odsunął się.
- Nic mi nie jest. Musimy ruszać, zaraz mogą się tu zbiec kolejni. Dasz radę, prawda? - Spojrzał na nią wątpiąco zapewne oceniając jej stan. Psychiczny i fizyczny. Jego oczy skrywały nadzieję oraz pewnego rodzaju zniecierpliwienie mówiące, aby nie przedłużać tej chwili.
- Tak.
- Będę szedł z tyłu i oświetlał ci drogę.
Zaczęli przemieszczać się na przód. Znacznie szybciej dzięki latarce, o której na szczęście pomyślała Hov i włożyła ją do plecaka. Nie mogła ona jednak wyrównać zróżnicowanego podłoża, wykręcającego kostki w adidasach dziewczyny. Gorzej by było, gdyby miała na sobie te czerwone trampki. I pewnie gdyby nie zostawiła ich w tamtej kabinie prysznicowej, gdzie napadł ją Scott, z pewnością miałaby je teraz na sobie. Możliwe, że przez te buty razem z Darrenem muszą teraz chodzić po jakichś górskich szczelinach, gdzie powinni być razem z resztą wojska. W końcu to przez nie piwnooka trafiła do izolatki, oblana podejrzeniem o zdradę. Przez nie Fletcher był zmuszony po nią wrócić i ratować jej skórę. Przez nie wszystkie samochody odjechały, pozostawiając tę odrębną dwójkę samym sobie.
A brat mówił, żeby kupić tańsze, na innym bazarku...
Hovery zaczęła rozmyślać o podstępie Scotta, którego obwiniała za zrobienie z niej zdrajczyni. Sprytne, podłożyć buty tak, żeby strażnik widział, a następnie trzasnąć go w głowę, aby jedyne co zapamiętał to - UWAGA - neonowy kolor tych trampek. Później nie trudno byłoby przypisać do kogoś resztę podejrzeń, w tym przypadku do niej... Tylko jaki miał w tym cel?
Zauważyła, że myśląc o tym tylko się denerwuje, co nie gra w parze z miejscem w jakim się znajduje. Przerywany oddech sprawiał, że nie mogła nabrać tchu. Czuła się przytłoczona. Stanęła i oparła dłonie o kolana próbując zaczerpnąć głębiej powietrza. Nie mogła teraz się temu poddać.
- Co jest? - zapytał Darren pochylając się nad nią. - Usiądź na chwilę - zaproponował i pociągną ją ku niewielkiej skale.
- Nie - zaprzeczyła stanowczo. Wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy. - Darren, musisz wiedzieć, że nie miałam z tym nic wspólnego. Nie jestem szpiegiem, ani żadną wtyką. To wszystko...
- Później o tym porozmawiamy.
- Nie. To mi nie daje spokoju. Idziesz za mną zapewne rozmyślając o tym, czy nie uratowałeś życia zdrajcy. Zastanawiasz się, czy warto było narażać się dla mnie i pewnie teraz tego żałujesz, ponieważ tak na prawdę uważasz, że...
- Tak - przerwał jej, posyłając spojrzenie z błyskiem w oku, odbijającym blask księżyca padający teraz wprost na niego. - Miałem wątpliwości co do ciebie. Nadal nie jestem pewny swoich myśli. Nie wiem co sądzić, ale większość mnie uważa, że nie byłabyś zdolna mnie przechytrzyć. - Uniósł jeden zuchwały kącik ust.
Dlaczego tym drobnym ruchem sprawił, że poczuła ulgę? To gest typowego, aroganckiego Fletchera, który cechował się pewnością siebie oraz szczerością do bólu. Musiało to oznaczać, iż mówi w tym momencie prawdę i chyba chciał przez to powiedzieć, że jej wierzy.
- Cóż, w takim razie... zadowala mnie twoje myślenie. - Sama się zdziwiła, ponieważ ona nigdy nie zgadza się z jego tokiem rozumowania. Ale to sytuacja, gdzie jest na odwrót.
Brunet patrzył przez chwilę z politowaniem na jej zgarbioną postawę, na jej cienką białą bluzeczkę z długim rękawem i sprane jeansy, po czym westchnął ciężko. Wolną ręką sięgnął do rozpięcia kurtki i odblokował wentyl, którego już coraz rzadziej musiał używać. Następnie zaczął coś grzebać w magazynku karabinu.
- Dobra. Słuchaj. Wydostańmy się z tej cuchnącej dziury i poszukajmy miejsca, gdzie możemy się przespać. Rano postanowimy co dalej.
Odpowiadał jej ten plan. Oczywiście próbowała nie pokazywać tego po sobie, ale podała z nóg. On z pewnością też.
Znów ruszyła przed siebie, czując na plecach jego palący wzrok.
Próbowała równo oddychać, wciągając stęchłe powietrze przez nos a wydychając je ustami. Starała się. Starała się ze wszystkich sił nie ulec klaustrofobii, przeklinając w myślach swoją upartość, przez którą kilka lat temu nie poszła z tym problemem do psychologa. No tak, Hov. Przecież samo ci to przejdzie! Wyzywała sama siebie.
Nagle pod jej stopami rozlało się sztucznie żółtawe światło. Oszołomiona odwróciła się za siebie i momentalnie oślepił ją reflektor latarki, w wyniku czego poślizgnęła się bezwładnie. W ostatniej chwili przed upadkiem powstrzymała ją silna ręka - Darrena - która wręcz boleśnie zacisnęła się na jej łokciu.
- Uważaj - rugnął.
