wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 6

   Dwoje mężczyzn położyło Darrena na łóżku. Jeden zdjął mu kurtkę i koszulkę ukazując niewielką ranę postrzałową w dolnych okolicach prawego płuca. Hov natychmiast obok niego przysiadła i zaczęła dokładnie mu się przyglądać. Rana nie wypuszcza krwi. Ledwo przytomny z trudem próbuje złapać powietrze, unosząc gwałtownie klatkę piersiową. Oczy ma świadome, rozglądające się dookoła, a pot na czole połyskuje mu w świetle lamp. Dziewczyna przyłożyła ucho do jego nagiej klatki piersiowej i nasłuchiwała przez moment. Następnie leciutko ucisnęła ranę, aby sprawdzić jej twardość.
   Fletcher przeklną pod nosem, po czym posłał jej nienawistne spojrzenie, mówiące "jeszcze raz mnie dotkniesz, a ukręcę ci kark".
    - To odma opłucnowa. Jak dawno dostał? - Zignorowała jego zabójczy wzrok
    - Jakieś czterdzieści minut temu. - odpowiedział jeden wysoki mundurowy z niepokojem wymalowanym na twarzy.
    - Co? W takim razie powinien już nie żyć! - Zerwała się gwałtownie z łóżka. - Zaraz wrócę - rzuciła, gdy opuszczała namiot.
   Ujrzała przy wejściu kilku stojących żołnierzy w tym Terrego, którzy najwyraźniej wyczekiwali jakichś informacji na temat stanu wiceadmirała. Nie zwróciła na nich większej uwagi.
    - Hovery!
   Usłyszała głos Brooksa, ale ona pobiegła dalej. Naprawdę nie miała czasu. W tym momencie liczyła się każda sekunda, która mogła zaważyć o życiu Darrena. Nie wiedziała jakim cudem tak długo udało mu się przeżyć przy odmie zamkniętej. Powietrze, które wdarło się do jego jamy opłucnowej musiało spowodować zapadnięcie się jednego płuca, wywierając tym samym ucisk na pozostałe narządy klatki piersiowej. Zgromadzone tam ciśnienie natychmiast potrzebuje odbarczenia. W przeciwnym razie, ostra niewydolność krążeniowa i oddechowa doprowadzi go do śmierci.
   Biegnąc ile sił w nogach do namiotu medycznego powtarzała w głowie regułki z książek mówiące, jak postępować w obliczu takiego schorzenia. Jeszcze nigdy nie miała okazji sprawdzić się w odmie i...
    - Aaaau! - krzyknęła, czując miażdżący ból w okolicach kości policzkowej i nosa. Padając na ziemię dostrzegła nad sobą muskularny łokieć, na którego musiała się nadziać podczas biegu. Lub też, dana osoba niezauważalnie zamachnęła ręką, uderzając ją przypadkowo.
   Przypadkowo.
   To słowo powoli wymazywała ze swojej podświadomości, widząc z dołu do kogo należy ta ogromna łapa. Leżąc plackiem na ziemi wsparła się na łokciach, zaczynając kręcić głową, aby obraz przed jej oczami nabrał ostrości. W końcu ugięła nogi w kolanach próbując się podnieść, lecz Scott był szybszy i złapał ją za materiał zielonej bluzki, raptownie szarpiąc w górę. Po chwili stała już przed nim, a wyczuwając nieprzyjemne pulsowanie na twarzy chwyciła się za policzek.
    - Ty... - syknął, opluwając ją. - Uważaj jak leziesz.
   Postanowiła nie wdawać się z nim w kłótnie. Nie miała na to czasu. Posłała mu krótkie spojrzenie, po czym wyszarpała się z jego kleszczy.
    - Zaraz! - Złapał ją ponownie, tym razem za ramię, mocno szarpiąc w swoją stronę. Przebiegł po niej groźnym wzrokiem - Jeszcz...
    - Jeśli mnie zaraz nie puścisz, to przyczynisz się do śmierci wiceadmirała - ostrzegła.
   Scott zmarszczył brwi, zapewne trawiąc jej słowa. Skanował jej twarz, jakby doszukując się oznak kłamstwa, które mogłaby wymyślić, aby uratować własną skórę. W końcu po paru długich sekundach poluźnił uścisk i Hov mogła odejść w nadziei, że to kilkuminutowe niepotrzebne opóźnienie nie zabierze życia Darrenowi.
   Po chwili już była w namiocie medycznym.
    - O mój Boże! Hovery, co ci się stało? - Rebecca Garner, gruba blondynka wskazała na jej nos uświadamiając piwnooką, że coś z nim nie tak.
   Dziewczyna odruchowo złapała się za tą część ciała. Poczuła ciepłą maź na swoich palcach i dopiero teraz jej mózg zarejestrował zapach krwi. Nie przejęła się tym wielce i ignorując pytanie pielęgniarki zaczęła szybko przeglądać szafki i szuflady, aby znaleźć potrzebne jej rzeczy.