Dziewczyna zauważyła, że on również próbuje uspokoić oddech, tyle że, z pewnością po wykończeniu paru wyszkolonych żołnierzy. W końcu specjalnie stanął przed wejściem do szczeliny, aby załatwić im czyste przejście a ją puścił przodem. Szybko jednak dogonił brunetkę, co musiało wnioskować łatwe pozbycie się wroga.
- Wszystko w porządku? Jesteś ranny? - zapytała mierząc jego uzbrojoną sylwetkę. Dostrzegła kilka krwawych zadrapań i rozdartą katanę moro w okolicach prawego rękawa. Dlatego też, odruchowo chwyciła tam za materiał, aby zerknąć, czy pod spodem kryje się groźniejsza rana.
Ten jednak odsunął się.
- Nic mi nie jest. Musimy ruszać, zaraz mogą się tu zbiec kolejni. Dasz radę, prawda? - Spojrzał na nią wątpiąco zapewne oceniając jej stan. Psychiczny i fizyczny. Jego oczy skrywały nadzieję oraz pewnego rodzaju zniecierpliwienie mówiące, aby nie przedłużać tej chwili.
- Tak.
- Będę szedł z tyłu i oświetlał ci drogę.
Zaczęli przemieszczać się na przód. Znacznie szybciej dzięki latarce, o której na szczęście pomyślała Hov i włożyła ją do plecaka. Nie mogła ona jednak wyrównać zróżnicowanego podłoża, wykręcającego kostki w adidasach dziewczyny. Gorzej by było, gdyby miała na sobie te czerwone trampki. I pewnie gdyby nie zostawiła ich w tamtej kabinie prysznicowej, gdzie napadł ją Scott, z pewnością miałaby je teraz na sobie. Możliwe, że przez te buty razem z Darrenem muszą teraz chodzić po jakichś górskich szczelinach, gdzie powinni być razem z resztą wojska. W końcu to przez nie piwnooka trafiła do izolatki, oblana podejrzeniem o zdradę. Przez nie Fletcher był zmuszony po nią wrócić i ratować jej skórę. Przez nie wszystkie samochody odjechały, pozostawiając tę odrębną dwójkę samym sobie.
A brat mówił, żeby kupić tańsze, na innym bazarku...
Hovery zaczęła rozmyślać o podstępie Scotta, którego obwiniała za zrobienie z niej zdrajczyni. Sprytne, podłożyć buty tak, żeby strażnik widział, a następnie trzasnąć go w głowę, aby jedyne co zapamiętał to - UWAGA - neonowy kolor tych trampek. Później nie trudno byłoby przypisać do kogoś resztę podejrzeń, w tym przypadku do niej... Tylko jaki miał w tym cel?
Zauważyła, że myśląc o tym tylko się denerwuje, co nie gra w parze z miejscem w jakim się znajduje. Przerywany oddech sprawiał, że nie mogła nabrać tchu. Czuła się przytłoczona. Stanęła i oparła dłonie o kolana próbując zaczerpnąć głębiej powietrza. Nie mogła teraz się temu poddać.
- Co jest? - zapytał Darren pochylając się nad nią. - Usiądź na chwilę - zaproponował i pociągną ją ku niewielkiej skale.
- Nie - zaprzeczyła stanowczo. Wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy. - Darren, musisz wiedzieć, że nie miałam z tym nic wspólnego. Nie jestem szpiegiem, ani żadną wtyką. To wszystko...
- Później o tym porozmawiamy.
- Nie. To mi nie daje spokoju. Idziesz za mną zapewne rozmyślając o tym, czy nie uratowałeś życia zdrajcy. Zastanawiasz się, czy warto było narażać się dla mnie i pewnie teraz tego żałujesz, ponieważ tak na prawdę uważasz, że...
- Tak - przerwał jej, posyłając spojrzenie z błyskiem w oku, odbijającym blask księżyca padający teraz wprost na niego. - Miałem wątpliwości co do ciebie. Nadal nie jestem pewny swoich myśli. Nie wiem co sądzić, ale większość mnie uważa, że nie byłabyś zdolna mnie przechytrzyć. - Uniósł jeden zuchwały kącik ust.
Dlaczego tym drobnym ruchem sprawił, że poczuła ulgę? To gest typowego, aroganckiego Fletchera, który cechował się pewnością siebie oraz szczerością do bólu. Musiało to oznaczać, iż mówi w tym momencie prawdę i chyba chciał przez to powiedzieć, że jej wierzy.
- Cóż, w takim razie... zadowala mnie twoje myślenie. - Sama się zdziwiła, ponieważ ona nigdy nie zgadza się z jego tokiem rozumowania. Ale to sytuacja, gdzie jest na odwrót.
Brunet patrzył przez chwilę z politowaniem na jej zgarbioną postawę, na jej cienką białą bluzeczkę z długim rękawem i sprane jeansy, po czym westchnął ciężko. Wolną ręką sięgnął do rozpięcia kurtki i odblokował wentyl, którego już coraz rzadziej musiał używać. Następnie zaczął coś grzebać w magazynku karabinu.
- Dobra. Słuchaj. Wydostańmy się z tej cuchnącej dziury i poszukajmy miejsca, gdzie możemy się przespać. Rano postanowimy co dalej.
Odpowiadał jej ten plan. Oczywiście próbowała nie pokazywać tego po sobie, ale podała z nóg. On z pewnością też.
Znów ruszyła przed siebie, czując na plecach jego palący wzrok.
Po jakiejś godzinie wyszli na otwartą przestrzeń. Dla obydwu było to wytchnienie i porcja rześkiego powietrza. Ciemnogranatowe niebo zafundowało im piękny widok rozsianych gwiazd, których niestety widok nie znieczuli uczucia powyginania przez skaliste półki, które musieli pokonać na ostatnich metrach szczeliny, ale są. Udało im się uciec. Po części też dzięki Terremu, który nie zjawił się w umówione miejsce. Mogli jedynie przypuszczać najgorsze, ale nie zaczynali jego tematu chociaż obydwojgu chodził on po głowie.
Nie znajdywali się na równinach. Od ziemi dzieliła ich stroma ściana, na której szczycie stali. Darren postanowił jednak, że nie będą schodzić w dół, gdyż tam jest większa szansa na ujawnienie się. Na pewno będą przejeżdżać tamtędy wozy Irakijczyków, dlatego prześpią się gdzieś wyżej, wśród maskujących gór.
Zaczęli więc przechadzać w okół szczytów w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nocleg.
Nie znajdują się już w szczelinie, dlatego tutaj, na otwartych wysokościach wiatr rozbija się o ciebie niczym szkło, pozostawiając po sobie malutkie odłamki w postaci gęsiej skórki. Hov w tym momencie doskonale wie jak to jest. Lichy materiał bluzki nie zapewnia jej ciepła wśród chłodnej pogody. Czuje, jak dłonie jej kostnieją a policzki szczypią od zimna. Cieknie jej z nosa, łzawią oczy, nogi łupią. Marzy tylko, aby schronić się przed wichrem.
- Aaa - jęknęła, gdy kolejny raz wpadła w jakąś dziurę i obtarła sobie kostkę. - Mógłbyś chociaż na chwilę zapalić tą latarkę - mruknęła z wyrzutem.
Chłopak spojrzał na nią niezrozumiale.
- Żebyśmy zdradzili swoją lokalizację? Nocą widać tutaj światło na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów.
- Zaraz nie będzie czego zdradzać, bo obydwoje spadniemy. Musimy widzieć, jak stawiać kroki. - Ughh... tak, zdawała sobie sprawę z tego, że tylko ona nie dawała rady z nierówną powierzchnią. On omijał przeszkody, jakby miał w głowie czujnik, co strasznie ją denerwowało. Nie chciała być gorsza od niego.
- To ja idę od strony przepaści. Może mam cię jeszcze ponieść, mała? - rzucił sarkastycznie.
Pacnęła go w ramię.
- Nie przeginaj - ostrzegła.
Chwilę szli w ciszy, gdy znów się odezwał.
- Patrz. - Wyciągnął przed siebie palec. - Tam jest jakaś wnęka.
Hovery nakierowana jego ręką, próbowała się czegoś dopatrzeć wśród pochłaniających ciemności, ale niczego nie dostrzegła. Dziwiła się, że on sam mógł coś ujrzeć.
- Chodź. - Przyśpieszył nagle, zostawiając ją przed wielkim głazem, którego właśnie zamierzała jakoś obejść.
Ale to było niewykonalne, dlatego była zmuszona na niego się wspiąć. Wywróciła oczami na jego chłopięce zachowanie, które można było porównać do podekscytowanego dziecka widzącego sklep z zabawkami. Mężczyźni. Zarzuciła jedną nogę na kamień i ręką próbowała podciągnąć się w górę. Nagle zobaczyła jak Darren się cofa i zmierza do niej z poirytowaniem wymalowanym na twarzy. Odłożył karabin i latarkę.
- Ja...
Wyciągnął ręce i złapał ją w tali, podnosząc zwinnie w górę ponad głazem, po czym postawił obok siebie. Zaskoczył ją swoją siłą, ale oczywiście nie przyzna mu tego. Zresztą, nie musiał tego robić.
- Dałabym radę.
Uniósł brwi i pochylił się nad nią.
- Spowalniasz nas - szepnął prowokująco i nie czekając, aż odpowie, ruszył.
Ona tuż za nim.
- Och, w takim razie trzeba było mnie zostawić w kontenerze. Albo zepchnąć ze skały przy najbliższej okazji. Nie mam takich długich nóg jak ty, admirale. - powiedziała kąśliwie.
- Rozważam tą opcję!
Czuła jak szczerzy te swoje kły w szyderczym uśmiechu. Jak to jest, że potrafią się kłócić nawet w takich warunkach?
Jego sokoli wzrok ich nie zawiódł. Po chwili siedzieli już w niewielkiej, ale głębokiej wnęce w skale. Z trzech stron mieli osłonę przed wiatrem. Nie jest źle. Był nawet plan rozpalenia ogniska, ale stwierdzili, że wolą już iść spać.
- Do której kieszeni schowałaś te cholerne koce? - spytał Darren szperając w wielkim plecaku.
- Daj. - Przycupnęła obok niego i jednym płynnym ruchem wyjęła ciepłe materiały z jednej z przegród. - Odsuń się. - Jeden koc rozłożyła na ziemi, aby w jakimś stopniu ochronił ich plecy przed twardą powierzchnią. Gdy już się na nim położyli, narzuciła na siebie i bruneta drugi koc, jej niebieski ukochany koc.
Trzęsąc się z zimna, odwróciła się tyłem do chłopaka, podciągnęła kolana do piersi i chuchając na dłonie próbowała jakoś się ogrzać. Pragnęła zasnąć, żeby tylko już nie czuć tego przyprawiającego o ból chłodu. Miała wrażenie, że mimo szczelnego opatulenia się okryciem, powiew wiatru nadal muskał ją pod ubraniami. Może ognisko to był dobry pomysł...