    - Czego szukasz? Przestań, najpierw trzeba cię opatrzyć.
    - Najpierw muszę dostać igłę, zawór i opatrunek uszczelniający - wypowiadając te słowa po kolei chwytała wymienione rzeczy. Po stwierdzeniu, że ma wszystko co niezbędne, pędem ruszyła ku wyjściu, nie zważając na wołania Rebeccki.
   Błyskawicznie dotarła z powrotem do namiotu, w którym ciszę przerywa dźwięk ciężkiego posapywania Darrena. Odetchnęła z ulgą, ponieważ to oznacza, że jeszcze żyje. Jeden mundurowy gdzieś zniknął, a więc postanowiła jakoś wykorzystać tego, który został.
    - Przytrzymaj płachtę, aby wpuścić trochę świeżego powietrza! - rozkazała, wyczuwając zaduch. Następnie przysiadła obok Fletchera i z paniką stwierdziła, że wygląda o wiele gorzej niż pięć minut temu. A może dziesięć minut temu? Dostał sinej i nabrzmiałej twarzy, wytrzeszczone czerwone oczy utkwił w górze, prawdopodobnie nawet jej nie zauważając. Jego ciałem wstrząsają niekontrolowane spazmy, a szeroko otwarte usta z trudem łapią tlen.
   Szybko przymocowała igłę do zaworu, a następnie ostrożnie wbiła ją w jego pierś na jakieś cztery centymetry. Odkręciła kurek z którego ze świstem wyleciało powietrze i momentalnie Darren zaczerpnął głęboki, upragniony oddech. Sztywne ciało chłopaka powoli zaczęło się rozprężać wraz z miarowymi uniesieniami klatki piersiowej, a dzikie oczy nabierały teraz spokojniejszego wyrazu.
   Dzięki temu, że Hov właśnie dała upust zgromadzonemu ciśnieniu w płucu, brunet nie udusił się. Jest w stanie równo oddychać.
    - Lepiej, prawda?
    - Co ci się stało? - zapytał nagle wbijając wzrok w jej nos, z którego sączyły się trzy krople krwi. Nie dało się także nie zauważyć pod lewym okiem formującego się siniaka, na którego także spojrzał krzywo.
    - Przewróciłam się. - Wzruszyła tylko ramionami.
   Pokręcił głową, zamykając oczy jednocześnie rozkoszując się tlenem.
    - Przymocowałam ci wentyl. Jeśli chcesz normalnie oddychać, to co piętnaście minut wypuszczaj powietrze, żeby płuco się nie zapowietrzało - poinformowała go.
    - Jak długo? - spytał, zerkając na urządzenie wkute w jego własną pierś. Skrzywił się. Podparł się na łokciach i uniósł nieznacznie w górę, aby przybrać pozycję półsiedzącą.
    - Nie! - Położyła dłoń na jego napiętym brzuchu. - Nie ruszaj się, muszę jeszcze wyciągnąć kulę a... - Spojrzała na swoją ręką przytrzymującą go w miejscu. Dziwnie podrapała się po łokciu, cofając kończynę, wiedząc też, że ten dotyk jest zbędny. - ...a każdy ruch może wywołać większe krwawienie i głębszą ranę.
   Darren wpatrywał się w nią teraz intensywnie. Zamglony wzrok świadczył o tym, jak bardzo jest wyczerpany, ale zdradzały to tylko oczy. Zerknął na jej usta, które specyficznie drgały podczas, gdy była zdenerwowana a potem na dłoń, która przed chwilą chłodziła jego brzuch. Już miał coś powiedzieć, gdy mundurowy przy wejściu mu przerwał:
    - Wszystko w porządku? - podszedł bliżej łóżka.
   Mężczyźni zaczęli wymieniać parę zdań o stanie Fletchera, więc Hovery wyślizgnęła się spomiędzy nich, aby znaleźć swoją apteczkę i wytrzeć nos od krwi. Jej słuch przykuły dopiero zdania żołnierza, który nawiązywał coś do misji.
    - To stało się tak nagle. Byliśmy pewni, że po przejęciu kontroli nikogo nie zostawiliśmy z bronią i niespodziewanie ktoś do ciebie strzelił. Dobrze, że pod koniec całej akcji.
    - Znaleźliście sprawce?
    - Jakby rozpłynął się w powietrzu. Myślisz, że to ludzie Saddama?
   Darren odchrząknął.
    - Później porozmawiamy.
   Hov poczuła na sobie wzrok obydwu mężczyzn. Po chwili usłyszała jak jeden wychodzi i została sama z czarnookim. Trzymając w ręku apteczkę ponownie przysiadła obok niego na łóżku. Miała wrażenie, że pytania same cisną się jej na język, albo że ma je wymalowane na twarzy, ponieważ tak bardzo chciała się dowiedzieć jakichś szczegółów o tym, jak brunet został postrzelony. Wiedziała jednak, że tylko zezłościłaby go swoją ciekawością. Niestety nie wie, przez jaką ilość czasu powstrzyma się przed zadaniem pytań...