Darren leżał jak kłoda i wpatrywał się w górę, nie wiedząc za bardzo co ma zrobić. Nasłuchiwał zgrzytania zębów dziewczyny i czuł jej trzęsące ciało we własnych kościach. Leżeli obok siebie, ale nie dotykali się. Może to źle? Może powinni nawzajem się ogrzewać? Może powinien oddać jej trochę ciepła? Nie był specjalnie czuły ani delikatny, czy nawet miły. Ale jeśli jest w stanie pomóc jej fizycznie to... czemu nie?
Uniósł lekko biodra i przybliżył się o kilka centymetrów. Chyba nie chciał specjalnie przejawiać swojego przejęcia jej stanem, przecież nawet jej nie lubił. W takim razie, dlaczego pragnął jej pomóc?
Ponownie przysunął się, tym razem tak, że zetknęli się ciałem. Dziewczyna znieruchomiała nagle, na co ten zastanowił się przez moment, czy jej nie wystraszył. Jednak ona nie wyraziła żadnego sprzeciwu i po sekundzie nieco się rozluźniła. Darren pewniej do niej przyległ pozwalając, by ciepło jego ciała przeniosło się na nią. Piwnooka nie odwróciła się do niego przodem, on tego nie oczekiwał. Ale wiedział, że jest mu wdzięczna, co napawało go dziwną satysfakcją, której rodzaju jeszcze nigdy nie czuł.
Nie znajdywali się na równinach. Od ziemi dzieliła ich stroma ściana, na której szczycie stali. Darren postanowił jednak, że nie będą schodzić w dół, gdyż tam jest większa szansa na ujawnienie się. Na pewno będą przejeżdżać tamtędy wozy Irakijczyków, dlatego prześpią się gdzieś wyżej, wśród maskujących gór.
Zaczęli więc przechadzać w okół szczytów w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nocleg.
Nie znajdują się już w szczelinie, dlatego tutaj, na otwartych wysokościach wiatr rozbija się o ciebie niczym szkło, pozostawiając po sobie malutkie odłamki w postaci gęsiej skórki. Hov w tym momencie doskonale wie jak to jest. Lichy materiał bluzki nie zapewnia jej ciepła wśród chłodnej pogody. Czuje, jak dłonie jej kostnieją a policzki szczypią od zimna. Cieknie jej z nosa, łzawią oczy, nogi łupią. Marzy tylko, aby schronić się przed wichrem.
- Aaa - jęknęła, gdy kolejny raz wpadła w jakąś dziurę i obtarła sobie kostkę. - Mógłbyś chociaż na chwilę zapalić tą latarkę - mruknęła z wyrzutem.
Chłopak spojrzał na nią niezrozumiale.
- Żebyśmy zdradzili swoją lokalizację? Nocą widać tutaj światło na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów.
- Zaraz nie będzie czego zdradzać, bo obydwoje spadniemy. Musimy widzieć, jak stawiać kroki. - Ughh... tak, zdawała sobie sprawę z tego, że tylko ona nie dawała rady z nierówną powierzchnią. On omijał przeszkody, jakby miał w głowie czujnik, co strasznie ją denerwowało. Nie chciała być gorsza od niego.
- To ja idę od strony przepaści. Może mam cię jeszcze ponieść, mała? - rzucił sarkastycznie.
Pacnęła go w ramię.
- Nie przeginaj - ostrzegła.
Chwilę szli w ciszy, gdy znów się odezwał.
- Patrz. - Wyciągnął przed siebie palec. - Tam jest jakaś wnęka.
Hovery nakierowana jego ręką, próbowała się czegoś dopatrzeć wśród pochłaniających ciemności, ale niczego nie dostrzegła. Dziwiła się, że on sam mógł coś ujrzeć.
- Chodź. - Przyśpieszył nagle, zostawiając ją przed wielkim głazem, którego właśnie zamierzała jakoś obejść.
Ale to było niewykonalne, dlatego była zmuszona na niego się wspiąć. Wywróciła oczami na jego chłopięce zachowanie, które można było porównać do podekscytowanego dziecka widzącego sklep z zabawkami. Mężczyźni. Zarzuciła jedną nogę na kamień i ręką próbowała podciągnąć się w górę. Nagle zobaczyła jak Darren się cofa i zmierza do niej z poirytowaniem wymalowanym na twarzy. Odłożył karabin i latarkę.
- Ja...
Wyciągnął ręce i złapał ją w tali, podnosząc zwinnie w górę ponad głazem, po czym postawił obok siebie. Zaskoczył ją swoją siłą, ale oczywiście nie przyzna mu tego. Zresztą, nie musiał tego robić.
- Dałabym radę.
Uniósł brwi i pochylił się nad nią.
- Spowalniasz nas - szepnął prowokująco i nie czekając, aż odpowie, ruszył.
Ona tuż za nim.
- Och, w takim razie trzeba było mnie zostawić w kontenerze. Albo zepchnąć ze skały przy najbliższej okazji. Nie mam takich długich nóg jak ty, admirale. - powiedziała kąśliwie.
- Rozważam tą opcję!
Czuła jak szczerzy te swoje kły w szyderczym uśmiechu. Jak to jest, że potrafią się kłócić nawet w takich warunkach?
Jego sokoli wzrok ich nie zawiódł. Po chwili siedzieli już w niewielkiej, ale głębokiej wnęce w skale. Z trzech stron mieli osłonę przed wiatrem. Nie jest źle. Był nawet plan rozpalenia ogniska, ale stwierdzili, że wolą już iść spać.
- Do której kieszeni schowałaś te cholerne koce? - spytał Darren szperając w wielkim plecaku.
- Daj. - Przycupnęła obok niego i jednym płynnym ruchem wyjęła ciepłe materiały z jednej z przegród. - Odsuń się. - Jeden koc rozłożyła na ziemi, aby w jakimś stopniu ochronił ich plecy przed twardą powierzchnią. Gdy już się na nim położyli, narzuciła na siebie i bruneta drugi koc, jej niebieski ukochany koc.
Trzęsąc się z zimna, odwróciła się tyłem do chłopaka, podciągnęła kolana do piersi i chuchając na dłonie próbowała jakoś się ogrzać. Pragnęła zasnąć, żeby tylko już nie czuć tego przyprawiającego o ból chłodu. Miała wrażenie, że mimo szczelnego opatulenia się okryciem, powiew wiatru nadal muskał ją pod ubraniami. Może ognisko to był dobry pomysł...
Darren leżał jak kłoda i wpatrywał się w górę, nie wiedząc za bardzo co ma zrobić. Nasłuchiwał zgrzytania zębów dziewczyny i czuł jej trzęsące ciało we własnych kościach. Leżeli obok siebie, ale nie dotykali się. Może to źle? Może powinni nawzajem się ogrzewać? Może powinien oddać jej trochę ciepła? Nie był specjalnie czuły ani delikatny, czy nawet miły. Ale jeśli jest w stanie pomóc jej fizycznie to... czemu nie?
Uniósł lekko biodra i przybliżył się o kilka centymetrów. Chyba nie chciał specjalnie przejawiać swojego przejęcia jej stanem, przecież nawet jej nie lubił. W takim razie, dlaczego pragnął jej pomóc?
Ponownie przysunął się, tym razem tak, że zetknęli się ciałem. Dziewczyna znieruchomiała nagle, na co ten zastanowił się przez moment, czy jej nie wystraszył. Jednak ona nie wyraziła żadnego sprzeciwu i po sekundzie nieco się rozluźniła. Darren pewniej do niej przyległ pozwalając, by ciepło jego ciała przeniosło się na nią. Piwnooka nie odwróciła się do niego przodem, on tego nie oczekiwał. Ale wiedział, że jest mu wdzięczna, co napawało go dziwną satysfakcją, której rodzaju jeszcze nigdy nie czuł.
Coś niemiłosiernie łupało Hovery w plecy. Nie mogła jednak odróżnić, czy to rzeczywisty ból, czy też odczuwany we śnie spowodowany wbiciem noża między żebra, o którym właśnie śniła. Nie potrafiła jednak obudzić się z tego koszmaru, chociaż po części wiedziała, że to nie dzieje się na prawdę. Dręczona niezidentyfikowanym bólem, czuła jak wierzga nogami i próbuje poradzić sobie z krwawymi widokami w głowie.
Dopiero twarz Scotta zerwała ją do pozycji siedzącej i pozwoliła otworzyć oczy. Najpierw ujrzała błękitne niebo, po którym leniwie przemieszczały się białe obłoki, gdzieniegdzie zahaczając o najwyższe szczyty gór. Później, zwabiona zapachem smażonego mięsa spuściła wzrok nieco niżej i ujrzała przed sobą Darrena kucającego przed niewielkim ogniskiem. Mężczyzna wpatrywał się w nią intensywnie, jednocześnie obracając nad ogniem wbitego w patyk - coś na kształt - królika. Wygląda rześko i wypoczęto, zupełnie jakby wczoraj wcale nie toczył walk z Irakijczykami i jakby w ogóle nie chodził nocą po urwiskach. Nie wspominając już o niewygodnym podłożu na którym spał.
- Co ci się śniło? - spytał nie spuszczając z niej bacznego spojrzenia czarnych oczu. Humoru nie ma adekwatnego do wyglądu.
- Chyba coś złego, skoro o to pytasz.
- I to jak. Rzucałaś się na boki i coś tam stękałaś. - Uniósł patyk z mięsem przed twarz i przypatrzył mu się oceniając przypieczenie.
- Dlaczego więc mnie nie obudziłeś? - Zmrużyła na niego oczy, przypominając sobie, jak okropnie się przed chwilą czuła podczas snu. - Masz jakieś sadystyczne upodobania?
Uśmiechnął się lekko, powracając do opiekania.
- Czasem.
Dziewczyna westchnęła bezsilnie. I nagle dopiero teraz zauważyła jego kurtkę, która spoczywała na jej części kocu i dodatkowo ją ogrzewała. Przypomniała sobie także, jak w nocy przysunął się na tyle blisko, by zapewnić jej dodatkowe ciepło, bez którego z pewnością nie byłaby w stanie zasnąć. Nie mogła sobie też wtedy wmawiać, że nie potrzebuje jego pomocy, więc była mu bardzo wdzięczna.
W końcu wstała i podeszła do ognia, przysiadając na jednym z płaskich kamieni. Na szczęście dziś zapowiadał się cieplejszy dzień niż wczoraj.
- Uhmm... Potrafisz być też miłym sadystą. Dzięki za kurtkę i za... - Wskazała palcem za siebie, jakby próbując przypomnieć mu o wcześniejszych wydarzeniach.
- Głodna? - rzucił szybko nie odwołując się do jej słów.
Ona musiała wyczuć jego niechęć do przyjmowania podzięk, dlatego natychmiast włączyła się do zmiany tematu.