    - Najpierw wyjmę ci kulę, co może trochę zaboleć, a potem założę opatrunek uszczelniający, przez który do rany nie będzie przedostawać się powietrze. Po zagojeniu zranienia będziesz mógł wyjąć wentyl.
    - Po prostu załatw to szybko - westchnął, odwracając głowę w drugą stronę. 

   Po godzinnych męczarniach Darrena, Hovery w końcu skończyła. Fletcher był trudnym pacjentem. Podczas wyjmowania kuli dziewczyna nasłuchała się całego słownika przekleństw. Musiała jednak przyznać, że czasem specjalnie źgnęła mocniej szczypcami tylko po to, aby zobaczyć grymas bólu na jego twarzy. Była to dla niej... forma odwzajemnienia za te wszystkie jego oskarżenia i cięte teksty. Zdawała sobie sprawę, że nie postępuje właściwie, ale dawało jej to pewnego rodzaju satysfakcję. Zresztą, przecież uważała, aby nie zrobić mu większej krzywdy, chodziło jej tylko o pokazanie kto rządzi w dziedzinie medycznej.
   Jest około pierwszej nad ranem. Darren zasnął po jej długich bezlitosnych katuszach, a ona czuję, iż musi udać się do łazienki, aby sprawdzić co z jej nadal bolącym policzkiem.
   Znalazłszy się w końcu przed lustrem w jednej z toalet, zaczęła oglądać pulsujące miejsce pod okiem. Jutro będzie to gorzej wyglądało, pomyślała i przemyła twarz wodą. Powinna wziąć prysznic, ale stwierdziła, że zrobi to rano. Jest zmęczona mimo tych kilku godzin, które przespała w dzień, czekając na powrót wojska. Ogólnie mało sypia, dlatego też nie chce tracić nocy na szorowanie ciała.
   Wycierając twarz w ręcznik, przez cienkie plastikowe ściany kabiny łazienki dobiegły ją czyjeś głosy.
    - Skąd miałem wiedzieć, że tak to się skończy?
    - Mamy przesrane. Wiesz co teraz musisz zrobić...
    - Wiem.
   Ta rozmowa wydała jej się zbyt dziwna, żeby ją zignorować. Miała wrażenie, że zna właścicieli głosów, ale nie była pewna, dlatego postanowiła się przekonać. Leciutko uchyliła drzwi kabiny i wychyliła głowę. Zauważyła dwie sylwetki pokryte czernią nocy. O dziwo rozeszły się one w dwie przeciwne strony i Hov zastanowiła się, za którą postacią powinna ruszyć. Za tą co idzie w stronę szeregu namiotów? A może za osobą, która idzie w kierunku granicy obozu? Druga opcja wydała jej się o wiele bardziej ciekawsza i już po chwili czmychnęła za rzucanym cieniem przez potężną sylwetkę.
   Idąc tak za śledzonym w uważnej ciszy ukrywała się za wszystkimi możliwymi obiektami, aby tylko nie zostać zauważoną. Mężczyzna w końcu stanął na otwartej przestrzeni z jakieś sześć metrów od granicy obozowiska. Dalej nie mogła się przemieszać ze względu na brak kryjówek, dlatego przycupnęła za jedną z terenówek, mając za sobą ścianę namiotu medycznego i wytężyła słuch. Dojrzała czerwony żar papierosa i ledwo zauważalny dym, który wtapiał się w ciemną przestrzeń. Dany osobnik wyjął coś z kieszeni, rozglądnął się w okół po czym usłyszała charakterystyczny dźwięk wciskanych klawiszy telefonu. Dziewczyna pomyślała, że bardzo trudno jest znaleźć tutaj zasięg, więc pewnie ten facet musi mieć dobrze zapamiętane miejsca z których może dzwonić.
    - Halo?
   Cholera to Scott!
   Słysząc ten głos, siedząca na piętach Hov uderzyła pośladkami o ziemie, jednocześnie trącając coś obok siebie. Na piasek obaliła się łopata, która natychmiast zwróciła uwagę łysego mężczyzny. O nie!!! Ze swojej kryjówki dostrzegła jak się patrzy w to miejsce i mimo iż, zadawała sobie sprawę z samochodu przed sobą to czuła się, jakby miażdżył ją wzrokiem. Jakby ją odkrył. Co robić?! 
   Schował urządzenie z powrotem do kieszeni, a następnie szybkim krokiem zmierzył ku jej skrytce. Jasna cholera, gdzie się ukryć? Rozglądnęła się dookoła i jedyne co jej przyszło do głowy to wpełznięcie pod podwozie Jeepa, który dotychczas służył jej za tarczę. A jeśli spojrzy pod spód? Nie ważne, zaraz zobaczy cię w tym miejscu! Nie czekając dłużej wślizgnęła się pod  terenówkę i przestała oddychać. Dosłownie po trzech sekundach zauważyła grube podeszwy obuwia militarnego tuż przy oponie samochodu. Czyli tam gdzie przed chwilą siedziała.
   Czuła jak piasek oblepił jej twarz, a noga wygięta pod dziwnym kątem niezmiernie zaczyna ją łupać. Długo nie wytrzyma w takiej pozycji. Spojrzała w prawo i z nieukrywanym zachwytem stwierdziła, że udałoby się jej teraz przebiec niezauważalnie za ścianę kontenera. Odwróciła się ponownie w stronę butów, które nadal stały w miejscu, jakby wrośnięte w ziemię. Słyszała też gdzieś nad sobą oddech Scotta. Jeszcze raz oceniła ryzyko zauważenia, po czym podejmując szybko decyzję, wypełzła spod auta i ruszyła biegiem przed siebie.

   Rankiem obudził ją huk uderzającego o podłogę jakiegoś przedmiotu. Mruknęła nieprzyjemnie i powoli zaczęła otwierać oczy. Ujrzała Darrena pochylającego się nad wysokimi czarnymi butami, których splątane sznurówki nie dawały za wygraną. Zauważyła też wentyl wystający z jego piersi przez rozpiętą do połowy katanę moro.
    - Co ty wyprawiasz? - zaczęła, podpierając się na łokciach. 
   On uniósł zaskoczony wzrok. Na jego twarzy nagle wymalowało się zniesmaczenie. Aż tak źle wyglądam?, pomyślała, ukradkiem przyklepując sobie włosy, do których znów mógłby się przyczepić.
   Przybijając ją spojrzeniem, podszedł do niej i pochylił się nad jej twarzą, którą cofnęła zaskoczona jego bliskością. Zmarszczyła brwi, gdy poczuła szorstkie dłonie dotykające obolałego policzka, po czym zaczął kierować brodą, oceniając coś na jej twarzy.
    - Nieźle musiałaś przydzwonić o ziemię - powiedział, dziwnie akcentując ostatnie słowo. Wyprostował się i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Co się naprawdę stało?
    - Już mówiłam. Przewróciłam się. - Wstała z łóżka i załapała za podręczne lusterko stojące na półce. Zaczęła się przyglądać własnemu obliczu oraz rozpościerającemu czerwonemu sińcowi pod okiem. - Rzeczywiście, nieźle - powtórzyła po nim. - Ty też nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła, mierząc go wzrokiem.
    - Budziłem się w nocy co godzinę, żeby otwierać kurek. Niedające spać cholerstwo...
    - W nocy twój oddech staję się płytszy i spokojniejszy, dlatego też nie musiałeś się budzić co piętnaście minut.
    - Dobrze wiedzieć. - Obrzucił ją jeszcze raz spojrzeniem czarnych, zawsze wszystko kontrolujących oczu, po czym wrócił do odsznurowywania butów.
   Hov przyglądała mu się przez moment. Chyba nie zamierza dziś pełnić funkcji wiceadmirała? Jego organizm potrzebuje regeneracji a rana odpoczynku.
    - Dlaczego widzę cię na nogach? Mówiłam ci wczoraj, że potrzebujesz przynajmniej jeden dzień wolnego. - Posłała mu srogie spojrzenie zakładając wyzywająco ręce na biodrach.
    - Martwisz się o mnie? - Wyszczerzył się w zabójczym uśmiechu. Udało mu się też w końcu włożyć buty.
   Dziewczyna uniosła brwi.
    - Jestem odpowiedzialna za twoje zdrowie. Nie utrudniaj mi pracy i przeleż ten dzień w łóżku.
    - Chyba żartujesz - zareagował prześmiewczym tonem. - Jestem potrzebny moim ludziom. Beze mnie rozpęta się chaos, szczególnie po akcji, gdzie wszyscy oczekują rozkazów i wyjaśnień.
    - Henry na pewno sobie poradzi.
   Podrapał się z tyłu głowy i spojrzał na nią przechylając głowę. Wyglądał, jakby już współczuł dziewczynie tego, iż musi się z nim użerać, ponieważ on i tak zamierzał postawić na swoim.
    - Tą misją dowodziłem ja, więc tylko ja mogę wydać w tej sprawie jakieś oświadczenie. Miłego dnia - rzekł. Chwycił za jakieś kartki ze stołu, a potem ruszył w stronę wyjścia.
   Zszokowana jego zachowaniem Hov, szybko do niego podbiegła i szarpnęła go za rękaw kurtki, zmuszając, by na nią spojrzał. Wiedziała, że podważając jego wolę tylko wzbudzi w nim złość, ale nie mogła pozwolić, żeby przez swoją upartość nie dostosował się do zaleceń zdrowotnych.
    - Nigdzie nie pójdziesz. Twoja rana jest za świeża na jakikolwiek nadwyrężenia fizyczne. Może dojść do krwotoku wewnętrznego. - Okej. Może trochę przesadziła z tym krwotokiem wewnętrznym, ale na prawdę musiała go jakoś nastraszyć. W jego stanie ruch nie jest wskazany. Szwy mogłyby popękać przez co trzeba by było zdjąć opatrunek uszczelniający. A w wyniku takiego obrotu spraw, powietrze ponownie mogłoby dostać się do płuca.