- Pewnie! Co to takiego? - Spojrzała na brązowawe mięso, które mogłoby wydać się idealnie upieczone. Właściwie, nawet ją nie obchodziło co to może być za stwór. Ssanie w żołądku sprawiało, że mogłaby zjeść nawet jadowitego węża, trawiącego wciąż posiłek sprzed tygodnia.
- Królik. Idealnie mi wyszedł - stwierdził dumnie i podał jej kij z niezbędnym białkiem.
Nie powinno ją dziwić, jak upolował to zwierzę, ale jednak było to dla niej coś nadzwyczajnego. Idiotko, przecież dowodzi wojskiem w Afganistanie. Musi mieć umiejętności skauta.
- Szkoła Harcerska, co? - spytała i ugryzła pierwszy kawałek mięsa. Wydała z siebie entuzjastyczny stłumiony dźwięk pełen aprobaty na kęs pieczeni. Mimo braku przypraw, naprawdę jej zasmakowało.
Darren patrzył chwilę jak je. W jego oczach było coś nieobecnego, jakby myślami był daleko od tego miejsca.
Darren patrzył chwilę jak je. W jego oczach było coś nieobecnego, jakby myślami był daleko od tego miejsca.
- W sumie to szkoła przetrwania. Później korpus kadetów - oznajmił. - Bywało ciekawie - szepnął bardziej do siebie niż do niej. Zmarszczył brwi przywołując na twarz kapryśną minę. Zacisnął mocniej szczękę, na której widniał kilkudniowy zarost, dodający mu surowszego ale męskiego wyrazu.
Hov zatkało. Fletcher nigdy nie mówił o swoim życiu prywatnym. Zawsze odbiegał od tego tematu, zastawiając w okół niego żelazny mur z przestrogami o trzymaniu się z daleka. Nie raz była świadkiem, gdy to grupka żołnierzy próbowała jakoś wypytać ciemnookiego o sprawy rodzinne, aby wdrążyć go do rozmowy. Wtedy on po prostu odchodził, albo mówił, że to nie ich sprawa.
Dlatego też, nie wiedziała na ile skorzystać z okazji dowiedzenia się o nim czegoś więcej. Oczywiście chodziły jej po głowie różne pytania na temat jego przeszłość, ale bała się, że jak zwykle nie odpowie na żadne z nich a jeszcze na nią nakrzyczy.
Niestety wahanie, które kwestionowała nie potrwało zbyt długo.
- Ciekawie?
Spojrzenie jego czarnych tęczówek uderzyło w nią jak z procy. Zdając sobie z tego sprawę odruchowo zacisnęła usta szykując się na falę oschłych uwag. Jednak nie słysząc ich po kilku sekundach milczenia, spojrzała mu prosto w twarz.
- Taa... Głównie przez mojego ojca.
- Josepha Fletchera? Widziałam to nazwisko, gdy... odbierałam twoje listy. - Wspomnienie oskarżenia jej o otwarcie korespondencji bruneta, przyniosło ze sobą ukłucie bólu.
Nagle uświadomiła sobie, że bardzo często była oskarżana o rzeczy, których nigdy w życiu nie zrobiła.
- Tak. Jedz póki ciepłe - upomniał ją.
Posłuchała. Ale po chwili znów zaczęła drążyć temat.
- Kazał ci chodzić do tej szkoły?
- Nie, sam chciałem. Tyle, że on wczepił we mnie tą chęć.
- No tak, Generał Wojsk Specjalnych USA musiał inspirować. - Posłała mu ciepły uśmiech.
- Nie w tym rzecz. Ojciec był bardzo... wpływowy, dlatego różnie mnie tam traktowano. - Wyciągnął przed siebie nogi, by nieco się rozciągnąć.
Zaciekawiona Hov nawet nie zauważyła, kiedy zjadła swoją połowę królika. Podała Fletcherowi resztę mięsa i sięgnęła po butelkę wody stojącą obok ogniska. Upiła spory łyk. Zastanawiała się nad tym, co przed chwilą powiedział mężczyzna, ale nie mogła zbyt dużo wywnioskować wśród tylu niedopowiedzeń.
- Jak to "wczepił we mnie tą chęć"? I co masz na myśli mówiąc, że różnie cię traktowano?
- Nie za dużo chciałabyś wiedzieć? Zresztą, nie ważne. Musimy ruszać. Próbowałem znaleźć krótkofalówkę w tym plecaku, ale najwyraźniej tylko ty się w nim orientujesz. Mogłabyś? - Wskazał ręką na wielką torbę.
Dziewczynę nagle oblała fala zimna. Jaka krótkofalówka? Nie pamięta nawet czy ją spakowała. Brała wszystko co było pod ręką, ale tego urządzenia sobie nie przypomina. Jeśli trzymał ją schowaną gdzieś po szafkach, na pewno nie wzięła jej nawet pod uwagę.
Mimo swoich podejrzeń, kucnęła jednak przy plecaku. Zaczęła dokładnie przeglądać każdą kieszeń, każdą przegródkę. Z upragnieniem chciała natrafić na twardy plastik pod palcami, ale nic takiego nie dotykała. Czuła narastający niepokój.
Zrezygnowana wstała. Darren właśnie gasił ognisko i składał koce. Zezłości się. Cholera.
- Nie ma - powiedziała cicho.
Wbił w nią mordercze spojrzenie, pod którym chyba każdy zacząłby czuć się nieswojo. Przez chwilę wymieniali zacięte spojrzenia testując swoją powagę, gdy w końcu ruszył do niej. Bez słowa wyszarpał jej torbę z rąk i sam zaczął szukać.
- Co ty pieprzysz? Nie spakowałaś?
- Najwidoczniej nie była na wierzchu. Skąd miałam wiedzieć, gdzie chowasz krótkofalówkę? - zapytała wyniośle.
- Powinnaś znaleźć!
- Dałeś mi tylko minutę!
Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zamiast tego zaśmiał się gorzko. Pokiwał kpiąco głową i westchnął ciężko.
- W takim razie jesteśmy w dupie. Nie skontaktuje się z centralą. Musimy do niej dojść. - Spakował koce i zarzucił torbę na ramiona. - Jeśli chcesz przeżyć, to masz się słuchać i wykonywać moje polecenia. - Jego formalny ton oblepił śmiertelną powagą każde słowo. - Zero kwestionowania moich decyzji.
Zadziwiona Hovery otworzyła usta ze zdumienia. Jak może zachowywać się tak konwencjonalnie, gdy to obydwoje są po jednej stronie planszy? Chce przejąć dowodzenie? Ma zamiar odgrywać samca alfa? Nie zamierzała się z tym zgodzić. Może i jest obeznany w terenie oraz umie sobie strzelać, czy łapać króliki na śniadanie, ale za to brak mu wyobraźni i zdolności przewidywania, która jest bardzo istotna przy podejmowaniu wyborów. I po za tym, nie umie zawierać przyjaznych kontaktów z ludźmi. A nie wiadomo kogo będą musieli prosić o pomoc.
- Nigdy na to nie przystanę. Od tej pory jesteśmy drużyną i jako drużyna razem myślimy co robić. Powinniśmy się dopełniać, a nie dzielić na niższe i wyższe szczeble. - Skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła wysoko głowę - jak to zawsze, gdy kurczowo trzymała się swojego zdania.
Darren uniósł brwi. Przecież wiedział, że nie będzie mu z nią łatwo. Sięgnął po karabin leżący na ziemi i wepchnął go w jej ręce. Następnie popatrzył na nią z miną pod tytułem "nie załamuj mnie".
- Umiesz z tego strzelać? - zapytał aluzyjnie.
Zachwiała się na własnych nogach, nie wiedząc o co mu chodzi. Trzymając tak ciężką broń w dłoniach, przeklinała go w myślach za to pytanie. Przecież wiedział jak było.
- Nie.
- Umiesz się bić? Znasz tutejsze ziemie? Wiesz w którą stronę mamy iść? Jery, przecież ty nawet nie wiesz jak to chwycić.
- Przestań! Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. Mówię o wspólnym podejmowaniu decyzji. - Oddała mu gwałtownie karabin.
Darren przetarł twarz rękawem kurtki. Z jego wypoczętej postawy nagle zrobiła się papka poirytowania i zmęczenia.
- Cholera, Ho-ve-ry. Czy nie wiesz, że odwieczna zasada brzmi "facet dowodzi, kobieta się podporządkowuje"? Nawet zwierzęta to praktykują.
Na te słowa brunetka wykrzywiła nagle usta w zalotnym uśmiechu. Naciągnęła bluzkę w dół tak, że jej dekolt znacznie się powiększył, po czym palcem przesunęła po swoim srebrnym wisiorku. Podeszła nieznacznie do mężczyzny i posłała mu zagadkowe spojrzenie, pełne kokieteryjnych odbić. Wysunęła rękę, by złapać za kieszeń jego katany i usadowiła tam dłoń.
Darren nie panował nad rozbieganym wzrokiem, który padał to na jej twarz, to na dekolt. Wiedział co robi, ale nie miał siły się odsunąć od tych hipnotyzujących oczu. Po prostu się gapił.
Hov stanęła na palcach, by móc szepnąć mu do ucha.
- A wiesz, że to kobiety mają władzę nad mężczyznami? - Po tych słowach wyszarpała mu z kieszeni mały czarny pistolecik i momentalnie się odsunęła, tracąc cały swój urok. Schowała broń za pasek jeansów i ruszyła w stronę, gdzie zmierzali wczoraj.
Dzisiejsza pogoda obdarowywała ich intensywnymi promieniami słońca. Nie było im jednak gorąco z powodu chłodnego wiatru, który co jakiś czas owiewał ich spocone twarze.
Afganistan szczyci się obszernym terenem górzystym, obfitym w najróżniejsze zasadzki czy miny. Samym problemem jest także, natknięcie się na nieprzyjaciół, których jest tutaj bardzo wielu, zważywszy na liczne konflikty zbrojne. Poglądy niektórych krajów mogą cię zabić z miejsca, nie dochodząc do tego kim jesteś i dlaczego się tu włóczysz. Czasem wystarczy pokazanie jakiegoś papierka, czy pieniądze, ale nie zawsze możesz tym się uratować.
Darren i Hovery idą już blisko trzy godziny od czasu ich sprzeczki "o władzę". Wymieniają zdania o napadzie na obóz, dzieląc się ze sobą podejrzeniami i opiniami.
- Powiedziałem. Niemożliwe, żeby to Scott zdradził. Rozumiem czemu go podejrzewasz, ale on nie mógł się tego dopuścić. - powiedział Fletcher.
- Ty chyba nie rozumiesz. On wyraźnie przyznał się, że jest w coś zamieszany. Szantażował mnie, bylebym tylko nie zdradziła jego tajemnicy, którą - jak on sądził - znałam. Tyle że tylko udawałam poinformowaną, bo tak naprawdę, nie dosłyszałam całej jego rozmowy z tym drugim mężczyzną. Wspominał też coś o zagrożeniu dla każdego, kto jest wtajemniczony w daną sprawę.