    Brunet chciał wyrwać rękę, jednak ona przytrzymała go mocno. Westchnął z frustracją.
    - Cholera, Hovery. Jestem ci wdzięczny za uratowanie życia, ale wykonałaś już swoją robotę. Zwalniam cię z dalszej odpowiedzialności za moje zdrowie. I puść mnie zanim mnie zdenerwujesz - mówił powoli i z przesadnym spokojem. Oczy wpatrywały się w nią z niebezpiecznym błyskiem, który sygnalizował o nadejściu burzy.
    - Ale Darren...
    - Niech ktoś ci to obejrzy. - Dotknął leciutko palcem jej policzka.
   Hov nie wie co ją bardziej zdziwiło. Jego dotyk, czy też nagłe wyjście z namiotu. W każdym bądź razie stała teraz sama z poczuciem przegranej. Powinna być bardziej stanowcza? Nie. To duży chłopiec i sam będzie sobie winien jeśli coś mu się stanie.

   Ten dzień zapowiadał się zimniej niż zazwyczaj. Chłodny wiatr ze wschodu przecinał nagą skórę pozostawiając po sobie nieprzyjemne dreszcze. Nie było dziś szans na słońce, które nieśmiało ukrywało się za chmurami. Za to możliwość spadnięcia deszczu rosła z każdą minutą, gdy to stawało się coraz bardziej wietrznie i ponuro.
   Dlatego Hov też niechętnie zaczęła się rozbierać w kabinie prysznicowej, przez której liche ściany przedostawał się podmuch powietrza, wprawiający ją w ciarki. Nie miała jednak wyboru. Szybko pozbyła się czerwonych trampek, pozwalając, aby powiew połaskotał jej stopy. A gdy chciała się pozbyć spodni, poczuła niesamowity ból pleców, w które coś uderzyło. Drzwi. Które się otwarły. Przez wiatr? Jej wątpliwość natychmiast się rozpłynęła, gdy z przerażeniem ujrzała znajomą parę lodowato niebieskich oczu. Scott natychmiast przyparł ją do jednej ze ścian i zacisnął boleśnie dłonie na jej szyi.
    - Ty wścibska suko. Ile słyszałaś z mojej wczorajszej rozmowy? Śledziłaś mnie! - syknął, uwalniając przez struny głosowe chrapliwy warkot. W jego oczach gościły czerwone zakrwawienia, dzięki czemu wyglądał jeszcze groźniej.
    Nawet gdyby chciała odpowiedzieć, to nie mogła, ponieważ jego uchwyt na szyi był zbyt mocny. Czuła jak się dusi, a krew dopływa do jej twarzy, powodując rozsadzające ciśnienie. On musiał to zauważyć, bo minimalnie poluźnił kleszcze.
   - Noo...! - ponaglił ją.
   - O czym ty mówisz? - Postanowiła nie mówić prawdy, która mogłaby go bardziej rozwścieczyć. Z trudem łapała powietrze, jednocześnie myśląc, jak wydostać się z tego niebezpiecznego potrzasku.
    - Nie udawaj. Widziałem cię jak uciekałaś spod Jeepa.
   Cholera. Przecież dobrze oceniła odległość terenówki od kontenera, który miał jej posłużyć za kolejną zasłonę. Zgarbiona dobiegła do niego w trzy sekundy, uważając, aby jej kroki były niesłyszalne, a oddech jak najcichszy. Czy była szansa na zauważenie jej?
    - Nieee... - wycharczała, nie mogąc dokończyć zdania. Ponownie złapał ją mocniej, ale po chwili znów jego uścisk zelżał. -  Puszczaj. Nie wiem o co ci chodzi.
    - Jeśli coś o mnie powiesz, to przysięgam, że narobię problemów twojej Pipi Langstrumphe z piegami. Lub tej blond grubej świni. Chyba, że wolisz tego kolesia co przypomina babę. A może na odwrót? Nazywa się Daria tak? - Potok niemoralnych słów wylewał się z niego niczym wodospad. Swoją postawą utwierdzał tylko w przekonaniu, że z pewnością ją widział wczorajszej nocy, a rozmowa, którą prowadził z drugim mężczyzną zawierała jakieś tajne treści lub informacje.
   Hov nie słyszała tej konwersacji w całości. A właściwie wychwyciła tylko ostatnie parę słów rozmówców. Zdawała sobie jednak sprawę, że Scott sądzi inaczej. Pomyślała więc, by jakoś wykorzystać tego haka, którego sam na siebie zarzucił.
     - Pokazałeś już jak umiesz sprawiać problemy. Jeśli tkniesz moje koleżanki, ja sprawię, byś to ty miał kłop...
   Ponownie nie dał jej dokończyć, ponieważ jego palce ścisnęły się znów na jej gardle.
     - Nie rozumiesz. Każdy kto o tym wie jest narażony na olbrzymie niebezpieczeństwo. Nie radzę ci mnie zdradzać, inaczej...