- To nie tak. - zaczął Darren. Podrapał się z tyłu głowy, jakby zastanawiając się, czy kontynuować. - Scott miał przydzieloną pewną odrębną misję. Dostaliśmy cynk o zagrożeniu życia McDoneta. Jego zadaniem było znalezienie zamachowca, który miał pozbyć się Henrego. Odpowiadał za jego bezpieczeństwo, jednocześnie szukając grupki podejrzanych terrorystów. - Spojrzał na nią, by upewnić się, czy rozumie o czym mówi. - Był naszym zaufanym człowiek przysłanym prosto z Państwowej Agencji Militarnej.
Hov również rzuciła na niego okiem. To co właśnie powiedział, wiele zmieniało. Wszystko nagle nabrało nowego znaczenia.
- Ale to nadal nie usprawiedliwia grożenia pielęgniarkom - stwierdziła po chwili namysłu. Nie rozumiała jak osoba z agencji, przydzielona do chronienia admirała, może grozić niewinnym dziewczynom.
- Może był bardzo zdesperowany. Dla niego wszyscy byli podejrzani, a ty nie raz mu się naraziłaś. Po ostatniej akcji, gdy oberwałem kulkę, pomyśleliśmy, że to musiał być zamach na Henrego, tyle że pomylili admirałów. Ale z drugiej strony, ich błąd przy takim planie nie wchodził w rachubę.
- A jeśli jego agresywne zachowanie wynika z... na przykład przyjęcia łapówki? Co jeśli przeszedł na złą stronę mocy?
Brunet pokiwał bezradnie głową.
- Nic już nie jest pewne.
~***~
Jak zwykle przepraszam za tak długą nieobecność. Rozdział nie najlepszy, ale następny będzie ciekawszy!
Dziękuję, że czytasz.
szkoda że tak dlugo musimy czekać na rozdział ale rozumiem cię :D Co do treści jest świetna i wcale nie nudna a zwlaszcza moment gdy Hovery pokazala na co ją stać i że to KOBIETY MAJĄ WŁADZE! no cóż to tylko i wyłącznie prawda. Darren musi pogodzić się z tym. Temperament jej to cos co lubie. Mam nadzieję ze kolejny bedzie szybciej i zapraszam na moje dwa blogi :** Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńRozdział jest ekstra ;D władza Hov nad Darrenem coś niesamowitego ;) mam nadzieje ze nastepny bd szybciej
OdpowiedzUsuńco ty mówisz że nienajlepszy?! GENIALNY!
OdpowiedzUsuńostatnio pisałam próbny egzamin gimnazjalny i.... w rozprawce z polskiego twój najwspanialszy Eternal użyłam jego przykładu, i muszę przyznać że uratowałaś mi tyłek.
niesamowicie piszesz, i podziwiam, że chce ci się znajdować informacje o tym wszystkim wokoło wojny itd, dla mnie to by była katorga :D
kocham cię
~BiBi
każdy Twoj rozdział jest świetny :) i mam nadzieje ze oni sie wkoncu jakos dogadaja a on przestanie byc taki poważny w stosunku do Hov.
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny ;)
Cześć :) Przeczytałam wszystkie osiem rozdziałów. Muszę powiedzieć, że opowiadanie, jako historia bardzo mi się podoba. Używasz opisów, chociaż mając do czynienia z taką tematyką powinno być trochę więcej. Fajnie stworzyłaś główne postacie. Są wyraziści, nie zmieniają się co rozdział. Duży plus. Teraz przejdę do ciemnej strony mocy. Jesteś mało konsekwentna w pisaniu. Niektóre dialogi zapisujesz dobrze, a w następnym zdaniu albo ciągu już źle. Warto byłoby zapoznać się z zasadami, bo są przydatne dla młodych pisarzy. Bardzo często w początkowych rozdziałach zmieniałaś czas. Najpierw było: odpowiedział, zrobił, pomruczał, kombinował, po czym w następnym zdaniu, czy akapicie było: ma, robi, patrzy, mówi. To jest niedopuszczalny błąd. Musisz trzymać się jednego czasu.
OdpowiedzUsuńW każdym razie mam nadzieję, że dalej będziesz pisać, nawet z takimi przerwami, bo na pewno będę zaglądać. Pozdrawiam, T.
Twój blog został nominowany do LBA, więcej szczegółów na:
OdpowiedzUsuńhttp://guardian-angel-harry-styles.blogspot.com
Gratuluję :))
świetny rozdział, boże takie słodkie *-*
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że ich stosunki się poprawiają xd
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział
Pozdrawiam :P
Byłam przekonana, że już skomentowałam ten rozdział i uwierz, jak bardzo się zdziwiłam, gdy go nie zobaczyłam! Nawet nie wiem, jak to się stało. Chociaż nie. Chyba jednak wiem. Założę się, że zostawiłam sobie komentowanie na później, by znaleźć czas na ochłonięcie i po prostu zapomniałam. ;x
OdpowiedzUsuńDzisiaj będzie króciutko, mam nadzieję, że wybaczysz. :)
Rozdział niesamowity, ale to już wiesz. :) Uwielbiam Hovery i Darrena, uwielbiam ich relację, ale to już również wiesz. :) Czekam teraz tylko na jakieś zbliżenie pomiędzy nimi, szczególnie po tym "to kobiety mają władzę nad mężczyznami", hahaha :D Dobrze powiedziane! :D