   Laing wymierzyła mu kopniaka w kroczę tak mocno, że Scott runął na kolana. Korzystając z sytuacji szybko otworzyła drzwi i wybiegła z kabiny prysznicowej, momentalnie wpadając na czyjeś plecy. Gdy dana osoba się odwróciła, Hov ujrzała twarz Terrego.
   - Hovery? - Spojrzał na nią promiennie, ale po chwili kąciki jego ust opadły. - Wszystko w porządku? Wyglądasz na zdenerwowaną. - Złapał ją opiekuńczo za ramiona i odsunął na odległość rąk, aby dokładnie się jej przyjrzeć. - Czemu jesteś na boso?
    - Ja... - jęknęła odwracając głowę w celu zerknięcia na drzwi kabiny, którą przed chwilą opuściła. Nikt z niej nie wychodził, więc Scott nadal musiał tam siedzieć i składać się z bólu. 
    - Znów się obściskujecie? Hov, zapomniałaś nawet zabrać butów z jego namiotu? - Usłyszała czepliwy ton Darrena, który zmierzał właśnie w ich kierunku. Spojrzał po obydwu niechętnym wzrokiem i pomijając wywrócenie oczami przez kolegę, dostrzegł zdenerwowaną minę brunetki. - Coś... się stało?
    - To samo próbuję się dowiedzieć. - rzucił w jego stronę Terry. Następnie obaj skierowali swój wymowny wzrok na piwnooką, która stała nieruchomo jedynie zaciskając nerwowo pięści.
   Przypomniała sobie słowa Scotta: "Każdy kto o tym wie jest narażony na niebezpieczeństwo". Ale o czym? Nie wiedziała, ponieważ tylko udawała, że zna treść rozmowy, którą przeprowadził z tą drugą tajemniczą osobą. "Jeśli coś o mnie powiesz przysięgam, że narobię problemów (...)". Jeżeli jego groźby były prawdziwe, to nie może narażać pozostałych pielęgniarek - i jej koleżanek - na niebezpieczeństwo. W ogóle nie rozumiała o co chodzi ze Scottem, pomijając fakt, iż widziała go jak zamierza zadzwonić do kogoś po za obrębem obozowiska. Czyli nie chciał, aby odbiorca tej rozmowy był zarejestrowany w sieci połączeń ludzi do których dzwoniono z obozu.
   Coś ukrywa. Ona nie wie co a on uważa, że wie. Prawie by ją udusił pod tym prysznicem. Groził jej i pielęgniarkom. Jest szantażystą, kłamcą i manipulatorem. Pamięta jak zaciągnął szczerbatego Stevena do biura Henrego i kazał opowiedzieć jak to było w kolejce na obiad, gdy to wymierzył klapsa jej i Soffi. Z pewnością jest z nim coś nie tak i powinna teraz opowiedzieć o tym wszystkim Darrenowi, ale... Nie może. Przecież ten napakowany łysol zabronił jej donoszenia o nim komukolwiek. W przeciwnym razie narobi "problemów" Rebecce, Dari i Soffi. Postanowiła, że jak na razie dostosuje się do jego gróźb, ponieważ nie wygląda jej na osobę, która rzuca słowa na wiatr.
    - Zobaczyłam pod prysznicem małego skorpiona i przestraszyłam się. To wszystko. - Wymyśliła szybko, siląc się na niewinny uśmiech. Wiedziała w jakiej żenującej sytuacji się właśnie stawia, ale nie miała wyjścia.
   Zauważyła jak Terry i Darren spoglądają na siebie i z trudem powstrzymują wybuch śmiechu. Policzki zaczęły im się trząść a twarz pokryła się czerwienią.
    - No dobra. Rzućmy okiem na to monstrum - powiedział stanowczo Darren. Tonacja głosu ociekała mu wręcz drwiną.
   Szkoda, że jej nie było tak do śmiechu. A dlaczego? Może dlatego, że za drzwiami tej kabiny siedzi monstrum w postaci mężczyzny, który przed chwilą blokował jej dopływ tlenu.
    - Widzę dama w potrzebie. Jak duży był? Myślisz, że jest w stanie połknąć nas w całości? Jeśli tak, to nie chcę tam wchodzić - oznajmił prześmiewczo Brooks i stając ramię w ramię z Fletcherem zaczęli podchodzić do kabiny.
   Dziewczyna szybko skoczyła przed nich, a potem wyciągnęła ręce do przodu, aby ich zatrzymać.
    - Ależ nie wchodźcie tam! - rozkazała. - Znam ten gatunek. Jad takiego skorpiona jest zabójczo niebezpieczny. Zresztą, pewnie już sobie poszedł. - Starała się zażartować w celu dodania otuchy samej sobie. Na prawdę źle by się to skończyło, gdyby ujrzeli w środku Scotta. Narobiliby samych problemów, biorąc pod uwagę wcześniejszą konfrontację pod prysznicem. I słowa wypowiedziane podczas tej sytuacji.
   Nie musiała ich długo przekonywać. Wymienili jeszcze parę żartów, po czym obydwaj udali się na jakieś ważne spotkanie z Henrym. Została sama. Po krótkim namyśle, postanowiła nie wchodzić do środka, żeby dowiedzieć się jakichś szczegółów od łysego. Przecież kopnęła go w kroczę. Na pewno jest rozwścieczony i próby wyłudzenia od niego jakichś informacji z pewnością źle by się zakończyły. Stwierdziła więc, że pójdzie na boso do swojego namiotu, a buty odbierze, gdy upewni się, że w tej kabinie nie ma żadnych niepowołanych szkodników.


   Późnym wieczorem, po całodziennym zimnym i pracowitym dniu, Hov w końcu mogła przysiąść na krześle w kącie swojego namiotu, żeby zatopić swoją wyobraźnie w fabule książki. Pomimo wielu prób skupienia się, nie mogła przestać myśleć o tej całej sytuacji ze Scottem, którego szorstkie dłonie nadal czuła na swojej szyi. Przez cały dzień unikała go jak ognia, ale też obserwowała z daleka każdy jego ruch. Dzięki temu czuła się bezpiecznie, ponieważ zawsze wiedziała gdzie jest i co robi.
   Praca w namiocie medycznym szła im dość mozolnie. Może za względu na brak Dari, która znów znalazła sobie jakieś inne zajęcie i po prostu nie zjawiła się na swojej zmianie. Bob prawie całe po południe zszywał jakiegoś żołnierza, więc też nie mogły liczyć na jego pomoc. Zostały same w trójkę: Hovery, Rebecca i Soffia, które wypruwały sobie flaki, by tylko zaspokoić potrzeby rannych.
   Rozmyślenia dziewczyny nad całym dniem przerwał Darren, który wszedł do namiotu z miną, jakby co dopiero go zdjęto z krzyża. Rzucił się na łóżko i westchnął ociężale.
     - Pierwszy raz widzę cie takiego zmęczonego. No, nie licząc zeszłej nocy. - Także ciężko wypuściła z ust powietrze. - Mówiłam, żebyś się dziś nie przemęczał - Zirytowana przeczesała palcami włosy.
     - Nie jestem zmęczony. Po prostu wypiłem za mało kawy.
   Brunetka sądziła jednak co innego. I nagle przypomniała sobie, że nadal nie wypytała go o przebieg zeszłej akcji, o której bardzo pragnęła się dowiedzieć. Co prawda, słyszała ściszone plotki żołnierzy przy obiedzie, ale i tak niewiele mogła z nich zrozumieć, ponieważ miała wrażenie, jakby mówili do siebie jakimś szyfrem.
     - Słuchaj... - zaczęła, nie wiedząc dokładnie jak ma zacząć. Lecz zanim zdążyła zmienić zdanie i udawać, że się nie odezwała, poczuła na sobie parę ciemnych oczu przekazujących w swojej głębi całą uwagę właściciela. - Masz swoje zwycięstwo, prawda? Nie raz się o to kłóciliśmy. I chyba zrozumiesz jeśli chciałabym się dowiedzieć jak wam poszło i czemu musiałam ratować ci tyłek. - Uniosła wzrok. Spojrzała mu prosto w kamienną twarz, która w tym momencie nie zdradzała żadnych emocji. Aż tak go zadziwiłam tym pytaniem? Zanim zdążyła wyczuć przypływ złości w jego specyficznej aurze, szybko dodała: - Wiesz, że z natury jestem ciekawska i to tylko...
    - Panie admirale.
   Usłyszeli donośny głos mężczyzny stojącego w wejściu.
    - Przepraszam, że tak niespodziewanie, ale McDonet pana wzywa. To bardzo pilne. - Na jego twarzy pojawiły się zmarszczki niepokoju, a oczy, jakby odbijały w sobie ostrzeżenie. Jedno jest pewne. Postawa jaką sobą prezentował nie wróżyła nic dobrego.
   Darren natychmiast zerwał się z łóżka i zrobił kilka kroków w kierunku mundurowego, gdy ten znów się odezwał:
    - Pani także.
   Czarnooki zatrzymał się na chwilę i spojrzał przez ramię na dziewczynę. Momentalnie pobladła i przełknęła cicho ślinę. Wkładając kosmyk włosów za ucho podniosła się z miejsca i wtedy... coś przykuło jej uwagę. Co tu robią czerwone trampki, po które zapomniała się dzisiaj cofnąć? Stoją najnormalniej w świecie ustawione równiutko obok wejście do namiotu. Po prostu stoją. Nie miała czasu jednak, aby jakoś to skomentować, ponieważ całą trójką wyszli na zewnątrz.
   Kierując się do biura Henrego zostawała trochę z tyłu, krzyżując ręce na piersiach w celu rozgrzania się na zimnym wietrze. W głowie miała mętlik. Myśli jej błądziły w okół tych przeklętych butów, Scotta, groźbach, sceny pod prysznicem, dwóch słów "pani także" oraz kontenera, do którego miała wielką nadzieję ponownie nie trafić.
   Kątem oka zobaczyła nagle jak Darren przystaje i czeka, aż ona dorówna mu kroku. Gdy już ruszyli ramię w ramie, Hov poczuła, jak mocno łapią ją w tali i gwałtownie przyciska do swojego boku. Po chwili nachylił się nad jej uchem i wyszeptał:
    - Co znów przeskrobałaś?
   Jest zły.



~***~

   

13 komentarzy:

  1. W końcu! Jest cudowny! Rozwalilas mnie tym.Kurde czego skonczylas w takim momencie? Masz talent dziewczyno trzymaj tak dalej! ♥♡♥ Uwielbiam twoje opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie mieszkasz? Bo idę Cię torturować.


    (dłuższy komentarz dodam kiedy indziej, na razie idę pogrążyć się w cierpieniu spowodowanym niedosytem, Twoje opowiadanie mnie powoli zabija)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra. Dobra. Chyba jestem gotowa na skomentowanie. :)
      Jeeej, Hovery uratowała Darrena :D Pomimo tego, że to jej obowiązek, to przecież jednak ktoś inny mógł go uratować, ale jednak zrobiła to ona. :D
      Uwielbiam jakikolwiek ich kontakt cielesny. Sama nie wiem czemu, ale Ty tak to opisujesz, że choćby tylko lekko się dotknęli, ja mam wrażenie, że to coś ważnego i istotnego i hahaha, może to głupie, ale czuję, jakbym ja sama to przeżywała. xD Świetnie piszesz, uwielbiam Twój styl pisania. Wyzwala we mnie tyle emocji, że aż mi się w głowie kręci. :)
      Co ten Scott ;o Frajer jeden ;o Biedna Hov, jak on śmie ją dusić? Nie mam do niego za grosz szacunku. Zastanawia mnie, czy czasem nie miał czegoś wspólnego z tym wypadkiem Darrena. W każdym razie jestem strasznie ciekawa, co on planuje. Szkoda, że Hovery nie usłyszała całej rozmowy. Naprawdę szkoda. :D I mogłaby powiedzieć o tym Darrenowi, chociaż rozumiem ją, dlaczego woli zatrzymać to w tajemnicy, to i tak uważam, że lepiej byłoby, jakby powiedziała mu to. ;p
      Co znowu Hov zrobiła? ;o Teraz to już nie mam pojęcia. ;p
      Jeeeej, pisz szybko następny rozdział. Niecierpliwość, ciekawość i podekscytowanie to mnie nie chcą opuścić i sprawiają, że coraz bardziej nie mogę się doczekać dalszego ciągu, jeśli to w ogóle możliwe. :D
      Uwielbiam! xoxo

      Usuń
  3. Proszę Cię pisz szybciej! Nie mogę się doczekać!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww! Spodobało mi się że w końcu Hov będzie przeżywać jakąś niesamowitą przygodę, która zapowiada się bardzo ciekawo i interesująco, kurcze szkoda ze nie podsłuchała całej tej rozmowy bo jestem strasznie zaintrygowana. Oczywiście rozdział zakończony w najlepszym momencie :( Trzymaj tak dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hov uratowała Darrena to było takie słodkie, może tylko dla mnie, ale było xd
    Darren chyba po tym zmienił nastawienie do niej, bo w tym rozdziale był mnie opryskliwy wobec niej niż w innych
    Scott to świnia i jestem ciekawa czy on ma coś wspólnego z tym co się stało z Darrenem
    Rozumiem że Hov boi się Scotta, ale moim zdaniem powinna coś powiedzieć szczególnie Darrenowi
    Jestem ciekawa co ona takiego zrobiła??
    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział jak zawsze super się czytało. I jeszcze to jak Hovery uratowała Darrena to było...brak słów <3 Czekam z utęsknieniem na następny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg swietny rodzial <3 a ta akcja ratunkowa.. aww ;* czekam na nastepny /Paula

    OdpowiedzUsuń
  8. Blagam dodawaj czesciej te rozdzialy ;* to jest mega ♥ ciekawe o co tym razem chodzi no i mam nadzieje ze miedzu Hovery a Darrenem cos zaiskrzy ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ciekawa czy Darren troche zmieknie w zachowaniu do Hovery. Oby Hovery nic sie nie stalo przez tego debila Scotta

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana kiedy nowy rozdział? Bo już nie moge się doczekać co bd dalej ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy raz trafiłam na takie opowiadanie i... bardzo mi sie spodobało. Wiekszosc blogow jest raczej monotonna a ten? Jest niezwykły ♥ jestem ciekawa jak potocza sie dalsze losy Hovery i Darrena , moze nawet pojawi sie milosc? Kto wie. Czekam na nastepny , mam nadzieje ze pojawi sie w ten weekend ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy nastepny? :)

    OdpowiedzUsuń